Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Higiena i kaligrafia, czyli jak być matką oświeconą


W siedmiusettysięcznym zbiorze tekstów dziewiętnastowiecznych wyraz matka najczęściej łączy się, rzecz jasna, z boska. Za to wyrazem najczęściej go poprzedzającym jest przymiotnik moja, często w formie krótkiej ma. Nic się pod tym względem nie zmienia przez następne półwiecze: w malutkim korpusie Słownika frekwencyjnego polszczyzny współczesnej z połowy lat 60. XX wieku jest tak samo, natomiast porównywalny zbiór z początku naszego stulecia, podkorpus 1 mln słów Narodowego Korpusu Języka Polskiego, alternatywnie podaje jeszcze bożą i Jezusa, natomiast poprzednikiem zwykle jest jakaś forma zaimka on (a więc na przykład jego, jej lub ich matka). Własna jest już od dawna mama, zaraz po niej – mama bliskiej osoby (stąd twoja). W połowie lat 60. mamę poprzedza też niech – pozostałość czasów, gdy do rodziców nie mówiło się na „ty”. Zwyczaj ten, podobnie jak bycie matką dobrą i czule, choć pośmiertnie, wspominaną, odszedł w niepamięć. Dziś rodzice, a szczególnie matki, są toksyczni, wyluzowani albo zajęci karierą, a rodzicielki nigdy nie pozbędą się poczucia winy, że trzylatki słabo piszą po chińsku i ani w ząb nie rozumieją żadnego z problemów millenijnych. Na szczęście dawniej też tak było, czego dowodem literatura i piśmiennictwo wieku pary, kolei, lampy naftowej, niemowlęcych lat wynalazku Karla Benza i pneumatycznych opon rowerowych Johna D. Dunlopa. To również jest czas nowoczesnych matek i nowych teorii w wychowaniu, o których kilka uwag z dwutygodnika dla kobiet „Przedświt”, wydawanego we Lwowie w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku.

Jak przystało na porady wychowawcze, zacznijmy od najwcześniejszego dzieciństwa, szczególnie że najwyraźniej dzieci bardzo się przez ostatnie 100 lat rozwinęły. Dziś kandydat na współczesnego Keplera, gdy tylko obróci grzechotkę [b]ezmyślnie i z zadziwieniem patrzy dziecina w miłośne spojrzenie, schylonej nad kolebką rodzicielki, a pierwszy uśmiech na jej twarzy jest tajemnego porozumienia się dusz, pierwszym zadatkiem miłości wzajemnej. Jest to zaczątek wielkiej pracy, której podołać może tylko matka: [o]bcowanie matki z dziecięciem jest potrzebą konieczną — warunkiem sine qua non — skutecznego działania pedagogicznego. Budząca się miłość dziecka, miłość słaba jeszcze, bo fizyczna, nie powinna się dwoić, nie powinna się rozpierzchać. Matka jeno sama jedna potrafi wyhodować w dziecięciu tę iskrę Bożą, co świecić poczyna w budzącem się uczuciu jego! Z tego też powodu interesowanie się niemowlęciem, nie zaś salonowe konwersacje, powinno być codziennością matek: domagają się przyjaciele ludzkości, aby ten uśmiech pierwszy, matka własna, a nie piastunka ujrzała, aby dziecię już na samym progu życia nie doznało przykrej walki przenoszenia swoich uczuć z karmiącej je niewiasty na tę, która… jeno od czasu do czasu przychodzi zajrzeć w jego kolebkę.

340904-2
„Pozwól, niechaj my Ciebie samą wieńczym”, Fryderyk H. Lewestam, Obrazki z pożycia dobrej rodziny: powieść dla grzecznych dzieci, ok. 1844.

Więź zadzierzgnięta w pierwszych miesiącach życia podporządkowana jest celom dalekosiężnym, krótkoterminowe nie mają bowiem sensu, jako że zdaniem dziewiętnastowiecznych superniań, po dzieciństwie nie należy się spodziewać wiele: [d]ziecięce lata są niemal u wszystkich tak zbliżone, że jeśli w nich jaki odrębny a szczególny nie zdarzy się wypadek, to nie ma chyba co o nich wspominać. Strach pomyśleć, co autor tych słów uznałby za wypadek godny pamiętania, ale raczej nie byłyby to cosobotnie wyprawy do kinematografu na thrillery o zgubionych przez misia, prosiaczka i pajacyka kanapkach z rzodkiewką. Na szczęście natychmiast reflektuje się on, że i dorosły coś ciekawego w cudzym dzieciństwie odnaleźć może: jedyną rzeczą uwagi i dyskusyi godną jest zawsze wychowanie. W swojej pierwotnej i najważniejszej, domowej, postaci, zadaniem rodziców: Tak bowiem jak np. w cackach, i w drzewkach sztucznych, daje się deszczułki, aby stały, a gdy odkleimy podstawę, drzewko pada i już w miłej zabawie ustawiania lasu nie da się użyć, taksamo niepodobna z dziecięcia wyrobić człowieka, ale co się zowie człowieka, w godnem tego słowa znaczeniu, nie dając mu należytego wychowania domowego, t.j. podstawowego. Ono bowiem jest dlań zbroją przeciw wszelkim postrzałom pokus i złego. To co się w duszy z domu wynosi jest cudownym talizmanem, którego siły i znaczenia nieraz ani się domyślamy sami.

Rzecz jasna, szczególna jest rola matki, zgrabnie zaliczonej do „czynników wychowawczych”, pośród których odgrywa ogromną rolę; ona musi być królową w oczach dzieci, ona musi być środkiem ogniska, od którego rozchodzi się światło i ciepło, ona musi być dominującą potęgą prawdy, wiary i ukochania. Z gorzkim realizmem autor „Przedświtu” obowiązek ten rozszerza na inne kobiety, które matkę muszą zastąpić, gdy jej nie ma. Śmiało za to puszcza wodze fantazji i obdarza macierzyński czynnik wychowawczy nieomylnością, doskonałością i wszechwiedzą, a nade wszystko magiczną zdolnością do sprawiania, że dzieci cierpliwie czekają: niechaj dziatwa patrzy jak w wyrocznię z czcią i gotowością posłuszeństwa, z wiary w jej prawość pochodzącego: – niech z ust jej czeka rozstrzygnięcia kwestyi, dla siebie niezrozumiałych i zawiłych, z jej ust pochwały i nagany, przyzwolenia lub zakazu. Stanowczo powinna się matka oprzeć pokusie rozpieszczania dzieci, a by nie mieć rozterek, czy druga zabawka to jeszcze wsparcie edukacji, czy już zepchnięcie w otchłań nudy, najlepiej w ogóle zrezygnować z łakoci i cacek. Powody ku temu roztropna matka ma dwa: po pierwsze, [j]est to bardzo zły środek i ze wszech miar potępienia godny — dziecię bowiem zaczyna kupczyć miłością. Za to [o]toczone staranną opieką, czujące przytem wyższość rodziców, dojdzie dziecię samo do miłości abstrakcyjnej, do miłości dla miłości. Po drugie, [d]ziecię wyrastające wśród obfitości zabawek popada w nudę, częstokroć jest smutniejsze od dziecka chłopskiego, nieuposażonego tylu zabawkami, ale pozostającego na wolnym powietrzu i szukającego sposobów zajęcia się czemkolwiek. Pstrokacizna różnorodnych, najmodniejszych zabawek jest prawdziwie dla umysłu dziecięcego niestrawną – poucza recenzent książki W. Prejera, Rozwój umysłowy dziecka – stąd słusznie zauważa autor:  „Czy farby barwnych zabawek są trujące – o tem zwykle się myśli – lecz rzadko kto zadaje sobie pytanie czy dusza dziecka nie spaczy się przez przesadne naśladowanie zajęć dorosłych.” –Najdonioślejszem w zabawie jest, by dziecko uczyło się skupiać uwagę, gdyż to w całem jego życiu późniejszem ważną odgrywa rolę. Zwracać trzeba uwagę, jak się rozum dziecka kształci, bo ono chociaż jeszcze nie mówi, już rozumu ma więcej niż najmędrsze zwierzę przy najwyższym stopniu tresury.

340938-2
„Są to ładne rzeczy, ale książki więcej mnie ucieszyły”, Fryderyk H. Lewestam, Obrazki z pożycia dobrej rodziny: powieść dla grzecznych dzieci, ok. 1844.

Nie mając pokusy, by zostawić dziecko sam na sam z zabawkami, dobra matka może się skupić na dalszej pracy wychowawczej, co oznacza usunięcie wszelkich złych nawyków i wykształcenie dobrych. W tym celu powinna kształcić w dziecku odwagę, a przede wszystkim znaleźć ją w sobie i trzymać na wodzy (wpojoną matkom, jak się zdaje, w dzieciństwie) chęć straszenia: gdyby nie nadużywano uczucia bojaźni, nie byłoby tyle kobiet zwłaszcza bojaźliwych. A trzeba i o tem pamiętać, że bojaźliwe i rozpieszczone matki mają zniewieściałe i bojaźliwe dzieci. Następnie trzeba umiejętnie zabrać się za wykorzenianie złych nawyków: [n]ie dość wszakże, każdą spostrzeżoną u dziecka wadę skarcić, a choćby i ukarać, nie dość… lepiej, korzystniej będzie zamiast tego śledzić pilnie, o ile skarcone, upomniane dziecko wystrzega się i panuje nad sobą, ażeby nie powtórzyć tego, do czego coś go tak ciągnie. […] Póki przywyknienie świeże, młode, a więc niemające tyle siły co przedawnione, łatwo je wykorzenić. Wtedy nad nawyczką swego dziecka panuje jeszcze matka wszechwładnie. A zatem gdy dzieciak opieszały, lubi za dużo wypoczywać, spać i wygodnie się w krzesłach lub fotelach rozpierać, odzwyczaj go od tego Matko! Gdy łakomy, pośpiesznie i dużo zjada, smakosz, rad by ciągle palce oblizywał, —nie poddawaj mu do tego sposobności a nadarzoną usuwaj, ucz jeść miernie, przyzwoicie i nieczynić w jedzeniu wyboru, bo inaczej wyrośnie z twego synalka sobek i przyjaciel wyłączny własnego podniebienia. Gdy kłamać zaczyna, staw mu przed oczy natychmiast silne, jasne, porywające przykłady prawdy i jej potęgi, takie jak np. historya o św. Janie Kantym wśród zbójców, o Epaminondasie, który nie znał całe swoje życie kłamstwa itd. Przy okazji nie zawadzi odrobina ogłady: Jest więc rzeczą wielkiej doniosłości dla światłych wychowawców od najmłodszych lat wpajać dziecięciu zasady uprzejmości, aby później grzeczność jego nie stała się czemś wymuszonem i nienaturalnem, przez co byłaby z jednej strony obrazą, z drugiej poniżeniem.

Wpoiwszy dziecku elementarne wychowanie, matka powinna przejść do etapu edukacyjnego. Godnym naśladowania przykładem, ekonomicznie niestety dość wyniszczającym, może być hr. Justyna Działyńska, która z jedną ze swych córek, Klaudyną (późniejszą synową Jana, autora Rękopisu znalezionego w Saragossie), [w] młodzieńczych jej latach […] wyjechała […] dla kształcenia do Paryża. Nie szczędziła ni trudów, ni wydatków, aby tylko utalentowanej swej córce dać pełna dłonią ziarn owego światła umysłowego, które kiedyś tak bujnym plonem zejść miało…, nie zapominała przy tym o wychowaniu patriotycznym: dla serca dawano nieskąpo ukochania narodu i świata, aby z tego posiewu wzrósł owoc, stokrotnie trudy wieńczący. Decyzja hrabiny była ze wszech miar słuszna, jak wiadomo, Klaudyna zasłużyła się podczas powstania listopadowego, a potem była opiekunką emigrantów. Można o macierzyńskim sukcesie hrabiny rzec słowami recenzji Méditations poétiques o całej twórczości Alphonse’a Lamartine’a: We wszystkiem co pisze, poznać, że go rozumna i kochająca chowała matka.

Trzeba jednak powiedzieć, że nie o Paryż chodzi, ale o szczere intencje. W omówieniu opowiadań Edmunda Amicisa recenzent nie waha się wytknąć egoizmu, szczególnie edukacyjnego, nieczułym matkom: Julia była szalenie kochaną przez ojca ale niekochaną przez matkę. I tu świetne umieszcza autor uwagi co do matek: znał takie, co kochały dzieci, dopóki były milutkie, inne przez dumę. że silne i piękne, inne przez próżność, gdy dzieci były zdolne. Matki, które mordowały dzieci nauką, dla dogodzenia własnej próżności, choć dzieci ich były wątłe, słabiutkie. Nawet w chorobie siedziały u wezgłowia ich łóżek z zeszytem, przesłuchując je… Jasno jednak „Przedświt” stawia sprawę  w innym miejscu – nie tylko dla dzieci, ale i dla matek, a może przede wszystkim dla nich, kształcenie jest sprawą pierwszorzędną: Obok strony ekonomicznej sprawa wykształcenia kobiet ma głębokie znaczenie etyczne i społeczne. Kobieta jako żona, a przedewszystkiem jako matka i wychowawczyni przyszłego pokolenia spełnia przy ognisku domowem ważną misję społeczny i winna koniecznie stać na wysokim poziomie umysłowym, ażeby mogła pojąć i sprostać swemu szczytnemu zadaniu. Pochód cywilizacyjny i rozwój narodowy znacznie raźniejszym postąpi krokiem, gdy wychowaniu kobiety nadany będzie kierunek poważny i gdy nastąpi jej większe zbliżenie się do mężczyzny pod względem umysłowym.

Do postulatów tych wkrada się nuta sceptycyzmu (a może zwykłego realizmu), że pewne rzeczy trudne są do pogodzenia. Seria retorycznych pytań [j]aka matka lepiej wychowa swoje dzieci, lepsze im da podstawy duchowe – inteligentna, wykształcona czy nie mająca wyobrażenia o niczem więcej, jak o katechizmie Deharbe, tabliczce Pitagorasa i wypisach Mecherzyńskiego? Kto staranniej będzie uczył córki w domu od matki wykształconej? Kto lepiej synów przygotuje do życia i zapasów z niem? czyni z wykształcenia nieledwie warunek sine qua non macierzyństwa, ale koniec znacząco go osłabia: Niech więc, która chce i może, kształci się jak najwięcej – a która ma powołanie i zdolności, niechaj idzie na uniwersytet – gdy już tak postanowiła, że się temu lub owemu poświęci zawodowi, nie mając ochoty ni zdolności do tworzenia rodziny.

Namawiający wcześniej matki do osobistego kontaktu z niemowlęciem doradcy ostatecznie chyba wątpią, czy możliwe jest pogodzenie pracy i życia rodzinnego, skoro rozumną emancypację widzą w podniesieniu wykształcenia rozumu i charakteru kobiet oraz umożliwieniu tejże pożytecznej dla społeczeństwa działalności po za ogniskiem domowem, szczególniej wtedy gdy nie krępują jej obowiązki matki i gospodyni domu. Podkreślają przy tym szkodliwość zajmowania się polityką: Przydać przytem należy, że zajęcie się kobiet zamężnych polityką, źle wpływa na stosunki rodzinne, albowiem kobieta rozdrażniona walką wyborczą, najczęściej zaniedbuje obowiązków matki i gospodyni domu. No, chyba że są Irlandkami lub Szkotkami, jak lady Aberdeen i Mrs. Asquith. Ta pierwsza jest wzorem kobiety czynu. Jest wzorową matką czworga dzieci, pomocnicą męża, a przytem gorliwie sie zajmuje kobiecym przemysłem irlandzkim. Znaczny wpływ w Irlandyi wywiera także małżonka „Czerwonego hrabiego” Spencer. Szkotka, mrs. Asquith, jest wśród pań opozycji przedstawicielką interesów Szkocji. Nie jest jednak pewne, czy to typowe dla mieszkanek Wysp czy jednak – ku czemu skłania się korespondent – coś wyjątkowego: [s]prawozdawca ruchu kobiecego w Anglii słusznie dodaje: „Dziwne zaiste są te kobiety angielskie! Wdzięk niewieści umieją łączyć z energią, obowiązki żony i matki z obowiązkami pragnącego pracować na polu działalności społecznej człowieka, najwznioślejszemu zaś z uczuć – uczuciu miłości umieją nadać rozmiar, obejmujący nietylko rodzinę lecz i ludzkość”.

Jednak nawet niemrawe polskie matki muszą wykazać się energią i pozadomowym zaangażowaniem, gdy ważą się losy wychowania i kształcenia, szczególnie panien. Gdy gra idzie o przyszłość, matki dla dobra swych córek, przyszłości i narodu („Zdrowe kobiety, zdrowe matki, zdrowe pokolenie przyszłe, a za zdrowiem szczęście idzie!”) bez wahania powinny się zjednoczyć z ojcami: Żadna z reform nie mogła być nierozumniejszą i szkodliwszą w planie szkolnym, jak usunięcie ze szkół żeńskich nauki gimnastyki, raczej ćwiczeń gimnastycznych. Toteż wszyscy wychowawcy, ojcowie i matki powinni uporczywie dobijać się wprowadzenia gimnastyki napo wrót do szkół żeńskich i nadto o pomnożenie jej godzin, o wykonywanie ćwiczeń w salach gimnastycznych albo jeszcze lepiej na boiskach szkolnych lub w ogrodach. Jest to warunek konieczny podniesienia fizycznego rozwoju. Hygiena i gimnastyka są niezbędne dla ciała jak religia dla duszy.

Drugą sprawą, która bezwzględnie wymaga matczynego zaangażowania w każdym czasie i z niezmienną energią, jest kaligrafia. Jest ona bowiem zwierciadłem duszy i najlepszym probierzem skutecznego wychowania oraz jakże ważnej dla oddziaływania na młodzież, współpracy ze szkołą: Niepotrzeba być specyalnym grafologiem, aby wziąwszy zapisany zeszyt do ręki, wywnioskować z niego o niektórych przynajmniej rysach charakteru osoby piszącej. Pismo więc jest wyrazem wewnętrznego usposobienia. Kaligrafia jest niezawodnym środkiem wychowawczym, ćwiczy rękę, umysł i wszelkie cnoty, o ile jest częścią zmasowanych działań domowego pedagoga: wymaganie od dziecka, ażeby ono w jednym kierunku było dokładne, nie odniesie zamierzonych skutków, jeżeli nie będzie się na całe jego usposobienie równocześnie wpływało, bo skoro tylko zewnętrzny przymus ustąpi, natura wilczka pociągnie do lasu i dawne wady powrócą na nowo. Aby więc złe raz na zawsze usunąć, nie należy używać półśrodków ale je z gruntu wykorzenić. Dlatego wychowawca, a przedewszystkiem matka znająca najlepiej naturę dziecka, musi troskliwie badać przyczynę złego. Nie zawsze wprawdzie udaje się to odrazu, częstokroć potrzeba dłuższego czasu i cierpliwości, zanim się źródła złego nie wykryje a następnie zniszczy, ale tylko na tej drodze pewnych i stałych rezultatów spodziewać się można. W każdej pracy, a nawet drobnej czynności, przedstawiać należy ujemne skutki niedbałej roboty nietylko słowami, lecz także dowodnie przykładem. […] Jeżeli matka, której dziecko brzydko i nieczytelnie pisze poprosi nauczyciela o zganienie mu jego w szkole, a ze swej strony w domu rzetelnej pracy dopilnuje, to wspólna ta opieka więcej z pewnością zdziała, aniżeli obietnice nagrody lub kary.

340922-2
„Dobry Ojciec, który w oddaleniu nawet o zabawie i nauce swoich dzieci pamięta”, Fryderyk H. Lewestam, Obrazki z pożycia dobrej rodziny: powieść dla grzecznych dzieci, ok. 1844.

Choć „Przedświt” na matki zrzuca niemało, trudno się redaktorom dziwić. Ich diagnoza społeczna nie pozostawia złudzeń, dostrzegają ogrom pracy. Zaniedbania obejmują nie tylko wspomnianą już próżność edukacyjną, ale też higienę. Kiedy miałam lat 10, mówi ona, matka moja, stosując się do obowiązującej mody, wymagała iżbym nosiła obcisłą odzież: lecz ja, chcąc się od tego uwolnić, podczas brania miary wciągałam w siebie powietrze, skutkiem czego suknie moje zawsze trochę luźno wypadały… – buntuje się uświadomiona o jedności zdrowotnej duszy i ciała dziewczyna, ganiąc zapatrzoną w modę matkę. W recenzji pewnego opowiadania znajdujemy też wątek społeczny: matka nie tylko szczerych uczuć nie rozumie, ale też nie ceni sztuki i szlachetności, a tylko puste tytuły: Pan Piotr, to dorobkiewicz, służalec magnatów, który jak pudel jest na każde ich zawołanie, aby się tym sposobem dosłużyć honorów szambelaństwa. — A służy takim, którzy mdleją na samo wspomnienie o demokratach. – Gdy córka przyznaje się,  iż pokochała wielkiego artystę malarza, człowieka szlachetnego, matka woła: – Drzwi i okiennice zamykać! Czy nie wiesz, że gdyby kto usłyszał te wyrazy wymówione przez ciebie, okryłabyś hańbą nasz ród!

W innym miejscu znajdujemy  długi katalog wychowawczych przewin i zaniechań: Oto kapłanka była nieraz tylko gęsią, nieumiejącą trzech zliczyć, zamiast przestrzegania czci ogniska, sprowadzała ruinę nietylko ogniska, ale i komina i wszystkiego tak, że dzięki naiwności uświęconej — jej próżności, bezczynności i próżni mózgowej walił się dom na głowę jej i jego członków. Ileż to razy jako matka nie dawała dzieciom nic prócz śniadania, obiadu, kolacyi, całych sukien i bielizny – a dla duszy? dla duchowego jestestwa co? Niestety nic prócz zamiłowania do gadatliwości i nicowania bliźnich aż do cna! […] Na pamięć wyuczyć pacierza to mało – patrzcie dzieci wasze są niereligijne,  pomimo przestrzegania z waszej strony formuł. – Robiłyśmy co mogłyśmy. – Tak, ale bez ducha, formułki były bez treści etycznej. Dzieci wasze nie umieją nic kochać, ani Boga. ani Ojczyzny, ani rodziny. – Dałyście nam całe pokolenie zblamowanej młodzieży, nie mającej żadnych ideałów etyki ani humanitarności. Jednostronne spojrzenie, gdy zważyć, że Maria Skłodowska już studiuje w Paryżu, nie minie dziesięć lat, a będzie już noblistką. Nie cenią też redaktorzy zajęć domowych (w czym wpisują się w swój czas tak samo jak w teraźniejszość) ani wykonujących je osób: Jakto? krzykną apostołowie tradycyonalnej nieświadomości kobiety — jakto, czyż to nie ciężka praca dbać o dom i dzieci, by nie były głodne i nie chodziły obdarte? O, niezawodnie, ale na to nie trzeba mi matki, wystarczy dobrze utresowana i z funtem oleju w głowie służąca. Znać, że nie czytali Uniwersalnej książki kucharskiej Marii Ochorowicz-Monatowej, wiedzieliby bowiem, że [w] dzisiejszych czasach, gdzie coraz trudniej o dobrą i sprawną sługę, a każda świeżo przyjęta najczęściej nie rozumie się wcale lub bardzo mało na kuchni, ciągła ich zmiana stała się istną plagą codziennego naszego życia. Jedyna na to rada, aby panie domu same, zaznajomiwszy się dokładnie ze sztuką kulinarną, przyuczały swe sługi smacznie gotować.

Pewną winą za opłakane kompetencje macierzyńskie obarczono Klementynę Hoffmanową, która pokolenia matek przekonała do tego, że „[b]yć drugą w społeczeństwie — a raczej pomagać, niż działać — więcej znaczeć przez drugich aniżeli przez siebie — nie wypatrywać nowej drogi —tylko iść ubitą — oto przeznaczenie kobiety”. A że remedium widział „Przedświt” w emancypacji, przy tej okazji za zapomnianą prekursorkę uznał siostrę Chopina: Ludwika Jędrzejowiczowa jest dziś osobistością zupełnie zapomnianą i ze względów literackich słusznie. Ale też nie literatura powinna imię jej zanotować, ale pamiętać, o niej powinna historya ruchu kobiecego jako o jednej z pierwszych i najśmielszych w sprawie kobiecej pionierek. Była ona współpracowniczką Hoffmanowej, utalentowaną kompozytorką (co przyznawał sławny brat), autorką poradników dobrego życia, opiekunką Fryderyka u schyłku jego życia aż do jego śmierci, matką czworga dzieci. Jej dedykowany jest  tzw, nokturn cis-moll (właść. „Lento con gran espressione”).

 

Licencja Creative Commons
Higiena i kaligrafia, czyli jak być matką oświeconą by Magdalena Derwojedowa is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.