Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz bardzo poleca. Kajetan Morawski. „Tamten brzeg. Wspomnienia i szkice”. Księgarnia Polska w Paryżu, 1960


Autor, Kajetan Dzierżykraj Morawski, urodził się w roku 1892, w majątku rodzinnym w Jurkowie, w Wielkopolsce. Otrzymał staranne wychowanie domowe, oczywiście znajomość kilku języków europejskich. W roku 1925 był przedstawicielem Polski w Lidze Narodów. W tym samym roku towarzyszył ministrowi Aleksandrowi Skrzyńskiemu na konferencji w Locarno. Podczas zamachu majowego w gabinecie Wincentego Witosa był przez pięć dni kierownikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W latach 1929–1934 reprezentował Polskę w Górnośląskiej Komisji Mieszanej. Od roku 1936 do wybuchu wojny był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Skarbu. Na wychodźstwie był posłem przy czeskim rządzie emigracyjnym, potem ambasadorem przy rządzie francuskim generała de Gaulle’a.

Tamten brzeg jest pierwszym z czterech tomów jego prozy wspomnieniowej.

Tematem tych wspomnień są losy Polski wiążące się od początku XIX wieku z losami kolejnych generacji Morawskich.

Józef M., za Księstwa Warszawskiego referendarz stanu, wycofał się po roku 1815 w zacisze wiejskie, na pozór, by zająć się interesami rodzinnymi, w istocie, by oddać się bez przeszkód lekturze i studiom filozoficznym. Był człowiekiem łagodnym, małomównym, bardzo wykształconym. Rej wodziła w domu i rodzinie jego żona Paula, córka ministra Feliksa Łubieńskiego. Przyjęli Józefostwo Morawscy Adama Mickiewicza, korzystającego z listów polecających generała Franciszka M. On z zainteresowaniem i życzliwością, ona z entuzjazmem.

Wiódł młody poeta z panem Józefem uczone dysputy, żonie jego czytywał wiersze, chodził z generałem Franciszkiem i młodzieżą na długie spacery, a wieczorami brał udział w grach towarzyskich. Generał M., wróciwszy parę lat potem z zesłania w Wołogdzie, znalazł w starej szufladzie stos świstków zapisanych przez gości, a wśród nich Mickiewicza. Jedna z panienek pytała: co czyni rolnik, gdy grad zbije mu nadzieję żniw. I odpowiedź Mickiewicza: Sieje na nowo. Słowa te, wplecione w wiersz Franciszka M., obiegły całą Polskę.

Paula M. miała w Wielkopolsce wielu krewnych i znajomych, których lubiła odwiedzać. Poeta towarzyszył jej w tych wędrówkach. Wielkopolscy ziemianie witali go z otwartymi rękami. Wspomnienie jego utrwaliło się w okolicy, wrosło w jej legendę. W dzieciństwie i młodości wypadło mi oglądać wiele dębów, pod którymi Mickiewicz pisał, pokoi, które zamieszkiwał, albumów, w których zostawił jakiś wiersz lub aforyzm.

Wiele wielkopolskich anegdot, dykteryjek wsiąkło w mury Soplicowa.

Autor powiada o sobie, że jest synem wsi wielkopolskiej. Jurków leży w dorzeczu Obry. Nadobrzańskie osiedla zbudowano na wzniesieniach, wśród bagna, na polanach, wśród okalających zalewiska borów. Osuszone łąki i wykarczowane lasy zamieniono na pola uprawne. Ale zieloną darnią pokryte wgłębienia, wiosną, gdy tajały śniegi, ku uciesze dzieci przybierały kształt sadzawek. Wiekowe dęby rozgałęzione kapryśnie wśród ścierni

i ziemniaczysk, tak że pług musiał je wymijać, przypominały o rodowodzie okolicy. Trzcinowe, a nie słomiane dachy na chałupach, tak jak brzozy i wierzby chylące się nad szerokimi, na przemian piaszczystymi i błotnistymi drogami, wiązały się z tym, co było dawniej.

W dobrach jurkowskich Francuz, emigrant po wielkiej rewolucji, założył obszerną winnicę. Jeszcze do 1939 roku stały w podziemiach spichrza wielkie kadzie dębowe. W archiwum był kontrakt, w którym dziadek autora zobowiązywał się cały doroczny sprzęt wina odstawiać do Bordeaux. Przed rokiem 1830 pojawił się krewny, który opanował zachodnią wiedzę rolniczą i zachęcił do stawiania trzypolowego płodozmianu i uczył wzorem normandzkiem sadzić żywopłoty.

Śmierć ojca autora zbiegła się z wybuchem pierwszej wojny. Rządca, oficjaliści, liczni pracownicy folwarku zostali zmobilizowani do armii niemieckiej. Zarekwirowano na potrzeby wojska 40 koni. Na Kajetana spadły obowiązki przerastające jego doświadczenie. Wówczas starsi małorolni sąsiedzi zaczęli pod różnymi pozorami go odwiedzać, udzielać rad, co najpilniej należałoby wykonać. A następnie pomagać w niezbędnych pracach.

W dwudziestoleciu K.M. został pracownikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Do Jurkowa przyjeżdżał tylko na urlopy. W czasie jednego z nich wybuchł w Wielkopolsce pierwszy strajk rolny, zarządzony przez akurat zorganizowany związek zawodowy pracowników rolnych. Czy świeżo zżęte zboże ma zgnić na pokosach, czy nie nadejdzie głód i czy w razie utraty zboża majątki będą mogły wypłacać podwyższony zarobek?

Dwaj młodzi, inteligentni, znani autorowi od dzieciństwa fornale bronili solidarności klasowej. Dwóch starszych, K.M., służba domowa, ogrodnik starali się przynajmniej część zboża przewieźć do stodół. Niewiele jednak mogli osiągnąć. Wtedy znów pojawili się małorolni sąsiedzi z rodzinami i zaczęli zbierać zboże.

Stopień wykształcenia wyodrębniał tylko księdza, nauczyciela i niektórych oficjalistów dworskich. Przeprowadzone w Jurkowie badania w piątym roku niepodległości wykazały, że wszyscy, z jednym wyjątkiem, umieli czytać i pisać po polsku. Analfabetą pozostał tylko, ku zdumieniu autora, majster i artysta wiejski, który na dożynkach i każdym weselu pięknie przygrywał na dudach, który rzeźbił w drzewie, a jako samouk zawstydzał zgrabnością i pomysłowością zawodowych cieśli i stolarzy. Długo zwodził pięknie wykaligrafowanym podpisem na kwitach, aż dostrzegliśmy, że tych kwitów nie potrafi odczytać. Potem mi powiedziano, że dla powagi nosił zawsze w niedzielę książeczkę do nabożeństwa,  ale otworzoną trzyma czasem do góry nogami. Trudno, kończy K.M., nie każdy artysta musi być uczonym, a sztuka nie zawsze wymaga podbudowy intelektualnej.

Kajetan Morawski. „Tamten brzeg. Wspomnienia i szkice” w POLONIE