Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Z nieskończoną wciąż piosenką


Jan Krzysztof Kelus pozostaje najmniej znanym z „trzech panów JK”, „bardów” peerelowskiej opozycji, choć bez wątpienia był jej najbliższy, opowiadając z samego środka o „knuciu” (od taterników po podziemie stanu wojennego) i więzieniu.

Poradnik konspirowania, do którego przyłożył rękę, jest wykorzystywany do dziś zapewne i w sprawach niekoniecznie miłych jego twórcom, co tylko potwierdza, jak dobrą wykonali robotę.

Jako jedyny stronił od patosu i żonglerki wielkimi słowami. Jako jedyny nigdy nie krzyczał, często śpiewając ściszonym głosem. Jako jedyny był też prawdziwie niezależny – od chodzenia na Mysią, od rozgłośni radiowych, firm fonograficznych czy choćby dysponentów sal w domach kultury. Osobny tak bardzo, że stał „trochę z boku”, nawet gdy siedział w więzieniu. Nieśmiały, kruchy i tak liryczny, że w związku zawodowym i ruchu społecznym widział „sentymentalną pannę”.

W świecie, w którym kradzież nazywano „organizowaniem”, bo prawdziwym bandytą i złodziejem było państwo, wymyślił i jedną magiczną formułą stworzył autentyczny drugi obieg, przekonując rodaków do płacenia i wysyłania pocztą „tantiem” za przegrywane piosenki, wycenione przez niego na „6 złotych 25 groszy sztuka”.

Nigdy nie odcinał kuponów od swojej popularności, z której zdarzało mu się okrutnie szydzić, rozczarowany transformacją, która wykluczała i marginalizowała najsłabszych. Nie powiedział do kamery słowa, gdy dokumentalistom opowiadała o nim „ta jego Kuba”. Wydany w podziemiu śpiewnik rozwikłał wiele tajemnic w nieskończoność przegrywanych i odtwarzanych kaset, choćby zagadkę „Zenka K”.

Kiedy Bob Dylan otrzymuje literackiego Nobla, dobrze, że Kelus trafia do otwartych zbiorów Biblioteki Narodowej bez parawanu gitarowych chwytów. W końcu to tam mieszkają księgi, opisujące „dobry świat” z „cel klasztorów i więzień”. Zrządzeniem losu dzieje się to 4 czerwca, w rocznicę wyborów, które przeobraziły nie tylko Polskę, oraz rozjechania czołgami protestów w Pekinie: inspiracji ostatniej, niezaśpiewanej, „nieskończonej wciąż piosenki”, która „gdzieś uciekła i nigdy nie wróci”.