Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz zdecydowanie odradza. Felicyana. Utwory powieściowe. Warszawa. Nakład Gebethnera i Wolfa 1884


Pierwsze sto stron nosi tytuł Z daleka i z bliska.

Wiejską drogą idzie góral w tradycyjnym stroju z kobzą. Towarzyszy mu człowiek w nieokreślonym wieku, nędznie odziany, w za długiej sukmanie, w butach już prawie bez podeszew, z których wystaje słoma. Pozbawiony jest prawej ręki. Pusty, zawiązany z dołu rękaw służy mu jako dodatkowa torba.

W lewej ręce ma sękaty kij i ciężki, brudny worek płócienny. Obok podąża niewielki kundel. Bezręki wyraźnie opóźnia marsz. Po trzech  stronach lektury – przysiada na przydrożnym kamieniu.

„Siańdźmy my sobie wot tut. … Tak mi serce kołotaje. Prekrasne słoneczko, takie same było kiedy wychodziłem. Piętnaście lat temu wziali człeka od żonki. Piać miesiaców kak się pobralim. Dziewucha była pracowna. Nie mielim dzieci. Ta i wziali. Ja służył we flocie, na moru i raz spadł z masztu. Kak z drugiego piantra. Powiedzieli co ja już umrę. Dwa roki. Bogu dziankować za spadnięcie – inaczej nie wracałbym ja jeszcze do swojego śmiecia”. I tak przez kilkadziesiąt stron trzeba brnąć przez ten wymyślony język człowieka, który swój zapomniał, a rosyjskiego się nie nauczył. Chwilami myślę, że język ten jest najbliższy białoruskiemu…

Jak w wielu ówczesnych powieściach zdarza się też postój w żydowskiej karczmie, gdzie gospodarz nalewający gorzałkę był rudy, a stara, brudna Żydówka kołysała wrzeszczące niemowlę.

 Wreszcie w swojej chacie bezręki Łukasz zastaje dwoje dzieci i młodszego od siebie męża swojej żony. Kobieta blednie i przysięga, że dopiero gdy przyszły z gminy papiery z informacją o śmierci Łukasza, wzięła nowy ślub. Łukasz chce zostawić młodemu mężowi dom i gospodarkę, a samemu odejść z żoną. Jego następca nie ma zamiaru się na to zgodzić. Wreszcie obaj rzucają się na siebie. Jednoręki okazuje się silniejszy. Tyle, że przeciwnikowi udaje się go pogryźć. Na wrzaski kobiety zbiegają się sąsiedzi i rozdzielają walczących. Ktoś wpada na prosty pomysł, żeby to kobieta wybrała jednego z dwu swoich mężów. Ona chce, by został z nią ojciec jej dzieci. Łukasz Baran w towarzystwie górala rusza w dalszą drogę.

Teraz okazuje się, że językowa inwencja Felicyany dopiero zaczynała nabierać rozpędu. W kolejnym utworze tomu narrator trafia w Ogrodzie Saskim na afisz zapowiadający, że Klorynda Kaszel Pumpel będzie demonstrowała ujarzmianie dzikich zwierząt. Na razie stworzenia są jeszcze w klatkach.

„Oto szakał z Topra Nadżeja”.

„Tigris z Penkału”.

„Higiena z Senekał”.

Starczy. 

Felicyana. Utwory powieściowe. Warszawa. Nakład Gebethnera i Wolfa 1884 w POLONIE