Sugerując się tytułem można pomyśleć, że rzecz o podróżowaniu w początkach ubiegłego wieku. I zaprzeczyć się temu nie da, choć dla mnie Od Rzymu do Krakowa. Z pamiętnika Stasi (część 1 i część 2) Marii M. Sokołowskiej (Nakład Redakcji „Przyjaciela Dzieci”, Warszawa 1911) to klasyczny przykład opowieści, na początku której jest jakiś dramat osobisty – choroba, samotność, śmierć – lub, a często równocześnie, dziejowy.
Oto mała Stasia ma wyjechać do Włoch. Nie w czas wakacji, beztroskiej letniej kanikuły, ale wręcz przeciwnie: w środku roku szkolnego, po uzyskaniu zgody ze strony pensji. Ma jechać nie z rodzicami, ale z ciotką. I tu dochodzimy do tragicznego wątku lektury. Otóż ciotka nie jest znudzoną luksusem rozkapryszoną matroną, tylko wdową na skraju załamania nerwowego, okrutnie doświadczoną przez los śmiercią dwójki dzieci. Gest krewnych zdaje się niewyobrażalnym aktem łaski, gdy są gotowi swoje dziecko posłać „do towarzystwa”, czy raczej „dla odwrócenia uwagi”.
Gdybyśmy tego nie wiedzieli, można byłoby czytać tę książkę li tylko jako pamiętnik z podróży, przewodnik dla małych globtroterów i italofilów. Jednak zaopatrzenie czytelnika w tę wiedzę zupełnie zmienia odbiór lektury.
Dla Stasi podróż jest oczywiście spełnieniem marzeń, ale i powodem do trosk, bo dziecku zdaje się, iż rodzice zbyt łatwo zgodzili się na rozłąkę, „jakoby jej nie kochali”. Martwi się o szkołę i o dom, ale radość zdaje się po chwili górować nad troskami.
I oto Włochy: Rzym, Castellammare, Neapol, Sorrento, Wenecja, Florencja…
I wszystkie te miejsca opisane z perspektywy dziecka i oczyma dziecka. Filtrowane przez tęsknotę za domem, bo ten równoległy świat jest do-pamiętywany i do-równywany do ukochanej Polski. Właściwie to podróż polskimi śladami.
Od Pinakoteki Watykańskiej, gdzie Stasia odkrywa z dumą obraz Matejki przedstawiający Jana III Sobieskiego po wiedeńskim zwycięstwie, po ulicę Corso, która dla niej „przypomina trochę naszą Marszałkowską”, poprzez Katakumby i Więzienie Mamertyńskie z bezpośrednim skojarzeniem z Sienkiewiczowskim Quo vadis. I jeszcze Kapitol, gdzie zwiedza pokój z popiersiami sławnych poetów, wśród których, ku uciesze, dziecko odnajduje Adama Mickiewicza!
Albo Sorrento, gdzie podczas opisywania wycieczki brzegiem zatoki, Stasia wtrąca notkę o pomniku Torquata Tassa – poety tłumaczonego na język polski przez Piotra Kochanowskiego, brata Jana – rzecz jasna. Czy taki wpis o okolicach Neapolu: „nasze Krakowskie jest również ładne”.
Ta peregrynacja nie bez przyczyny zaczyna się w Rzymie i na Rzymie też ma się zakończyć, jednakowoż plany krzyżuje choroba Ojca Świętego i niemożność odbycia audiencji. Cel podróży zatem jawi się nie jako stricte turystyczny, a religijny, czy wręcz w tej religijności katartyczny. Cel autentyczny.
Tylko czy każda podróż musi mieć cel? Karty tej lektury wypełnia motyw edukacji podróżą, wychowania przez sztukę, rozmiłowania w kulturze. Dziecko w początkach ubiegłego stulecia, tytułowa Stasia chociażby, było uczestnikiem życia żyjąc życiem dorosłych, towarzysząc im w cierpieniu, mając pełną świadomość, po co i dlaczego jest w danym miejscu. Zapisuje karty swojego dzieciństwa w sposób, w jaki tylko dziecko potrafi: dojrzale, empatycznie i prawdziwie.
W pamiętniku czytamy: „za świeżej pamięci spisuję moje wrażenia”, ale przecież to, co znajdujemy między słowami tego dziecka to jakby namacalne potwierdzenie słów Disraeliego, że widzimy zawsze więcej niż pamiętamy i pamiętamy więcej niż widzieliśmy. Stasia we włoskich obrazach do-pamiętuje Polskę. Dziś nie umiemy tak patrzeć. Jeździmy z rozmaitych powodów, kupujemy pamiątki za cenę wywoławczą, a i tak są to najczęściej, jak z weneckich opowieści cioci, farbowane perełki udające korale.
Ważne też, że ta podróż jest drogą „od –do”. Takie określenie pozwala nam rozpocząć podróż w danym miejscu i od niego przemierzać szlaki do miejsca docelowego. Zatem celem jest Kraków?
Wzrusza drugi tom pamiętników, właśnie z perspektywy kraju i powrotu „do”. Stasia przez Wiedeń, tak „podobny do naszej Warszawy” (hm…), odwiedzając jeszcze Kraków, wraca do domu. Wraca na pensję. Postanawia gorąco podziękować rodzicom, swoją wytężoną pracą nadrobić kilkutygodniową nieobecność i otrzymać promocję do szóstej klasy. Przed nią rysuje się perspektywa nowych podróży z ciotką, ale to dopiero w wakacje. Prawdziwa droga zatem dopiero się zaczyna.
Mieć w sobie taką spisywaną w dzieciństwie historię, do-pamiętywać, do-pisywać, do-dawać. Kraków z pamiętnika Stasi (zwiedzany już z ukochanymi rodzicami) to miasto niczym nie ustępujące miastom włoskim. Kościoły, muzea, obrazy, postaci, miejsca, historie. Ta książka jawi się nam jako szkoła patrzenia – dzięki doświadczeniom Ojczyny, a nie poprzez. Rzecz w pamięci przywracana pozostaje tym, czym jest. Jakkolwiek od-pamiętane powidoki ojczyste powrócą, tu lub gdzie indziej. Tylko pamięć ocala. Pamięć miejsc, osób i słów. Do-pamiętać znaczy powrócić. Sami jednak musimy odpowiedzieć sobie na pytanie: powrócisz do?
Do-pamiętywanie by Kalina Cyz is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.