Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Antoni Nowosielski: „Pamiętniki kuratora magazynów". Odradzam


W tamtym czasie – połowie XIX stulecia – według zarządzenia władz w każdym majątku ziemskim, w każdej wsi powinien istnieć magazyn zawierający rezerwę zboża na wypadek nieurodzaju dla zapobieżenia głodu. Narrator, szlachcic z uniwersyteckim wykształceniem, jest wyznaczony przez powiatowego marszałka szlachty do sprawdzenia czy takie magazyny rzeczywiście istnieją, zawierają zapasy i w jakim są stanie.

W większości odwiedzonych miejsc magazynów nie ma. W pierwszym majątku gdzie jest, z powodu przeciekającego dachu składowane ziarno gnije, a stary pastuch wyznaczony do pilnowania składu cierpi wyraźnie na chorobę Alzheimera. Ziemianie zwykle nie wiedzą o zarządzeniu. Obiecują zbudować magazyn, tyle że w przyszłości, bo obecnie pora roku akurat nie sprzyja takim pracom. W braku magazynów kurator opisuje to co widzi: nieporządne obejścia, zabudowania gospodarcze nie dość oddalone od mieszkalnych. Prosiaki ryjące przed gankiem dworu. Zapraszany był do wnętrza, do pokoju dość brudnego, gdzie na ścianach rozwieszone były popstrzone od much portrety jakichś polonusów czerwonych z golonymi głowami, zawiesistymi wąsami. Na stole leżała pończocha, kłębek, tabakierka i chustka, siedział kot i umywał się liżąc łapę. Przez izbę przebiegały tłuste, rozmamłane dziewczęta, popychając jedna drugą.

Jeśli gospodarz był mężczyzną, proponował kuratorowi kieliszek gorzałki bądź doskonałej wiśniówki. Po stanowczej odmowie narzekał na niskie ceny zboża, sprawiające, że sprzedał niemal całe zbiory. Częściej były to wdowy zapraszające zwykle na pierogi i kawę. Przy posiłku wdowa zwykle wykorzystywała okazję by opowiedzieć historię swego życia; najpierw starało się o nią trzech konkurentów: jeden assesor, drugi rządca trochę zezowaty, trzeci porucznik Portopiejkin. Wreszcie wydała się za chorążego. Ten był niedorajda, wszystko było na jej głowie. Gdy chorąży umarł, drugi mąż Kieliszkiewicz był lepszy, ale Bogiem a prawdę powiedziawszy, nałogowy; gdyby nie to, lepszego męża ze świecą szukać. Słuszny mężczyzna, zdrów, ale dostał apopleksyi i umarł. Miałam z nim ośmoro dzieci. Naszego kuratora podkusiło by spytać o losy odrzuconych konkurentów i uzyskał wyczepujące wiadomości: zezowatego dzierżawcę wyrzucono z dzierżawy, assesor wywędrował w świat i gdzieś zaginął, porucznik Portopiejkin zginął w wojnie z Francuzem. Odtąd kurator stara się omijać majątki wdów. Ziemianie słysząc nazwisko uznają, że niesłychanie przypomina swego dziada. Starają się go swatać z miejscowymi pięknościami. Pewna Zosia nawet mu się podoba. Właśnie rozpakowuje książki przywiezione z Paryża. Były to „La dame de Monsoreau” Dumasa oraz „ Phisiologie du mariage”, „La fille aux yeux d’or” Balzaka. Widząc te okropne i plugawe niegodziwości kurator czuje, że krew napływa raptem do głowy. Podnosi głos: Są to, pani, niegodziwości, same brudy, najpodlejsze plugastwa. Paniż to czytać podobne rzeczy?

 Odtąd, czując apetyt zatrzymuje się w żydowskich karczmach. Gospodyni, w perłach, brylantach i brudnym fartuchu proponuje zawsze rosół i rybę. Do tego wódkę, – nie piję…to likier, dubelt różowy albo miętowy, kminkowy.

– Nie chcę.

– Może goldwasser albo ratafia, rarytna, antyk!

– Nie.

– Może wielmożny pan pozwoli lipcu?

– Nie piję i miodu.

– Ale taki lipiec lepszy od starego węgierskiego wina.

– I wina nie piję.

– Ja wiem co – mam porter, ale fajn!

– Nie.

– Ja wiem, pan powinien wziąć sobie żonę. Ja mam dla pana panienkę. Panu potrzeba bogatej, żeby posag był duży. Ma trzysta dusz. Piękna, tłusta. Adukowana po łacinie, po niemiecku i tańcuje, aj, waj. Kolaską jeździ.

I jeszcze dowiaduje się kurator, że czwartego lipca ma być koniec świata. Ze dwa tygodnie temu do Berdyczowa przyszło dwóch starych Żydów. Mówią, że są prorocy z nieba. Pokrzywkiewicz, który przyjechał z Berdyczowa wszystkim to powtarza. Policmajster zabrał ich do kozy. Jak będzie koniec, to poginiemy wszyscy razem, a jak nie to dam wam po dwieście batów.

Nowy rewizor gubernatora zrewidował magazyny, znalazł niedobory, myszy w stertach i podziękowano kuratorowi za służbę. Wrócił do pługa i zakończył pisanie pamiętników.

Antoni Nowosielski: „Pamiętniki kuratora magazynów” w POLONIE

◊◊◊

Artykuł powstał w ramach realizacji przez Bibliotekę Narodową projektu „Patrimonium – digitalizacja i udostępnienie polskiego dziedzictwa narodowego ze zbiorów Biblioteki Narodowej oraz Biblioteki Jagiellońskiej” współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa 2014-2020 oraz budżetu państwa.

◊◊◊

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.