Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Pozytywizm miał wszelkie prawo, aby nie lubić fantastyki; romantyczne upiory grasujące w zamczyskach nie bardzo chciały się stosować do postulatu pracy organicznej, a badacze woleli szkiełko i oko od metafizycznych porywów ducha. Jeżeli pominiemy wynalazki profesora Geista oraz horror o wkładaniu Rozalki do pieca na trzy zdrowaśki, wydawać się może, że w polskiej literaturze drugiej połowy XIX wieku – zajętej emancypacją, asymilacją i propagowaniem odpowiednich postaw obywatelskich – nie znajdziemy nic fantastycznego. Jednak dzięki postulatowi wprowadzania do literatury wątków popularyzujących rozwój nauki i techniki, pozytywizm paradoksalnie stworzył podwaliny pod rozwój gatunku, wykorzystując fantastyczny sztafaż w powieściach dydaktycznych dla dzieci i młodzieży. Zdaje się, że po prostu był to jedyny sposób, aby nie ziewać przy nudnych opowiastkach o dobrym wychowaniu oraz ważkach i motylach.

8787217 207

Pomysł połączenia dydaktyzmu, popularyzowania nauki i elementów fantastycznych nie był nowy – wystarczy tu wspomnieć niejakiego Verne’a. W polskiej literaturze pierwsze takie próby podjęła Zofia Urbanowska, autorka szalenie poczytnej powieści Gucio zaczarowany (1884), w której ośmioletni Gucio, ladaco i próżniak, podczas ucieczki przed guwernerem wyraża pragnienie stania się muchą. Jednak najpopularniejszym autorem powieści zawierających myśl przyrodniczą, smrodek dydaktyczny oraz elementy fantastyczne na okrasę był Erazm Majewski, który oprócz badania świata roślin i zwierząt zajmował się również archeologią, etnologią, a nawet socjologią i ekonomią. I choć w jego dorobku znaleźć można takie monumentalne dzieła jak Teoria człowieka, Słownik nazwisk zoologicznych i botanicznych polskich, Kukułka w mowie, pieśni i pojęciach ludu naszego czy Nazwy ludowe kartofla i ich słowotworu, to sławę przyniosły mu dwie powieści dla młodzieży: Doktor Muchołapski (1890) oraz Profesor Przedpotopowicz (1898), opisujące niebezpieczeństwa oraz przyjemności, które czyhają na badaczy podczas wypraw naukowych. Myliłby się jednak ten, kto spodziewałby się po książkach Majewskiego mrożących krew w żyłach historii o trudach uczonego w terenie; są to głównie przeraźliwie nudne wykłady naukowe, niewytrzymujące konkurencji z najgorszymi dziełami Verne’a.

8787217 36

Doktor Muchołapski opowiada historię wielkiego polskiego dipterologa Jana Muchołapskiego, który jest „doktorem rzeczywistym wszechnicy Jagiellońskiej, a doktorem «honoris causa» uniwersytetów w Oxfordzie, Hejdelbergu i Jenie. Napisał między innemi ogromną rozprawę o porównawczych badaniach nad gębą owadów”. Prawdziwy z niego naturalista – gotów był nawet porzucić narzeczoną na ślubnym kobiercu, by rzucić się w pogoń za nowym okazem łowika. Pewnego dnia odkrywa on mikroskopijny list przyczepiony do muchy. Okazuje się, że napisał go Lord Puckins, prezes angielskiego Klubu Ekscentryków. Człowieka tego prześladowało okrutne szczęście; za co się nie wziął, od razu mu to wychodziło. Raziło to jego pokręconą duszę i chciał za wszelką cenę mieć pecha. W tym celu prowokował los podczas licznych podróży, aż w końcu dostał, czego pragnął; podarowany mu w Indiach przez miejscowego mędrca eliksir mający otwierać umysł i sprowadzać niezwykłe oświecenie, okazał się swoistym narzędziem zemsty na brytyjskich kolonizatorach. Ponieważ oprócz Indii – jak wiedzą wszyscy górale – najpiękniejszą okolicą dla podróżników są polskie Tatry, urzeczony krajobrazami Puckins, właśnie to miejsce wybiera dla osiągnięcia intelektualnej nirwany. Wypija więc trochę eliksiru, ale zamiast pojąć tajemnice wszechświata, zmniejsza się do rozmiarów owada. Na jego szczęście, razem z nim zmniejszeniu uległy również artykuły piśmiennicze, które miał przy sobie; Puckins sięga więc po pióro i pisze list posyłając go „przez posłańca, jakiego nikt jeszcze nie używał do posług pocztowych, przez muchę, jaka w mej obecności narodziła się z poczwarki”.

8787217 256

Muchołapski oczywiście postanawia ratować biedaka. Znajduje w jego domu resztę indyjskiego specyfiku, jedzie w Tatry, zmniejsza się i wyrusza na mikrowyprawę poszukiwawczą. Pomniejszenie wywołuje u naukowca wielkie zdziwienie: „chociaż nie ruszyłem się z miejsca, znalazłem się jakby w nowym nieznanym świecie. Posiwiały nad księgą przyrody, naturalista nie najbardziej sobie znanych przedmiotów. Liście naprzykład […] nie dały się jak dawniej objąć spojrzeniem…”.  Po pełnej przygód wyprawie, przetykanej długimi wykładami o życiu małych mieszkańców Tatr, Muchołapski odnajduje Anglika, po drodze wyzywa go nawet na pojedynek – oskarżając o sprowadzenie zagłady na obywateli pewnego mrowiska. Wszystko kończy się dobrze, a nawet lepiej – otóż cała historia okazuje się zmyślona przez Muchołapskiego podczas wypoczynku w górach, w celu pobudzenia pasji badawczej pewnego młodego człowieka.

8787205

Podobny zabieg narracyjny został zastosowany w Profesorze Przedpotopowiczu – kontynuacji Doktora Muchołapskiego, gdzie tytułowy bohater, profesor Oksfordu, wraz ze swym służącym Stanisławem oraz znanym już lordem Puckinsem, zwiedzają rozpadlinę powstałą po trzęsieniu ziemi w Bośni. W trakcie eksploracji następuje kolejny wstrząs, w konsekwencji którego uwięzieni dżentelmeni mają zwidy o podróży do wnętrza ziemi, dzięki której cofają się do czasów prehistorycznych i są świadkami ewolucji – począwszy od pierwszej ameby. Oprócz wykładów przyrodniczych, pojawiają się tutaj również wątki antropologiczne rodem z Cywilizacji pierwotnej Tylora – Puckins ma zostać zabity przez dzikie plemię w charakterze ofiary założycielskiej pod budowę chaty. Nie brak także złośliwych aluzji do czasów współczesnych autorowi; na przykład oglądanie prehistorycznego krokodyla kończy się konstatacją, że jedna z największych aktorek tamtego okresu, „Sara Bernhardt byłaby u szczytu swoich marzeń, gdyby mogła podobnego wodzić za sobą na obroży” (posiadanie egzotycznych zwierzątek przez eleganckie damy było hitem salonów przełomu wieków).

8787205 147

W odróżnieniu jednak od przygód Muchołapskiego, Przedpotopowicz w swej wędrówce zostaje także przeniesiony w przyszłość, do roku 11895 (czyli 1300 roku panowania Powszechnej Miłości). Wizja ta jest średnio optymistyczna, gdyż okazuje się, że „żółta rasa zepchnęła do grobu białą, ale nie zdążyła jeszcze wznieść się sama na właściwe wyżyny, gdyż przyroda odegrała rolę mściciela. Srogie zimy i związane z nią klęski poczęły w piątym tysiącleciu srodze wyludniać sioła i grody. Wreszcie w szóstym i siódmym śniegi i lody okryły większość ich dzierżaw na długie wieki […] Jeszcze później przyszły ciężkie powodzie, zarazy i katastrofy klimatyczne”. Rezultat był jednak pozytywny, gdyż zapanowała wszem i wobec miłość bliźniego i wegetarianizm (do tego jedzenie zostało uznane za czynność brutalną, którą powinno wykonywać się w samotności), a „przestrzeganie tej wzniosłej miłości sprawiło, że myślące i słodkie oblicza popielatoskórnych mieszkańców krainy jaśniały błogością”. Mieszkańców, dodajmy, bezpłciowych – przestano bowiem przywiązywać wagę do czegoś tak średnio istotnego jak płeć, co bardzo dziwi Przedpotopowicza, oprowadzanego po Muzeum Starożytności Północnych przez dyrektor(kę). W Muzeum tym profesor ze wzruszeniem odkrywa tablicę z pomnika Kopernika w Warszawie – nagły przypływ uczuć patriotycznych powoduje, że budzi się ze snu, ale odmieniony. Powieść kończy się samokrytyką: „Nie służyłem dość wiernie społeczeństwu. Pracowałem dla obcego narodu, dla bogatej literatury obcej, zapominając, że biednej własnej powinienem spłacić dług święty”.

8787205 68

Należy nadmienić, że obraz przyszłości z Profesora Przedpotopowicza był powtórzeniem naukowych poglądów Majewskiego, zawartych w wydanej w 1887 roku książeczce Koniec Świata. Przegląd wypadków, jakie mogą sprowadzić zagładę na ziemię, będących przeglądem teoryj, w jaki sposób „przyjdzie czas, że niestanie już tego gruntu, jaki czujemy pod nogami, że rozpierzchnie się on niczym mgła”. Już ze spisu treści zionie grozą; Upadek ziemi na słońce – Spalenie się w słońcu, Upadek księżyca na ziemię, Ziemia jest bombą napełnioną dynamitem, Czy będzie nowy potop? Książka ma jednak pozytywne (i rzecz jasna, pozytywistyczne) zakończenie, z ewolucjonizmem i chrześcijaństwem w tle; zanim nastąpi koniec świata to „pewne, że ludzkość dojdzie do udoskonalenia, jakiego my dziś pojąć nawet nie umiemy, że człowiek będzie coraz bardziej różniczkował swoje zdolności i zajęcia […] wytrąci oręż z ręki wojowników […] poziomą walkę o byt, uganianie się za znikomemi rozkoszami może zastąpi najcięższa, lecz szczytna walka ze złemi skłonnościami”. Konfrontacja tej wizji z otaczającą rzeczywistością prowadzi do refleksji, że masowi czytelnicy powieści dydaktycznych z fantastyką w tle nie potraktowali ich przesłania serio – a lenistwo, wojny i inne takie wciąż się szerzą. Na całe szczęście.

 

Licencja Creative Commons
Łowiki i stegozaury by Fantastyka z lamusa is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.