Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Frank, frankiści i „dziecię pracowitych Andrzejuków okrutnie zamordowane”


Frankiści byli mistyczno-kabalistycznym ruchem religijnym wykształconym na bazie sabbataizmu (największego ruchu mesjańskiego w dziejach judaizmu), sektą powstałą na Podolu około połowy XVIII wieku z inicjatywy Jakuba Leibowicza Franka (1726-1791). Życie Jakuba Franka i przesycającą je ideologię szczegółowo opisuje Aleksander Kraushar w dwutomowym dziele Frank i frankiści polscy: 1726-1816. Monografia historyczna osnuta na źródłach archiwalnych i rękopiśmiennych. Bazując na bogatym materiale źródłowym Kraushar przedstawia Franka jako charyzmatycznego przywódcę żądnego władzy nad umysłami i majątkami żydowskich tłumów. Wobec osiemnastowiecznych tendencji antysemickich nauka Franka, nakazująca odrzucenie Talmudu i akcentująca zbawczą moc chrztu, umożliwiała jemu i jego zwolennikom dość swobodne wniknięcie w struktury społeczeństwa katolickiego. Frank także przyjął chrzest – i to dwukrotnie. Po raz pierwszy miało to miejsce w katedrze lwowskiej 17 września 1759 roku, w czasie słynnej dysputy kontrtalmudystów z talmudystami podczas której wystosowali oni przeciwko Żydom oskarżenie o praktykowanie mordów rytualnych. W obszernym dziele Złość żydowska przeciwko Bogu y bliźniemu pisze o tym również jeden z uczestników owej dysputy – ksiądz Gaudenty Pikulski.

Gaudenty Pikulski, Złość żydowska przeciwko Bogu y bliźniemu..., W Lwowie : w drukarni Jana Szlichtyna [...], 1760.
Gaudenty Pikulski, Złość żydowska przeciwko Bogu y bliźniemu…, W Lwowie : w drukarni Jana Szlichtyna […], 1760.

Frank ponownie przyjął sakrament 18 listopada 1759 roku, w katedrze św. Jana w Warszawie, gdzie do chrztu prowadzony był przez samego króla Augusta III Sasa. W ten sposób zyskał oficjalne poparcie kleru, dążącego do stworzenia stabilnego i zjednoczonego (także wyznaniowo) państwa. Wśród społeczności żydowskiej – zwłaszcza wobec jawnie manifestowanego odcięcia się od dawnych współwyznawców – Frank budził zgoła odmienne emocje. Jak bardzo poważny był konflikt talmudystów z formacją Franka obrazuje historia wojsławickich frankistów.

W latach 50. XVIII w. frankiści osiedlili się w okolicy Wojsławic – miasteczka we wschodniej części Lubelszczyzny, w którym już od XVI wieku istniała sprawnie funkcjonująca gmina żydowska. Według jednej z notatek w tzw. Kronice (rękopisie będącym zbiorem zapisków w ponad stu fragmentach) w dniu 21 czerwca 1761 roku Jakub Frank miał wydać jednemu ze swych bliskich współpracowników enigmatyczne polecenie. Nakazał Pawłowi Pawłowskiemu rozpoczęcie „starań o Wojsławice” i choć nie do końca wiadomo na czym miały polegać owe starania, w kontekście zaistniałych później wydarzeń, wzmianka ta nabiera szczególnej mocy…

 

Podobizna Jakuba Franka, za Aleksander Kraushar, Aleksander, Frank i frankiści polscy, Kraków 1895.
Podobizna Jakuba Franka, za Aleksander Kraushar, Aleksander, Frank i frankiści polscy, Kraków 1895.

Konflikt narastający pomiędzy dwiema grupami wyznaniowymi na płaszczyźnie lokalnej miał swój tragiczny finał w 1761 roku. Należąca do grupy frankistów kobieta podszyła się pod żonę jednego z wojsławickich rabinów i przed katolickim duchowieństwem oskarżyła rabinów Sendera Zyskieluka i Herszka Józefowicza oraz Lejbę Moszkowicza zwanego Sienickim i Josa Szymułowicza wraz z całą gminą żydowską o rytualne zamordowanie dwuipółletniego Mikołaja, syna Marcina i Katarzyny ze wsi Czarnołozy. Skargę złożył na rabinów i seniorów gminy Adam Rojecki, burgrabia grodu kasztelanów Potockich. Postawiono zarzuty, sprawa zaś znalazła się w odległym o 30 km sądzie w Krasnymstawie, gdzie wkrótce odbył się proces. Poddani torturom Żydzi przyznali się do morderstwa i wytoczenia z Mikołaja krwi, w którą mieli zaopatrzyć także okoliczne gminy. Zachowane akta procesowe, Processus judiciarius in causa patrati cruenti infanticidii per infideles judaeos seniores synagogae woyslavicensis, zawierają dokładny opis poranionych, porzuconych w krzakach i nadjedzonych przez psa zwłok dziecka, który podsumowano stwierdzeniem: „ciało zekrwawione, zsiniałe, y oprocz wyrażonych ran, skłote y zbite, że członka zdrowego niemasz”. Jak możemy przeczytać w tłumaczeniu Dekretu Grodu Krasnostawskiego zawartym w druku Złosc Zydowska w Zamęczeniu Dzieci Katolickich, torturowani Żydzi przy okazji wyjawili także wiele innych przestępstw – między innymi profanację Najświętszego Sakramentu i „niecnotliwy handel” niemowlętami podczas jarmarku.

Karą za zbrodnię miało być ćwiartowanie żywcem, jednak – za wstawiennictwem krasnostawskich jezuitów – Żydom, którzy wyrazili chęć przyjęcia chrztu zamieniono wyrok na ścięcie, a później z honorami pochowano na miejskim cmentarzu. Rabin Herszko Józefowicz „za poduszczeniem diabelskim” zdołał się powiesić w areszcie. Jego ciało przywiązano do końskiego ogona, wleczono przez miasto, spalono na stosie, a prochy rzucono na wiatr. Jak głosi legenda rabin tuż przed śmiercią zdążył rzucić na Wojsławice klątwę… Choć źródła milczą na ten temat, domniemane przekleństwo musiało wywrzeć na mieszkańcach nie lada wrażenie, skoro już w rok później podjęto działania mające na celu zapobiegnięcie ewentualnym skutkom klątwy. W 1762 roku dziedziczka Marianna Teresa z Daniłowiczów Potocka, ufundowała pięć kapliczek wotywnych znajdujących się u wylotów ulic podmiejskich. Wojsławic do dziś strzegą: stojący nieopodal stawu i chroniący przed powodzią Jan Nepomucen (jak na ironię również patron niesprawiedliwie osądzonych), święty Florian od pożarów, Tekla broniąca od ognia i klęski nieurodzaju, Barbara i Michał Archanioł – patroni dobrej śmierci.

Wojsławice, figura św. Jana Nepomucena z kapliczki u wylotu ul. Rynek (fot. P. Kowalczyk).
Wojsławice, figura św. Jana Nepomucena z kapliczki u wylotu ul. Rynek (fot. P. Kowalczyk).
Wojsławice, figura św. Barbary z kapliczki u wylotu ul. Grabowieckiej (fot. P. Kowalczyk).
Wojsławice, figura św. Barbary z kapliczki u wylotu ul. Grabowieckiej (fot. P. Kowalczyk).
Wojsławice, figura św. Tekli z kapliczki u wylotu ul. Chełmskiej (fot. P. Kowalczyk).
Wojsławice, figura św. Tekli z kapliczki u wylotu ul. Chełmskiej (fot. P. Kowalczyk).
Wojsławice, figura św. Floriana z kapliczki u wylotu ul. Uchańskiej (fot. P. Kowalczyk).
Wojsławice, figura św. Floriana z kapliczki u wylotu ul. Uchańskiej (fot. P. Kowalczyk).
Wojsławice, kapliczka św. Michała Archanioła u wylotu ul. Krasnystawskiej (fot. P. Kowalczyk).
Wojsławice, kapliczka św. Michała Archanioła u wylotu ul. Krasnystawskiej (fot. P. Kowalczyk).

Wspomniane „starania” frankistów o Wojsławice powiodły się. Żydzi, którzy nie przystąpili do sekty zostali wygnani z miasteczka. W 1763 roku w parafialnym kościele św. Michała Archanioła ochrzczono około 300 nowych członków sekty. Frankiści pozostali w Wojsławicach do momentu wybuchu śmiercionośnej zarazy i przykrego doświadczenia plagi żab.

Sprawa procesu wojsławickich Żydów silnie zaistniała w opinii publicznej. Już w 1767 roku, w pierwszym wydaniu zbioru Matka Świętych Polska albo żywoty świętych, błogosławionych, wielebnych, świątobliwych, pobożnych Polaków i Polek wszelkiego stanu i kondycji, każdego wieku od zakrzewionéj w Polsce Chrześcijańskiéj Wiary osobliwą życia doskonałością, w zastępy pomordowanych od Heroda niewiniątek, Florian Jaroszewicz włącza także naszego Mikołaja.

Jeden z dwóch anonimowych obrazów przedstawiających Mikołaja Andrzejuka. Inskrypcja głosi: „Roku 1761 dnia 27 Marca od niewiernego Żydowstwa, Jmieniem Mikołaj pół-trzecio letnie dziecię pracowitych Andrzejuków w Wojsławicach zostaiących, Dobrach J: W: Potockiego Kasz: Słońsk: okrutnie zamordowane” (fot. P. Kowalczyk).
Jeden z dwóch anonimowych obrazów przedstawiających Mikołaja Andrzejuka. Inskrypcja głosi: „Roku 1761 dnia 27 Marca od niewiernego Żydowstwa, Jmieniem Mikołaj pół-trzecio letnie dziecię pracowitych Andrzejuków w Wojsławicach zostaiących, Dobrach J: W: Potockiego Kasz: Słońsk: okrutnie zamordowane” (fot. P. Kowalczyk).

To co spotkało Mikołaja, oczywiście bez dociekania z czyjej przyczyny, prawdopodobnie skutecznie wsparło metody wychowawcze ówczesnych rodziców, którzy mając na podorędziu „Żyda do straszenia”, z pewnością nie musieli już korzystać z pomocy diabła czy czarownicy. Mit plasował się gdzieś pomiędzy upiorem a wilkołakiem i właśnie w takim kontekście wymieniany jest przez Ryszarda Berwińskiego w Studiach o literaturze ludowej.

Dziś o Mikołaju przypominają już tylko kapliczki wystawione w bardzo specyficznych okolicznościach, ale jeszcze około 50 lat temu w kruchcie kościoła parafialnego p.w. św. Michała Archanioła, tuż nad wejściem, wisiał obraz z przedstawieniem poranionych zwłok dziecka, opatrzony stosowną inskrypcją. Choć obecnie znajduje się na plebanii i nie wita już wchodzących do świątyni, przyczynił się do utrwalenia legendy o rytualnym mordzie, która najstarszych mieszkańców zdaje się ciągle nurtować.
Licencja Creative Commons
Frank, frankiści i „dziecię pracowitych Andrzejuków okrutnie zamordowane” by Paulina Kowalczyk is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.