Gdy spojrzeć pobieżnie na przedmowy wielu dziewiętnastowiecznych poradników i książek kucharskich, nasuwa się wniosek, że ich autorki dawały największy dowód podległości kobiet wobec swych mężów i ojców. Zdania skreślone przez Marię Gruszecką, Karolinę Nakwaską, Bronisławę Leśniewską, czy nawet Lucynę Ćwierczakiewiczową konstytuowały ich czytelniczki jako służki predestynowane jedynie do opieki nad domem.
Warto jednak przeczytać te przedmowy na nowo. Pamiętając jak ograniczone możliwości wyrażania swoich opinii wprost posiadały wspomniane autorki, odkryjemy, że ich teksty mają drugie dno. Zrozumiemy, jak ogromny wpływ mogły mieć na swoje czytelniczki. Zobaczymy, jak rysował się obraz codziennego życia polskich mieszczanek i przedstawicielek klasy średniej. Otóż życie dziewiętnastowiecznej kobiety skupione było wokół domu, jego pokoi, sprzętów, stołu. W centrum wszystkiego stał mężczyzna. Kobieta, niezależnie już od pozycji społecznej, odgrywała swoją rolę społeczną: żony, matki, gospodyni, pani, czy jak ujęła to Bronisława Leśniewska w książce Kucharz polski dla młodych gospodyń (wydanie z 1880 r.): „karmicielki, piastunki, spójni rodziny, uosobienia wyrazu: dom”.
Leśniewska zresztą była przodowniczką w pisaniu wstępów natchnionych i afektowanych. Inaczej niż trzeźwo patrząca na świat Ćwierczakiewiczowa, widziała w swoich czytelniczkach misjonarki (a może i superbohaterki?):
Od matki bierze niemowlę utrzymanie życia, od matki spieszy dziecię po kawałek chleba; od matki-kobiety w lata idący człowiek przyzwyczaja się żądać posiłku; bo i któżby mu lepiej dogodzić potrafił? to rzecz tak naturalna, tak zgodna z uczuciami serca! (Kucharz polski jaki być powinien, Warszawa 1856)
Trudno się nie zgodzić, że książki Leśniewskiej i jej podobnych autorek-gospodyń podkreślały przeznaczenie kobiety do bycia „żoną, matką, karmicielką, piastunką, szafarką skarbów przyrody”. Jednocześnie jednak łagodziły atmosferę uległości oraz nierównoprawności, akcentując rolę „pani, gospodyni domu; osi, około której wszystko się obraca, a ona stoi niewzruszona, gotowa w każdej chwili rozpostrzeć opiekuńcze skrzydła” (z Odezwy do młodych gospodyń w wydaniu Kucharza polskiego… z 1880 roku). Właśnie ten akcent, przeniesienie punktu ciężkości na pozornie niemożliwe przejęcie przez kobietę domowych rządów, pozwala zrozumieć jak dziewiętnastowieczne żony oswajały ówczesną sztywną obyczajowość i patriarchalność. Jak kawałek po kawałku czyniły swoje obowiązki zaletami, jak czyniły ze swojej pracy zawód, bez którego nie mogło istnieć społeczeństwo. O „zawodzie kobiety” wspominała Karolina Nakwaska we wstępie do Dworu wiejskiego…:
Radabym także, lube Rodaczki, Was naprowadzić na drogę szczytniejszą; okazując Wam, że zawód kobiety, choć w obrębach gospodarstwa wewnętrznego, – nie jest tak błahy, ani tak poziomy, jak to niektórzy myślą i mówią. W Waszych rękach szczęście mężów, pomyślność dzieci, od Was idzie przykład podwładnym. Wy siebie uważać winnyście, jako mające opiekę duchowną nad tylu istotami, Waszej pieczy przez Opatrzność powierzonemi.
Między wierszami kuchennych poradników czytelniczki mogły odnaleźć wyraz kobiecej solidarności, potwierdzenie własnej wartości, utwierdzały się w przekonaniu, że są niezastąpione, mają przydzieloną misję. Takie rozumowanie mogło umacniać samowykluczenie – trwanie kobiety na niezmiennym stanowisku żony, ale wyzwalało też siłę, która pozwalała jej nieśmiało wkraczać na kolejne płaszczyzny życia społecznego.
Książki kucharskie były dla pań z burżuazji i klasy średniej kompromisem między nielicznymi kursami gotowania a nauczaniem w domu. Ważne, by podkreślić, że skierowane były do i zarezerwowane tylko dla kobiet. Pisane przez kobiety i przez nie tylko czytane. Autorki odsuwały na dalszy plan lub całkiem negowały służebne, instrumentalne elementy pracy oraz ich monotonność. Podkreślały za to wagę bardziej fachowych i wykwalifikowanych form pracy domowej. W oczach autorek i czytelniczek polepszanie jakości dóbr i usług produkowanych przez panią domu było kluczem do podniesienia swojego statusu. Tak pisała o pozycji pani domu Ćwierczakiewiczowa:
Niezależnie od tego, czy gospodynie gotowały same, czy nadzorowały tylko pracę kucharki, jedzenie i wszystkie czynności z nim związane stały się instrumentem władzy – subtelnej, wewnętrznej, kobiecej. Świat, który stwarzała sobie w domu kobieta, świat, który kazało jej stworzyć społeczeństwo – był jej światem i to na wyłączność. Kobieta, tkwiąc w swoim habitusie, czyniła z niego siłę. „Bądźcie wielkiemi paniami” nawoływała Karolina Nakwaska, a legendarna Lucyna Ćwierczakiewiczowa podkreślała, że „dom jest to państwo kobièty”. Całkiem już powszechne w latach pięćdziesiątych XIX wieku książki kucharskie i podręczniki gospodarstwa przybliżały paniom domu strategię zarządzania tym państwem. Mężczyzna mógł być panem domu, ona miała swoje królestwo – kuchnię. A bycie królową nie jest poniżające. „Zawód kobiety” zyskiwał na znaczeniu: „Piórem mojem zakreślone kółko działania kobièty, może się komu wydawać poziomèm ograniczonèm, ciasnèm… Tak nie jest. Własną siłą i potęgą obwód tego koła rozszerzy kobieta…” – napisała Bronisława Leśniewska, nie mając pewnie do końca pojęcia, jak subwersywny był to akt.
Girl power, czyli o karmicielkach i szafarkach skarbów przyrody by Olga Badowska is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.