Polskie transatlantyki – M/S „Piłsudski” z 1934 roku i bliźniaczy, o rok starszy M/S „Batory” były pływającymi oazami luksusu: doskonale zaprojektowane po najdrobniejsze detale. Nad projektowaniem obu statków czuwała komisja składająca się z najwybitniejszych polskich architektów, rzeźbiarzy, plastyków, malarzy i grafików. 78 artystów stworzyło setki obrazów, rzeźb, dekoracji, mebli czy tkanin. Pływające salony mogły się także pochwalić specjalnie zaprojektowanym menu czy zastawą stołową. W krótkiej, niespełna pięcioletniej historii istnienia „Piłsudskiego” pokładowym kucharzem był Stanisław Kawko. To spod jego ręki wyszły zapewne dzienne zestawy menu, które prezentujemy obok. Do dziś zachwycają niebanalnymi daniami, o skomentowanie których poprosiliśmy znanych kucharzy. Zaskakują też piękną szatą graficzną, której dziś na próżno szukać na lądzie, a co dopiero na morzu. Wiemy, że zestaw śniadaniowy na potrzeby polskiego liniowca zaprojektowała słynna Julia Keilowa. A kto kryje się pod inicjałami H.S.? Tego niestety nie udało nam się ustalić…
◊◊◊
Aleksander Baron
(Solec 44)
Sierpień 1939 roku. Sytuacja w Europie napięta, ale nikt nie daje wojnie wiary. Życie toczy się swym normalnym rytmem, w którym jest czas na przyjemności. To ostatnia taka wycieczka na fiordy Norwegii. Wyobrażam sobie te postaci, siedemdziesięciu sześciu pasażerów klasy pierwszej i siedmiuset czterdziestu klasy turystycznej: każdy na swój sposób zaznaje luksusu i cieszy się tą wyprawą. Każdy ma ochotę dobrze zjeść, i to zjeść wykwintnie. Jadłospis wydaje się lustrzanym odbiciem fascynacji, pragnień, przyzwyczajeń, a nawet poczucia bezpieczeństwa ówczesnych turystów.
To ostatnie chwile naszego transatlantyku. M/S „Piłsudski” zatonie za trzy miesiące, wpadając prawdopodobnie na minę morską, podczas pierwszego rejsu wojennego statku do tej pory będącego „pływającym salonem i ambasadą kultury polskiej”.
◊◊◊
Aleksander Baron
(Solec 44)
W zakąskach urozmaicenie: od kawioru po pikle. Pasztet Vitaminowy zdaje się wyborem nie tyle skierowanym do jaroszy, ile wyborem dietetycznym. Fascynacja francuskim i włoskim stołem sprosta gustom kosmopolitycznego dwudziestolecia międzywojennego. Krupnik polski z dróbkami i bigos po myśliwsku są z kolei przygotowane z myślą o pasażerach o swojskim podniebieniu, piewców hasła „nasze równa się najlepsze”. Tylko desery nie robią specjalnego wrażenia.
Dziś, trzy ćwierćwiecza później, to pokładowe menu obroniłoby się bez najmniejszego problemu. Na koniec przyznam, że ciekaw jestem, co proponował ówczesny wine-stewart.
◊◊◊
Artur Moroz
(Bulaj)
Tak się kiedyś gotowało! Teraz tylko patrzymy na innych. Menu krótkie, ale to dlatego, żeby móc wydać te dania podczas jednego serwisu.
Do tego bardzo urozmaicone pod względem asortymentu i technik gotowania: mamy dania i pieczone, i smażone. Do wyboru dwie najlepsze polskie ryby, jedna słodkowodna i morska w zestawieniu z mięsami jasnymi i ciemnymi. Na pewno wybrałbym się w taki rejs. I jeszcze jedno: w tamtym okresie nie było przecież ułatwień, półproduktów, maszynek sous–vide, a jak kucharze gotowali!