Z lekcji matematyki każdy pamięta geometryczne twierdzenie Pascala. Udowodnił je w wieku 16 lat, zaś pod koniec życia spisywał swe refleksje na temat wiary i niewiary, Boga, świata i kondycji ludzkiej, pośmiertnie wydane jako Myśli – tekst słusznie uważany za arcydzieło francuskiej literatury (w szerokim sensie, obejmującym także literaturę filozoficzną). W międzyczasie też nie próżnował – z powodzeniem zajmował się hydrostatyką, a do jego praktycznych wynalazków należy, bagatela, pierwszy kalkulator (informatycy złożyli mu hołd nazywając Pascalem powstały pod koniec lat 60. ubiegłego wieku język programowania). Wystarczyłoby na wiele żywotów, a Blaise nie dożył przecież nawet czterdziestki… Matematyk, fizyk, filozof-moralista – łączył w sobie (choć nie bez wewnętrznych konfliktów) różne temperamenty intelektualne, to co sam nazywał esprit de géométrie i esprit de finesse.
A jednak w życiu tym, poświęconym pracy naukowej i rozmyślaniom, nie zabrakło także elementu awanturniczego. Jest on związany zwłaszcza z historią publikacji Prowincjałek. Ta seria osiemnastu listów, skierowanych, jak wskazują ich pełne tytuły, do „mieszkańca prowincji” oraz do „Wielebnych Ojców jezuitów”, w tym konkretnie do „Wielebnego Ojca Annat” (królewskiego spowiednika), została wydana w formie książki w 1657 roku, pod nazwiskiem Louisa de Montalte, wcześniej jednak pojedyncze listy krążyły w postaci ulotek. I to właśnie owe ulotki, drukowane potajemnie i nielegalnie, a następnie kolportowane na ulicach Paryża i innych francuskich miast, elektryzowały ówczesnych czytelników, z każdą kolejną odsłoną podsycając ciekawość dotyczącą prawdziwej tożsamości autora.
Skąd konieczność pseudonimu, ukrywania się? Wiąże się to oczywiście z wywrotową treścią Prowincjałek. Pascal, wcześniej całkowicie oddany nauce, od słynnej „nocy ognia” – religijnej wizji, po której zapisał: „Bóg Abrahama, Bóg Izaaka, Bóg Jakuba, a nie filozofów i uczonych” – coraz bardziej skupiał się na rozważaniach teologicznych. Jego sympatie kierowały się przy tym w stronę ruchu jansenistów, skupionych w cysterskim klasztorze Port-Royal-de-Champs. Był to niezwykle surowy nurt duchowości chrześcijańskiej i tak samo surowa („smutna”, według określenia Leszka Kołakowskiego) miała stać się religia Pascala. Natura ludzka jawi się tu jako dogłębnie i nieodwołalnie skażona przez grzech. Zepsuty i upadły jest też świat i doczesna egzystencja jako taka – stąd wszystko, co nas z nią wiąże, odciągając nas od Boga i pytania o zbawienie duszy, jest nicością. Motywy te powrócą z całą mocą w Myślach.
Przyczyny potępienia jansenizmu przez Kościół wiązały się jednak bardziej z kwestiami doktrynalnymi. Janseniusz odwoływał się do św. Augustyna i jego koncepcji łaski jako koniecznego i wystarczającego warunku dobrych uczynków. Wydane w 1640 roku dzieło Janseniusza pod tytułem Augustinus zostało potępione przez Kościół, a prześladowania dotknęły także jego zwolenników, w szczególności Antoina Arnaulda, teologa wydalonego z Sorbony za propagowanie jansenistycznych idei. W tym momencie na scenę wkracza Pascal. Postanawia bronić Arnaulda, a uznawszy atak za najlepszą formę obrony, rusza do walki z jego oponentami – jezuitami.
Zawiłe relacje między łaską a wolną wolą i sprawczością człowieka to temat, który wywołał wiele dogmatycznych sporów, a nawet zaciekłych walk (i to nie tylko na słowa) w łonie chrześcijaństwa. Jeśli jednak Prowincjałki budziły tak powszechne emocje, jeśli zwykli ludzie, nieuczestniczący na co dzień w debatach teologicznych, wyrywali je sobie z rąk, to dlatego, że ich głównym efektem było ośmieszenie Towarzystwa Jezusowego, niezwykle wpływowego papieskiego zakonu, stojącego także za potępieniem jansenistów. Pascal obrał za cel bezlitosnego ataku stosowaną przez jezuitów metodę myślenia nazywaną kazuistyką.
Dbał przy tym o giętkość języka i dowcip, o to, by swoje polemiki formułować w sposób przystępny dla tytułowego „mieszkańca prowincji”. Zadanie było tym trudniejsze, że kazuistyka służyła do osłabiania moralnego rygoru nauk chrześcijańskich – w pewnym sensie wychodziła więc naprzeciw oczekiwaniom zwykłych ludzi, nieczęsto skłonnych do religijnej surowości i oczekujących, że „pozwoli im się żyć”. Zarazem jednak argumenty kazuistyczne przez swą pokrętność urągały zdrowemu rozsądkowi. Weźmy przykład pierwszy z brzegu: wybieg „zastrzeżeń myślowych”. Dzięki niemu „można przysiąc […] że nie uczyniło się rzeczy, którą się uczyniło w istocie, rozumiejąc to w duchu tak, iż nie uczyniło się jej pewnego dnia, albo zanim się przyszło na świat” (z Listu dziewiątego). Niezliczone wybiegi tego rodzaju wymyślane przez jezuickich autorów były jakby stworzone do obśmiania przez umysł wystarczająco krytyczny i śmiały, by wystąpić przeciw Wielebnym Ojcom, mającym posłuch u króla i papieża.
W ten sposób Pascal wziął w obronę jednocześnie zdrowy rozsądek i rygoryzm moralny albo – jak kto woli – zaatakował naraz wydumane sofizmaty i moralny permisywizm, wówczas nazywany laksyzmem. Ów laksyzm został zresztą w końcu potępiony przez papieża Innocentego XI, prawdopodobnie w reakcji na drwiny Pascala. Jacques Attali w swojej biografii filozofa stwierdził: „To pierwszy przypadek intelektualisty, który zbuntował się przeciwko cenzurze, totalitaryzmowi i kłamstwu”. I nawet jeśli słowa te są nieco na wyrost, odwaga i determinacja autora Prowincjałek budzi respekt.
Już pierwszy list wywołał sensację. Drukowany w nocy, w kilku pokątnych drukarniach jednocześnie i z użyciem specjalnej, szybkoschnącej farby, spowodować miał u wszechwładnego kanclerza Séguiera atak apopleksji wymagający siedmiokrotnego puszczania krwi… Z kolejnymi listami wściekłość urzędników królewskich i popleczników papieża tylko rosła. Zaatakowany został wszak sam François Annat, spowiednik Ludwika XIV. Drukarnie zostały obstawione przez szpicli. Tymczasem Paryż, ale też Rouen, Bordeaux i Nantes śmiały się do rozpuku. Również Pascal wydawał się znajdować upodobanie w tej zabawie w kotka i myszkę. W ósmej Prowincjałce napisał: „Jedni biorą mnie za doktora Sorbony, drudzy przypisują moje listy kilku różnym osobom, które tak jak ja nie należą do stanu duchownego. Wszystkie te fałszywe pomysły przekonują mnie, że nieźle mi się powiódł mój zamiar […]”. Pętla stopniowo się jednak zaciskała. Cudowne zdarzenie, do jakiego doszło w Port-Royal, polegające na ozdrowieniu Marguerite Périer (skądinąd siostrzenicy Pascala) za dotknięciem ciernia z korony Zbawiciela, tylko na chwilę poprawiło sytuację. Zaczęły się aresztowania. Po osiemnastu listach autor poczuł, że powiedział już wszystko. I zabrał się za spisywanie i porządkowanie filozoficznych fragmentów, które złożą się na Myśli.
Pięć lat później Pascal leżał już na łożu śmierci, powalony przez potworne bóle głowy. Sekcja wykaże poważne uszkodzenia mózgu oraz organów jamy brzusznej. Z bólem Pascal był jednak oswojony. W ramach umartwiania ciała miał nosić nabijany żelaznymi kolcami pas, który zaciskał, ilekroć zdarzało mu się poczuć coś podobnego do przyjemności… Jego nieznająca żadnych kompromisów religijność, ale też ogólna postawa wobec życia i śmierci, była zaiste surowa. Przypomina o tym tablica na jego grobie: „Ostatni akt jest krwawy, choćby cała sztuka była i najpiękniejsza: gruda ziemi na głowę i oto koniec na zawsze”. Cóż, przynajmniej ubawił się, wodząc za nos kanclerza Séguiera i kardynała Mazarina…
◊◊◊
Digitalizację materiałów bibliotecznych w ramach projektu „Patrimonium – zabytki piśmiennictwa” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.
◊◊◊