Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz poleca. Anna M. Szczepan-Wojnarska. „Uwierzyć słowom. O poezji Jerzego Liebertaˮ. Kraków 2023


 Książka tej serii, jak zawsze, zaczyna się biografią pisarza. O jego krótkim przecież życiu, zmarł 19 czerwca 1931 roku, mając niespełna 27 lat, warto powiedzieć parę słów.

Poeta urodził się 24 lipca 1904 roku w Częstochowie, nic go z tym miastem oprócz narodzin nie łączyło. Był synem Stanisława Lieberta, ziemianina, którego rodzina „na skutek represji carskich” straciła majątek. Ojciec był inżynierem. Matką była Maria z Kubackich.   Wnuk zesłańca na Syberię z 1863 roku. Miał kuzyna, Wacława Jerzego Lieberta, prozaika. Dzieciństwo spędził po części w Ostrowcu Świętokrzyskim. Mając dziewięć lat, w roku 1913, rozpoczął naukę w Gimnazjum im. M. Reja w Warszawie, ale już w roku 1915 wyjechał z rodziną do Moskwy, „gdzie jego ojciec otrzymał posadę w fabryce maszyn parowych”. W tym czasie uczęszczał kolejno do gimnazjum rosyjskiego i polskiego Wacława Jacuńskiego, do szkoły Polskiego Komitetu Pomocy Ofiarom Wojny prowadzonej przez Wacława Giżyckiego. Czas spędzony w Moskwie, doskonała znajomość języka rosyjskiego, „wrażliwość na rosyjską poezję i śpiewność tego języka” były ważne dla jego poźniejszych tłumaczeń poezji m.in. Anny Achmatowej, Aleksandra Błoka, Siemiona Nadsona. Przetłumaczył również Puszkina Mozart i Salieri.

 Rok 1918 to powrót do kraju, do Warszawy, gdzie kontynuował naukę najpierw w Gimnazjum im. M. Reja, a później w Wyższej Szkole Realnej, którą założył W. Giżycki. Języka polskiego uczył go wtedy Leon Pomirowski. W tym też czasie zaczyna pisać. W 1921 roku zadebiutował wierszem Zmartwychwstanie. Modlitwa młodego poety, który ogłosił w czasopiśmie Chrześcijańskiego Związku Akademików i YMCA „Czyn”, podpisując się pseudonimem Jerzy Lech.    

 O twórczości Lieberta pisali później między innymi Irena Sławińska, Stefania Skwarczyńska, Jacek Łukasiewicz, Zbigniew Bieńkowski, Jan Kott.

 Warto wspomnieć o jego bliskich stosunkach z Hanną i Jarosławem Iwaszkiewiczami.

Jarosław Iwaszkiewicz opisał pierwsze spotkanie z Jerzym Liebertem tak:

„W moim biurze redakcyjnym (…) zjawił się kiedyś w towarzystwie kolegi młodziutki, bardzo sympatyczny chłopiec. Ze straszliwym zażenowaniem stanął za kratką oddzielającą ołtarz mojego biurka od reszty pokoju i rumieniąc się i jąkając, oddał mi rękopisy swoje i swojego kolegi. Był to niskiego wzrostu jasny blondyn, z wysuniętym naprzód nosem, z brodą mocno zarysowaną, znamionującą silną wolę. Ozdobę tej nieładnej, ale niepospolitej twarzy chłopca stanowiły czarne, błyszczące  i bardzo inteligentne oczy. Był to Jerzy Liebert, miał wówczas szesnaście lat”.  

Jerzy Liebert na początku publikował swoje prace w „Kurierze Polskim”(1922) i później „Skamandrze”(1922–25, 1925–28), do czego przyczynił się Jarosław Iwaszkiewicz, pomagając Liebertowi w publikacji poezji na tych łamach. Recenzował również jego utwory. W Książce moich wspomnień napisał o poecie: najbardziej poetycki ze wszystkich poetów, jakich spotkałem.

Po ślubie Iwaszkiewicza z Anną z Lilpopów, Liebert stał się przyjacielem ich domu na Stawisku.

Jarosław Iwaszkiewicz w książce Spotkania z Szymanowskim wspomina wizyty bliskich mu osób w „Aidzie”, w podkowińskiej willi, w której Iwaszkiewiczowie mieszkali w okresach letnich, w latach 1923–27: „W «Aidzie» mieszkaliśmy zazwyczaj do późnej jesieni – do pierwszych dni listopada – i właśnie najbardziej pamiętne mi są dni jesienne, kiedy nas odwiedzali najbliźsi przyjaciele: Jerzy Liebert, Aleksander Landau, Stanisław Baliński, Gustaw Taube, Irena Malinowska, Antoni Słonimski i… Karol Szymanowskiˮ.

Niektóre utwory Lieberta powstawały właśnie w willi „Aida”. Liebert zatrzymywał się tam w małym pomieszczeniu na strychu zwanym „pokoikiem cudów”.

O serdecznej przyjaźni Iwaszkiewiczów z Liebertem, a zwłaszcza z Anną, z którą łączyła go ich głęboka wiara, świadczą listy Anny i Jarosława z lat 1922–31 – bardzo często o nim piszą.

Warto pamiętać, że pierwowzorem postaci Juliusza Zdanowskiego w opowiadaniu Młyn nad Utratą, które ukazało się w 1936 roku, był Liebert. W ten sposób pisarz uwiecznił przyjaciela już po jego śmierci.

Jerzego Lieberta przypomniał pięknie Leszek Długosz, śpiewając Jurgowską karczmę po raz pierwszy w grudniu 1965 roku, w czasie piwnicznego balu w Pieskowej Skale. Uważał tę piosenkę za jedną z najlepszych, jakie stworzył:

Raczej zawróć, raczej nadłóż parę staj,

Choćby ziąb cię spalił, wiatr oślepił –

Przed tą karczmą nie zatrzymuj sań:

Nie pij, moja miła, nie pij…

Anna M. Szczepan-Wojnarska. „Uwierzyć słowom. O poezji Jerzego Liebertaˮ w POLONIE