Stanisław Barańczak urodził się w listopadzie 1946 roku w Poznaniu. Rodzice jego byli lekarzami. Był bratem Małgorzaty Musierowicz, autorki bardzo popularnego cyklu książek dla młodzieży Jeżycjada, dziejącego się w poznańskiej dzielnicy Jeżyce. Tytuł wymyślił wybitny historyk teatru, profesor Zbigniew Raszewski, przyjaciel Musierowicz. Już po przedwczesnej śmierci profesora ukazała się ich piękna korespondecja Listy do Małgorzaty Musierowicz.
Stanisław Barańczak, poeta, uznany krytyk literacki i tłumacz z angielskiego, za czasów studenckich związał się z Teatrem Ósmego Dnia. Doktoryzował się pracą o Mironie Białoszewskim.
W połowie lat 60. należał do grupy Nowej Fali, skupiającej m.in. poetów: Ryszarda Krynickiego, Adama Zagajewskiego, Jacka Bierezina, Juliana Kornhausera.
Otrzymał wiele nagród, m.in. Fundacji imienia Kościelskich. Należał do współzałożycieli KOR. Współpracował z prasą niezależną: „Krytyką” i „Zapisem”. Przyjaźnił się z twórcami „Pulsu” londyńskiego, w którym też regularnie ukazywały się jego publikacje.
W marcu 1981 wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie objął katedrę po Wiktorze Weintraubie na wydziale slawistyki w Harvard University w Cambridge.
Do Polski nigdy już na stałe nie powrócił. Zmarł w 2014 roku.
Jeden z rozdziaław Tablicy z Macondo poświęcony jest Adamowi Ważykowi.
Po raz pierwszy Poemat dla dorosłych ukazał się w „Nowej Kulturze”, w numerze 34 z dnia 21 VIII 1955 roku.
Gdy miałem dziesięć lat ziewałem, słysząc nazwisko Ważyk, którego utwór Lud wejdzie do śródmieścia powtarzano w radio nieskończoną ilość razy.
Kupowano mi wówczas dwa tygodniki: „Nową Kulturę” i „Przegląd Kulturalny”, które przeglądałem na wypadek, gdyby spotkało mnie na lekcji polskiego lub historii coś, o czym nie miałem pojęcia, by mówić tak długo, aż zniecierpliwiona nauczycielka przerwie mi i każe usiąść.
W przedostatnim tygodniu wakacji 1955 roku całą pierwszą stronę „Nowej Kultury” zajmował utwór Adama Ważyka noszący tytuł Poemat dla dorosłych, podzielony na kilkanaście rozdziałków. Gdzieś w środku przeczytałem dwuwiersz, który mnie zdziwił:
Wszystko tu stare. Stare są hycle
od moralności socjalistycznej.
Od tej chwili przystąpiłem do uważnej lektury całości.
Trudno było mi uwierzyć, że wydrukowano utwór mówiący:
o masie wędrownej, Polsce nieczłowieczej
…
Masie karmionej pustką wielkich słów, żyjącej dziko, z dnia na dzień i wbrew kaznodziejom.
Kolejny fragment dział się w bufecie dworcowym, na trasie prowadzącej do Nowej
Huty, z plakatem Uwaga wróg podsuwa ci wódkę!
Tu na pewno będziesz otruty,
panna Jadzia ściągnie ci buty,
…..
Nie jedź, chłopcze, do Nowej Huty,
bo po drodze będziesz otruty,
niech ustrzeże cię plakat wężowy
i w żołądku dorsz narodowy:
UWAGA! WRÓG PODSUWA CI WÓDKĘ!
Dorsz był potrawą zawsze i wszędzie dostępną, której po pierwszym kęsie nie brałem nigdy do ust.
Dalej była mowa o świeżo tynkowanej ulicy nowych bloków, gdzie piętnastoletnie kurewki schodzą po deskach do piwnic, chuligani bawią się w chuliganów.
Na tym przerwałem lekturę poematu. Okazało się jednak, że przez wiele następnych tygodni był on głównym, niemal jedynym tematem. Nie brałem już prasy do rąk, ale wystarczyło otworzyć radio, by usłyszeć jak pomstują na Ważyka zarówno kierownicy Partii i Państwa, jak robotnicy, a nawet wieśniacy z podkrakowskich wsi, o których można wątpić, czy biorą do ręki tygodnik adresowany do inteligencji.
Osobliwe jednak i jakby przeczące treści utworu było jego zakończenie:
o jasne prawdy, o zboże wolności
o rozum płomienny,
o rozum płomienny,
upominamy się codziennie,
upominamy się Partią.