Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Sto piętnaście lat temu urodził się Stanisław Jerzy Lec


Był poetą, satyrykiem, fraszkopisarzem i dziennikarzem, tłumaczem literatury niemieckiej, jednak największą sławę przyniosły mu wyborne aforyzmy, takie jak: „I słowo może być kneblem”, „Kto stracił głowę, tego ona często boli” czy „Komu język posłuszny, ten często milczy”. Napisał ich około pięciu tysięcy, większość z nich zachwyca inteligencją, czarnym humorem oraz uniwersalizmem.

Urodził się 6 marca 1909 roku we Lwowie jako Stanisław Jerzy de Tusch-Letz. Uczył się w Wiedniu i niemieckojęzycznym gimnazjum we Lwowie. Na Uniwersytecie Jana Kazimierza studiował najpierw filologię, a potem prawo. Wiedza prawnicza przydała mu się, gdy od roku 1936 na łamach „Dziennika Popularnego” pod pseudonimem Stach publikował w wydaniu codziennym felietony z cyklu Przed sądem nieostatecznym, zaś w wydaniu niedzielnym Przed sądem ostatecznym.

Jako poeta zadebiutował w 1929 roku wierszem Wiosna ogłoszonym przez „Kurier Literacko-Naukowy”. W 1933 roku wydał pierwszy tom poezji Barwy. Dwa lata później wyszedł zbiorek jego utworów satyrycznych Zoo, zaś w roku 1936 tomik Satyry patetyczne. W tym czasie współpracował z „Cyrulikiem Warszawskim” oraz „Lewarem”. Nie ukrywał lewicowych przekonań, czego wyraz dawał w tekstach drukowanych w prasie. Z Leonem Pasternakiem założył, szybko jednak zamknięty przez władze, politycznie zaangażowany Teatr Pętaków. Po zamknięciu komunizującego „Dziennika Popularnego” w 1937 roku groziło mu aresztowanie. Wyjechał do Rumunii, a po powrocie do kraju pracował jako adwokat w Czortkowie. Publikował jednak w „Szpilkach” oraz w „Czarno na białym”. Po wybuchu wojny odnalazł się we Lwowie. Zatrudnił się w redakcji „Almanachu Literackiego”, jego teksty pojawiały się w „Czerwonym Sztandarze”, a także w „Nowych Widnokręgach”. Po wejściu Niemców do Lwowa został aresztowany. Więziony był w obozie w Tarnopolu, ale w 1943 roku udało mu się stamtąd uciec. Wstąpił do Armii Ludowej, był w partyzantce. Rok później był już majorem Wojska Polskiego.

Pierwsza jego książka wydana po wojnie to tomik Notatnik polowy, ogłoszony w 1946 roku w Łodzi. Tego samego roku w Warszawie ukazał się zbiór fraszek i satyr Spacer cynika, zaś dwa lata później utrzymany w podobnej poetyce tomik Życie jest fraszką. Był wtedy redaktorem „Szpilek”, które już w 1945 roku reaktywował wraz z Leonem Pasternakiem i Jerzym Zarubą. Krótko potem wyjechał do Wiednia jako attaché prasowy. W 1950 roku wydał tom Nowe wiersze i wyemigrował do Izraela, w efekcie czego został pozbawiony członkostwa Związku Literatów Polskich, zaś jego książki wycofano z bibliotek. Po powrocie do Polski w 1952 roku został objęty zakazem druku. Zaczął wówczas pisać aforyzmy. W 1955 roku na łamy miesięcznika „Twórczość” zaprosił go Jarosław Iwaszkiewicz. Rok później Lec wydał, zdaniem krytyki swój najlepszy i jednocześnie najbardziej osobisty tom poetycki zatytułowany Rękopis jerozolimski. Znalazły się w nim utwory powstałe w latach 1950–1952 w Izraelu, takie jak: Nocą w dzielnicy Baka, Ballada pisana w piasku pustynnym czy Hamsin wieje. W jednym z wierszy napisał: „Tej ziemi, której soki we mnie, / już zapomnieć nie mogę. / Gdzie krok postawię w blask lub w ciemnię, / czuję już tylko drogę”.

W 1957 roku ogłosił zbiór aforyzmów Myśli nieuczesane, w następnych latach tom ów był regularnie wznawiany. W cieniu Myśli nieuczesanych pozostały opublikowane w następnych latach zbiory liryczne List gończy oraz Poema gotowe do skoku. Trzeba jednak przyznać, że wiersze z tych tomików urzekają precyzją słowa, oszczędnością formalną, jasnością przekazu. A przecież autor tych książek był także tłumaczem. Przełożył dramaty Friedricha Schillera i Bertolta Brechta. Zapisał się w historii także jako tłumacz słynnego wiersza Paula Celana Fuga śmierci.

Stanisław Jerzy Lec zmarł 7 maja 1966 roku w Warszawie. Pochowany został na cmentarzu wojskowym na Powązkach. W przedmowie do jego Wyboru wierszy, wydanego w 1968 roku, poeta i eseista Jan Śpiewak napisał: „Lec chodził zawsze własnymi drogami, nie należał do żadnej orientacji poetyckiej, nie ulegał literackim modom i snobizmom, dlatego krytycy mało o nim pisali. On, który był tłumaczony na tyle języków świata, o którym pisano książki i filozoficzne rozprawy, na dobrą sprawę szedł samotnie. Ale znał wartość swojej sztuki”.