Choć z dzisiejszej perspektywy może wydawać się, że „Historia Mochnackiego jest historią jego przegranej, historią zmarnowanych sił, życia, talentu”, to pozostawiona przez niego spuścizna filozoficzno-polityczna bez wątpienia stała się ważną częścią romantycznego dziedzictwa, które inspirowało polskie zrywy niepodległościowe i wpłynęło na sposób rozumienia przez Polaków, czym jest naród, jaką wartość ma niepodległość i dlaczego warto o nią zabiegać.
Maurycy, urodzony 13 września 1803 roku we wsi Bojaniec na ziemi lwowskiej, był pierworodnym synem Bazylego Mochnackiego i Marii z Pągowskich. Początkowo wraz z rodzeństwem wychowywał się w położonej na terenie zaboru austriackiego rodzinnej posiadłości, która na początku XIX stulecia była miejscem cichym i spokojnym. Życie w niej na moment zakłóciło jedynie wkroczenie wojsk księcia Józefa Poniatowskiego do Galicji w 1809 roku, co przyczyniło się do ożywienia nadziei na przyłączenie prowincji do powstałego dwa lata wcześniej Księstwa Warszawskiego. W tej sprawie miejscowe ziemiaństwo wysłało do rezydującego w Wiedniu po zwycięstwie pod Wagram Napoleona Bonaparte delegację, której członkiem został Bazyli Mochnacki. Ostatecznie do Księstwa Warszawskiego wcielono tylko zachodnią część Galicji z Krakowem, a jej wschodnie kresy pozostały pod władzą Austrii. Fakt ten miał dla Mochnackich pewien pozytywny aspekt, ponieważ polskiej społeczności znajdującej się pod panowaniem habsburskim oszczędzono doświadczeń związanych z katastrofą wyprawy Napoleona na Moskwę. Koniec epoki napoleońskiej zbiegł się z decyzją Bazylego Mochnackiego o przeprowadzce ze wsi do Lwowa. Przypuszcza się, że ów krok podyktowany był z jednej strony jego ambicjami, pragnął bowiem rozwinąć karierę adwokacką, z drugiej zaś zamiarem stworzenia lepszych warunków do kształcenia potomstwa. W tym czasie, podobnie jak w wielu rodzinach ziemiańskich, edukacja Maurycego oraz jego rodzeństwa odbywała się w domu. Można zatem przypuszczać, że dzięki obecnym we Lwowie nauczycielom miała ona nabrać bardziej wszechstronnego charakteru. Warto zauważyć, że pani Mochnacka oczekiwała, by dzieci nie tylko zdobyły klasyczne wykształcenie, ale także opanowały umiejętności, które mogłyby ułatwić im w przyszłości nawiązywanie kontaktów towarzyskich, stąd uczono je tańca oraz gry na fortepianie.
Prawdopodobnie zawodowe ambicje Bazylego Mochnackiego napotkały we Lwowie bariery, których nie udało mu się skutecznie pokonać, dlatego też na początku 1819 roku zdecydował przenieść się wraz z rodziną do powstałego w 1815 roku Królestwa Polskiego. Zapewne wpływ na ten krok miały też nadzieje, jakie z utworzonym na kongresie wiedeńskim państwem wiązali Polacy widzący w nim namiastkę upadłej w wyniku rozbiorów Rzeczypospolitej. Faktem jest, że związane unią personalną z Rosją i obdarzone liberalną konstytucją Królestwo było miejscem, w którym nie tylko funkcjonowały polskie instytucje, ale i mogło w nim w miarę swobodnie rozwijać się życie narodowe. Początkowo Mochnaccy osiedli w wydzierżawionym niedaleko Czerska folwarku, jednak po kilku miesiącach podjęli decyzję o zamieszkaniu w Warszawie, gdzie głowa rodziny znalazła zatrudnienie w administracji państwowej. Dla młodego Maurycego przeprowadzka do stolicy Królestwa oznaczała wejście w wielkomiejski świat, który daleko różnił się od życia na prowincji i w galicyjskim Lwowie.
Zmianie uległ też tryb jego kształcenia. Wkrótce po przeprowadzce złożył egzaminy do warszawskiego liceum i rozpoczął naukę klasie przygotowującej do studiów na uniwersytecie utworzonym przez cara Aleksandra I. Po kilku miesiącach młody Mochnacki zdał maturę i zapisał się na wydział prawny warszawskiej Alma Mater. Z zachowanych świadectw wynika, że choć nauka w liceum i na uniwersytecie nie sprawiała mu większych trudności, to nad obowiązki szkolne i późniejsze wykłady przedkładał lekturę pism filozoficznych. W szczególności fascynowała go teoria piękna i jej odzwierciedlenie we współczesnej literaturze na Zachodzie. Dlatego też, by zgłębić problem, poznawał prace Lessinga, Herdera, braci von Schlegel, Schellinga, Madame de Staël oraz Chateaubrianda. Należy jednak zauważyć, że poza cudzoziemskim autorami czytał także teksty polskich twórców, zwłaszcza uległ czarowi staropolskiej prozy Skargi i Wujka.
Oprócz literackich i filozoficznych fascynacji niemniej ważne dla biografii Mochnackiego okazał się jego udział w rozwijających się w Warszawie około 1820 roku uczniowskich i studenckich tajnych związkach. Ich powstanie było efektem zarówno narastających w polityce Aleksandra I reakcyjnych tendencji, jak i patriotycznych uniesień, którym pod wpływem romantycznej literatury ulegała polska młodzież w zaborze rosyjskim. W 1820 roku Maurycy został przyjęty do kierowanego przez Wiktora Heltmana i Ludwika Piątkiewicza Związku Wolnych Polaków. Sprzysiężenie, w skład którego wchodzili głównie studenci uniwersytetu, nie okazało się trwałym bytem i zaprzestało działalności po aresztowaniu jego przywódców. Choć niewiele wiadomo na temat spiskowej aktywności Mochnackiego w tym czasie, to związany z nią był pewien tragikomiczny incydent. Maurycy, zapewne dumny z przynależności do tajnego stowarzyszenia, miał przed krewnymi pochwalić się tym faktem. W konsekwencji władze związku zdecydowały ukarać go śmiercią za ujawnienie tajemnicy. Ostatecznie wyrok nie został wykonany, ponieważ wyznaczony do tego zadania student nie zastał obwinionego w domu, a kilka dni później spiskowcy zmienili karę na ostrą reprymendę.
Znacznie większy wpływ na przyszłe losy Mochnackiego miało zajście sprowokowane przez niego osobiście i po części związane z jego nałogiem tytoniowym. Podczas jednej z wiosennych przechadzek palący na ulicy Maurycy spotkał komisarza policji Sikorskiego, który uznał, że powinien wyrwać z ust fajkę ubranemu w mundur studencki młodzieńcowi. W odwecie napadnięty uderzył w twarz policjanta, za co został aresztowany i postawiony przed obliczem wielkiego księcia Konstantego. Brutalna reprymenda ze strony carskiego brata na zawsze pozostała w pamięci autora Powstania narodowego, jednak bardziej dotkliwa okazała się kara czterdziestu dni prac przymusowych w ogrodzie belwederskim oraz wydalenie z uniwersytetu.
Pozbawienie możliwości kontynuowania studiów i szansy zdobycia wyższego wykształcenia zmusiła Mochnackiego do rezygnacji z wcześniejszych planów dotyczących kariery zawodowej i do poszukiwania nowych wyzwań. Od tego momentu z wielką pasją zaczął oddawać się pisarstwu, czego efektem były pierwsze artykuły w czasopiśmie „Astrea”, oraz doskonaleniu gry na fortepianie. Nim młody literat zdobył trwałe uznanie czytelników warszawskiej prasy, spotkał go kolejny cios, który całkowicie mógł uniemożliwić mu jakąkolwiek aktywność publiczną. W listopadzie 1823 roku Maurycy został ponownie aresztowany pod zarzutem przynależności do wywrotowych organizacji. Oskarżenie i uwięzienie były spowodowane zeznaniami, które złożył zatrzymany po raz drugi przez władze rosyjskie Wiktor Heltman. Tym razem sprawa była bardzo poważna i osadzony w więzieniu u karmelitów na Lesznie został poddany drobiazgowemu śledztwu. Wydaje się, że warunki panujące w areszcie oraz naciski matki obawiającej się o losy syna doprowadziły do złamania woli Maurycego. Najprawdopodobniej z tego powodu na żądanie śledczych przygotował memoriał, w którym opisał przyczyny szerzenia się wywrotowych idei wśród młodzieży i tworzenia tajnych stowarzyszeń. Dokument, znany po tytułem O źródłach, skąd tyle złego wyniknęło, koncentrował się na przedstawieniu pobudek, którymi kierowały się opozycyjne środowiska oraz wskazań dla władz, jak zapobiec rozprzestrzenianiu się radykalnych nastrojów. W szczególności Mochnacki podkreślał rolę dzieł politycznych, „z których zaczerpnąłem pojęć przewrotnych, obecnie przeze mnie za zgubne poczytywanych. Czytanie takich, zbytnio rozpowszechnionych, utworów, jest najgłówniejszem źródłem wszystkich nieszczęść, zamętu i wichrzeń między młodymi ludźmi”. Utwierdzeniu się antyrządowych haseł miała sprzyjać też panująca w szkołach atmosfera, a w szczególności „Pogarda, praktykowana w szkołach i w Uniwersytecie do nauki chrześcijańskiej, tolerowanie jawnej bezbożności, a nawet żądza wyróżniania się w owej bezbożności, pociągnęły za sobą rozluźnienie obyczajów i sympatyzowanie z duchem demagogicznym, krzewionym między naszą młodzieżą za wpływem uniwersytetów zagranicznych”. W efekcie opuszczająca szkoły młodzież była „Pyszna, zarozumiała, uparta, przejęta zgubnemi zasadami liberalizmu, nienawidząca istniejącego rządu, gardząca duchowieństwem, wiarą i Bogiem samym”.
Aby zapobiec na przyszłość zepsuciu młodych pokoleń, władze powinny według Mochnackiego „wniknąć w ducha wychowania, przepisać reguły wykładów, ustanowić katedrę, z której głoszono, by święte zasady moralności, obyczajności, posłuszeństwa i pokory wobec Monarchy i Rządu, należało wszczepić takie zasady w serca i umysły kształcącej się młodzieży, jednem słowem, należało w duszach młodzieży zbudować świątynię spokoju i wierności dla Monarchy i Ojczyzny, z których płynące cnoty, tak niezbędne dla dobra narodu, pozostawiają się na łasce losu i samowoli tłumów”. W memoriale pojawiły się też sugestie dotyczące wprowadzenia cenzury prasy, kontroli wykładów oraz ograniczeń dla funkcjonowania bibliotek publicznych. Choć treść dokumentu zawierała szokujące w kontekście późniejszej aktywności politycznej Mochnackiego wskazania, to jak ocenił Jerzy Szacki – „Umiał już dobrze władać piórem”.
Powstanie memoriału oraz zabiegi matki doprowadziły latem 1824 roku do uwolnienia Maurycego z aresztu i jego powrotu do domu. Wydaje się, że więzienne doświadczenia nie przygasiły jego literackich aspiracji i dość szybko do nich powrócił. Dodatkowym bodźcem, który przyczynił się do kontynuowania dotychczasowych zainteresowań był pomysł zaprzyjaźnionego z nim Michała Podczaszyńskiego, by obaj młodzieńcy zaczęli wydawać periodyk o profilu literackim i teoretycznym. Ich pomysł doczekał się realizacji na początku 1825 roku, kiedy w stolicy Królestwa ukazał się pierwszy numer „Dziennika Warszawskiego”, pisma deklarującego „dawać pierwszeństwo przed obcymi wiadomościami wszystkiemu, co ma bliższy związek z użytkiem kraju, co pod jakimkolwiek względem obchodzi ogół narodu”.
W czerwcu na łamach gazety Mochnacki opublikował artykuł programowy poświęcony polskiemu romantyzmowi O duchu i źródłach poezji w Polsce z krótką wzmianką o mitologii północnej Skaldów. Autor tekstu sugerował w nim, by nowa poezja sięgała do takich źródeł jak starożytność słowiańska, duch wieków średnich i skandynawska mitologia. Ponadto musi być ona jego zdaniem „oryginalna i przystępna dla ludu”. Publikacja spotkała się krytycznym odzewem, a autorzy polemicznych artykułów w szczególności odrzucali sugestie, by narodowa literatura czerpała inspiracje z obcych źródeł. Co ciekawe, wśród krytyków znalazł się niezmiernie ceniony przez środowiska romantyczne Joachim Lelewel.
Współpraca Mochnackiego z Podczaszyńskim w redakcji „Dziennika Warszawskiego” trwała tylko do połowy 1826 roku, kiedy to Maurycy pod naciskiem ojca zdecydował się poszukać bardziej dochodowego zajęcia. Aby spełnić oczekiwania rodziców, nawiązał współpracę z „Izys Polska”, periodykiem zamieszczający teksty poświęcone teoriom ekonomicznym i sprawom gospodarczym. Wkrótce też za radą przyjaciela domu, Józefa Kalasantego Szaniawskiego, zatrudnił się w kierowanym przez byłego polskiego republikanina Biurze Cenzury. W wypadku Mochnackiego praca w tej instytucji polegała głównie na kontroli napływającej do Królestwa Polskiego literatury zagranicznej i ocenie jej pod względem szkodliwości lub nieprawomyślności. Chociaż początkowo późniejszy rewolucjonista chyba dość sumiennie wywiązywał się z zadań, to w lipcu 1827 roku zdecydował się złożyć rezygnację. W piśmie informującym Szaniawskiego o decyzji argumentował, że „Do zrobienia tego kroku pobudziło mnie sumienie. Powody moje są ważne, bo wynikają z namysłu”.
Ostatnie lata poprzedzające wybuch powstania listopadowego to okres, w którym Mochnacki – dzięki współpracy z „Gazetą Polską”, a następnie „Kurierem Polskim” – stał się jednym z najważniejszych warszawskich krytyków literackich i teatralnych. Od grudnia 1827 roku prowadził w pierwszym z dzienników dział poświęcony recenzjom wydarzeń muzycznych oraz publikował artykuły poświęcone literaturze współczesnej. To właśnie ich treść uczyniła go głównym koryfeuszem romantyzmu, którego opinie kształtowały gusty literackie warszawskiej młodzieży. Choć Mochnacki przez lata propagował swoje idee głównie na łamach prasy, to ich ostateczny kształt zaprezentował w dziele O literaturze polskiej w wieku XIX, które ukazało się w 1830 roku. Jak określił w rozdziale wstępnym, celem jego pracy było „zbadać ducha i przeniknąć do istoty polskiego narodu w ojczystej literaturze, Całą usilność moję w to położę, żeby czytelnik wyrozumiał: jaki jest umysł ogólny w Polszcze pod względem artystowskim i naukowym? Gdyż sztuka i umiejętność są to dwa najpiękniejsze pierwiastki dzisiejszej europejskiej cywilizacji”. Dla romantyków, ale także wielu późniejszych pisarzy polskich niezwykle istotna okazała się zawarta w dziele próba określenia roli literatury, która„Jest (…) z pewnego względu jako sumnienie narodu. Z czego wypada: że naród, nie mający własnej, oryginalnej literatury, to jest nie mający wyciągnionej na jaśnią powszechnej masy wszystkich swoich wyobrażeń, pojęć i myśli, jest tylko zbiorem ludzi zamieszkałych na przestrzeni określonej pewnymi granicami, którzy jeszcze moralnego ogółu nie składają…”. Dlatego wzywał Mochnacki, by „Wszystko, co było, co jest, niechaj się odbije w literaturze, tym ruchomym zwierciadle dawniejszych i dzisiejszych pojęć, żebyśmy samych siebie w drugiej ujrzeli postaci”.
Warto pokreślić, że pod koniec lat dwudziestych nie tylko literatura i życie artystyczne były namiętnością Mochnackiego. W tym czasie zaangażował się bardzo silnie w działalność polityczną, co po części było efektem toczącego się przed sądem sejmowym procesu członków Towarzystwa Patriotycznego. Wydarzenie spotkało się z ogromnym zainteresowaniem mieszkańców Warszawy i było szeroko komentowane zarówno w oficjalnym obiegu, jak i w drukach ukazujących się poza urzędową kontrolą. Wpływ na to zjawisko miał także Mochnacki, który opublikował anonimowo cieszącą się wielką popularnością broszurkę Głos obywatela z poznańskiego do senatu Królestwa Polskiego. Tekst nie odnosił się tylko do procesu, ale także zawierał oceny sytuacji, w jakich znalazły się ziemie polskie po rozbiorach i kongresie wiedeńskim. Przede wszystkim Mochnacki podkreślał, że Królestwo nie może być traktowane jako suwerenne państwo, ponieważ jest w istocie „prowincją sąsiedzkiego mocarstwa, zawojowaną, rządzoną przez prokonsulów, gnębioną srodze, gdzie szkodliwe przeciw zasadom politycznego życia działanie na zagładę rodu i imienia naszego trwa ustawicznie”. Co więcej, rosyjscy zdobywcy, „Żeby utrwalić skutek zbrodni, żeby pożywać w pokoju owoce, coraz nowych zbrodni dopuszczać się muszą, bo gwałt tylko gwałtem utrzymuje się, wina rodzi winę, a jedno pokolenie przekazuje ją drugiemu w puściźnie”. Jedyną obroną przed nikczemnością tyranów staje się według autora broszury „myśl połączenia w jedną całość rozerwanych części Ojczyzny. (…) Jest w tej myśli tarcza bezpieczeństwa publicznego, jest wzięcie zemsty z łupieżców, jest kara za przeszłe i teraźniejsze winy, jest sąd, jest dekret na bezbożnych, zaprzedanych, odrodnych”. Z tego też powodu procedujący w Warszawie sędziowie sejmowi nie mogą uznać oskarżonych winnymi zbrodni stanu, bo gdyby „nawet przyszło stracić tę Polskę, jaką dzisiaj macie, to ją lepiej straćcie, niżeli żebyście mieli skazać na rusztowanie sam zamysł odbudowania całej i niepodległej”. Ostatnia myśl ściśle korespondowała z wizją ojczyzny Mochnackiego, którą nie stanowi „piaszczysta przestrzeń Mazowsza ani Wisła przerzynająca niezmierzone okiem równiny wasze, ani stolica, ani wspaniałe w niej siedliska władz rządowych, ale jest nią owa wielka myśl politycznej niepodległości i nadzieja, że kiedyś za przewodnictwem i pomocą bożą w jedną nierozdzielną sprężymy całość, że będziemy twierdzą Europy, pogromem dla złych sąsiadów i wybranym Sławiańszczyzny ludem”.
Proces członków Towarzystwa Patriotycznego nie tylko przyczynił się do ożywienia polskiej opinii publicznej w Królestwie Kongresowym, ale spowodował odrodzenie konspiracji niepodległościowej w Warszawie. 15 grudnia 1828 roku z inicjatywy podporucznika Piotra Wysockiego w szkole podchorążych powstał tajny związek, który do historii przeszedł jako Sprzysiężenie Wysockiego. Organizacja za cel stawiała sobie bronić konstytucji Królestwa i rozszerzać związek o ludzi „nieskazitelnego charakteru”. Do niewielkiej grupy założycieli dość szybo przyłączyli się inni podchorążowie, a na początku 1829 roku powstał odłam cywilny sprzysiężenia. W ciągu kolejnych miesięcy jego członkami zostali między innymi: Maurycy i Kamil Mochnaccy, Ksawery Bronikowski, Jan Ludwik Żukowski, Seweryn Goszczyński, Józef Bohdan Zaleski, Józef Kozłowski i Ludwik Nabielak. Początkowo działalność spiskowców ograniczała się do debat nad tym, jak chronić swobody konstytucyjne, a następnie jak doprowadzić do zjednoczenia ziem polskich. Zasadniczo wszyscy zgadzali się, że drugi z celów można zrealizować tylko na drodze powstania ogólnonarodowego, na czele którego powinni stanąć „ojcowie narodu”. Warto jednak podkreślić, że uczestnicy tych dyskusji nie orientowali się zupełnie w zapatrywaniach polskich elit politycznych ani też w nastrojach chłopstwa i mas miejskich. Za pewnik brali, że hasło powstania poparte zostanie przez wszystkie stany społeczne Królestwa, które zjednoczą się we wspólnej walce z zaborcą. Jak scharakteryzował wiele lat później owo poruszenie Mochnacki – „Była to burza zawarta w kilkunastu ognistych głowach”.
Co ciekawe, kiedy w listopadzie 1830 roku spiskowcy przygotowywali plan wzniecenia powstania, autor jego pierwszej historii nie był świadom owych poczynań, zajęty pracą nad dziełem O literaturze polskiej w wieku XIX . Dopiero Goszczyński powiadomił go rankiem 29 listopada o całej akcji. Mochnacki do działań powstańczych włączył się na Starym Mieście po niepowodzeniu planu ujęcia wielkiego księcia Konstantego w Belwederze i miał być jednym z tych, którzy powiedli warszawski plebs do ataku na Arsenał, co uratowało zainicjowaną przez podchorążych akcję.
W kolejnych dniach głównym celem jego działań stało się powołanie rządu narodowego, który po odsunięciu od władzy w Królestwie polityków ugodowych mógłby rozpocząć walkę z caratem na obszarze całego zaboru rosyjskiego. By zrealizować owo zadanie, Mochnacki wraz kilkoma członkami sprzysiężenia doprowadził 1 grudnia do utworzenia wzorowanego na francuskich klubach rewolucyjnych Towarzystwa Patriotycznego. Wydawało się, że postulaty tej organizacji zostały spełnione 3 grudnia, kiedy w miejsce Rady Administracyjnej został powołany Rząd Narodowy, na czele którego stanął książę Adam Jerzy Czartoryski, a dowództwo nad armią Królestwa powierzono popularnemu w Warszawie generałowi Józefowi Chłopickiemu. Mimo pozornego sukcesu zwolenników zerwania z Rosją Mochnacki na posiedzeniu klubu wygłosił mowę, w której ostrzegał, że „Ludzie znani z liberalizmu weszli w otwarte przymierze z nieprzyjaciółmi kraju, dlatego Nie ufajmy imionom historycznym. Nie ufajmy żadnej wziętości, żadnej zasłudze. Generał Chłopicki nie dopełnia swojego obowiązku”. Wystąpienie to skończyło się dla niego katastrofą, ponieważ zdecydowana większość uczestników zebrania uznała atak na napoleońskiego bohatera za całkowicie bezpodstawny. Co więcej, wydarzenie to ściągnęło na jego głowę otwartą wrogość wielu warszawiaków i o mało nie zakończyło się linczem. By w pełni skompromitować Mochnackiego oraz związane z nim radykalne środowiska, pismo „Polak sumienny” opublikowało 5 grudnia artykuł, w którym przypomniało mu pracę w kierowanym przez Szaniawskiego biurze cenzury. W tej sytuacji Mochnacki na kilka tygodni zdecydował się zaprzestać otwartej działalności politycznej na rzecz aktywności dziennikarskiej, którą rozwinął na łamach założonego przez uczestników nocy listopadowej pisma „Nowa Polska”.
Powrót do polityki nastąpił wraz z reaktywacją Towarzystwa Patriotycznego 19 stycznia 1831 roku. Cztery dni później Mochnacki uczestniczył w przygotowaniu przez klub petycji do sejmu, domagającej się uznania niepodległości narodu polskiego w granicach z 1772 roku oraz detronizacji Mikołaja I i jego następców. Choć 25 stycznia sejm Królestwa Polskiego pozbawił cara tronu, to forma, w jakiej to uczynił, spotkała się z negatywną oceną Mochnackiego, czemu dał wyraz w serii publikacji w „Nowej Polsce”. Odnosząc się do postawy posłów, w pierwszym z artykułów zamieścił sugestię, że „Wasz mandat ustał, bo się wszystko koło was zmieniło, prócz ciasnych pojęć i trwożliwego ducha waszego”, dlatego postulował: „Trzeba zwołać kongres narodowy, bo ojczyzna jest w niebezpieczeństwie”. W tym czasie w niektórych tekstach Mochnackiego pojawiły się też myśli, by walkę o Polskę połączyć z rewolucją społeczną, do czego szczególnie parła lewica Towarzystwa Patriotycznego. Wydaje się, że tego rodzaju propozycje były podyktowane w jego wypadku nie tyle chęcią poprawy losu warstw niższych, lecz miały charakter taktyczny i zmierzały do zwiększenia polskiego potencjału.
Rozpoczęcie działań wojennych zakończyło pierwszy okres zaangażowania w powstańczą politykę i publicystkę. Mochnacki – podobnie jak i Adam Gurowski oraz kilku innych członków Towarzystwa Patriotycznego –, zdecydowali ,,że w obliczu rosyjskiej ofensywy debaty oraz dyskusje muszą ustąpić czynnemu udziałowi w wojnie. W efekcie w lutym 1831 roku zaciągnęli się do I pułku strzelców pieszych. Kolejne miesiące wypełniła Mochnackiemu służba wojskowa. Brał udział w wielu bitwach, otrzymał awans na podporucznika i złoty krzyż Virtuti Militari. Okres ten zakończyła bitwa pod Ostrołęką. W starciach zbrojnych Mochnacki odniósł poważną ranę. Po kilkutygodniowej rekonwalescencji nie powrócił jednak w szeregi armii, lecz ponownie zajął się publicystyką polityczną. Warto zauważyć, że w powstałych po tym wydarzeniu tekstach można dostrzec daleko idącą zmianę ideową, która zapewne wynikała z osobistych doświadczeń na polu walki oraz ponoszonych przez powstańców porażek. Przede wszystkim Mochnacki odrzucił związek z jakimkolwiek światopoglądem ideowym, uznając, że najważniejsza jest sprawa niepodległości Polski. Stąd jego deklaracja zawarta w jednym z artykułów: „Jeśli republikanizm co pomoże, to bądź republikaninem, jeśli monarchia konstytucyjna, to miej monarchię konstytucyjną we czci i poważaniu. Nie masz w niebie, na ziemi i pod ziemią żadnej mocy, żadnej dzielności, żadnego środka, którego by spróbować nie godziło się dla poniżenia dumy moskiewskich carów”. Obojętność polskiego chłopstwa wobec powstania pozbawiła go złudzeń w zbawczą moc ludu i doprowadziła do przekonania, że sukces w walce może zapewnić jedynie wzorowana na postaci Cromwella dyktatura wojskowa. Początkowo swoje nadzieje pokładał w generale Skrzyneckim, który „Tak zdawał się natchniony, kiedy prowadził bataliony nasze w morderczy ogień pod Ostrołęką, kiedy zdobywał olszynę pod Grochowem, kiedy swój raport pisał spod Dobrego”. Jednak dość szybko dostrzegł jego słabości i w sierpniu kandydata na dyktatora upatrywał już w generale Krukowieckim, który po rozruchach zainicjowanych 15 sierpnia przez Towarzystwo Demokratyczne w Warszawie stanął na rządu powstańczego.
Choć Mochnacki osobiście nie uczestniczył we wspomnianych wydarzeniach, to w opublikowanych w „Dzienniku Powszechnym” artykułach pośrednio poparł zmianę u steru władzy, równocześnie promując ideę restauracji poprzez rewolucję. Zauroczenie osobą Krukowieckiego nie trwało jednak długo, ponieważ szef rządu zamiast przygotować stolicę Królestwa do obrony przed ofensywą rosyjską, usiłował nawiązać rokowania z Paskiewiczem.
Po upadku Warszawy Mochnacki wraz z wojskiem i władzami opuścił stolicę, by podjąć ostatnie wysiłki wskrzeszenia wśród pokonanych powstańców nadziei na zwycięstwo. Owocem tych działań były opublikowane w połowie września artykuły na łamach „Gazety Narodowej”. W jednym z nich pisał: „Obróćmy wzrok nasz ku tym czasom, kiedy obca przemoc gnębiła mieszkańców Polski (…) Któż wtenczas ratował upadającą ojczyznę? Oto niewielka garstka, nieliczna ruchoma, przenośna, orężna rzeczpospolita wiernych, nieustraszonych, którzy własny pożytek, pokój i wygodę nigdy na równej szali nie kładli z czcią narodu i korzyścią ogółu”.
Wobec zaniku woli walki w polskich kręgach politycznych i wojskowych Maurycy Mochnacki wraz z bratem Kamilem opuścili na początku października 1831 roku Królestwo Kongresowe i udali się na emigrację do Paryża, gdzie dotarli 2 listopada. Już pierwsze dni pobytu we Francji okazały się zapowiedzią problemów, z którymi Mochnacki musiał zmagać się aż do swojej śmierci. Najpoważniejszym z nich okazał się brak środków materialnych. Mimo panującej początkowo sympatii znacznej części francuskiego społeczeństwa do powstania listopadowego i przyznania przez władze francuskie skromnych zapomóg powstańcom, ich życie stale balansowało na granicy przetrwania. Dla uczestnika nocy listopadowej dokuczliwa okazała się też postępująca marginalizacja jego osoby w kręgach emigracyjnych. O ile początkowo usiłował uczestniczyć w inicjatywach łączących wszystkich wygnańców, z biegiem czasu jego poglądy coraz bardziej odstawały od koncepcji reprezentowanych przez główne ugrupowania polistopadowego wychodźstwa. Warto podkreślić, że przebywający we Francji Mochnacki wziął całkowity rozbrat ze swymi dawnymi kompanami z Towarzystwa Demokratycznego i stopniowo zaczął się zbliżać do środowiska skupionego wokół księcia Czartoryskiego. Zaostrzające się różnice na emigracji, przypominające podziały polityczne w czasie powstania, Mochnacki postrzegał jako główne źródło słabości Polaków. Stąd w jednym z listów do Lelewela pisał: „Gdyby był jakiś klajster do zlepienia w całość partii głów polskich, może byśmy nie upadli; ale nie ma takiego cementu. (…) Piętnaście lat ucisku rozprzęgały tak dalece umysły nasze, że już potem żadną miarą połączyć je w jakąkolwiek całość nie było można. To najlepiej emigracja nasza pokazuje. Te smutne obserwacje uczyniły mnie zwolennikiem absolutyzmu”. Podobne oceny zawierała też korespondencja, którą kierował do swoich rodziców.
Z rozczarowaniem oceniał Mochnacki życie polityczne we Francji, tym bardziej że poza grupą republikanów główne siły monarchii lipcowej były niechętne bądź obojętne sprawie polskiej. Dawna ojczyzna rewolucji uległa jego zdaniem pokusom materializmu, dlatego „Trzy kolory w firmie są dziś parodią. Naród woli swej nie ma; w Izbach podłość i niedołężność”. Negatywnie na jego stan ducha wpływały też pogłębiające się problemy zdrowotne brata Kamila, który mimo zalecanych przez lekarzy kuracji nad Morzem Śródziemnym zmarł 17 sierpnia 1833 roku na gruźlicę. W tej sytuacji pociechę Maurycy odnajdował w koncertach fortepianowych, pracy nad dziełem poświęconym powstaniu listopadowemu oraz artykułach pisanych do wydawanego przez starego przyjaciela Podczaszyńskiego „Pamiętnika Emigracji”. W artykule O charakterze polskiej emigracji postulował, by Polacy trzymali się „najściślejszej neutralności względem wszelkich politycznych i społecznych wypadków” w Europie, o ile nie służą one odzyskaniu niepodległości. Zasadność sugerowanego stanowiska wynikała z tego, że „nie masz dla nas w całej nauce politycznej dzisiejszych czasów nic takiego, co by rymowało się z naszą rodowitą iścizną. Za czym się teraz inne ludy ubiegają (…) to wszystko już kwitło i wybujało w naszej ziemi. Z uśmiechem, z dumą niechaj poogląda Polak na wszystkie rady zachodnich społeczeństw, na wszelkie wymysły teraźniejszych polityków”. W innym tekście zrewidował swoje wcześniejsze zapatrywania dotyczące rozwiązania problemów społecznych w Polsce. Tym razem dowodził, że „Element szlachecki jest oddychalnym powietrzem naszego kraju; utrzymywał go i do dziś utrzymuje po rozbiorach, za Bugiem i Wilią, od cypla Kurlandii do Zaporoża i Karpatów”. W tej sytuacji jakakolwiek zmiana społeczna powinna dokonywać się pokojowo, nie poprzez odebranie szlachectwa szlachcie, ale poprzez uszlachcenie całego narodu.
W ostatnich miesiącach 1833 roku Mochnacki przyspieszył pracę nad rozpoczętym wcześniej dziełem poświęconym powstaniu listopadowemu. Mimo wysiłków autora ukazało się ono w formie niedokończonej w 1834 roku pod tytułem Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831. Dwutomowe opracowanie stanowiło subiektywny opis genezy i przebiegu powstania do momentu uchwalenia przez sejm aktu detronizacji Mikołaja I. Wkrótce po wydaniu publikacja wywołała na emigracji ostre spory, które dotyczyły zwartych w niej ocen poszczególnych osób i środowisk politycznych. Koła demokratyczne nie mogły także zaakceptować sugestii Mochnackiego dotyczących środków mających zapewnić zwycięstwo w przyszłym powstaniu. Największy opór oponentów budziła idea dyktatury wojskowej – „władzy bez koloru” – obojętnej wobec kwestii społecznych i skoncentrowanej przede wszystkim na aspektach polityczno-militarnych. Mimo wspomnianych wyżej kontrowersji Powstanie narodu polskiego przyczyniło się do utwierdzenia idei, w myśl której – jak to ujął Kajetan Koźmian – „Polska pod obcymi surowymi rządami powstaje, bo musi, a pod łagodniejszymi dlatego, że może”.
Jesienią 1834 roku Mochnacki osiadł w Auxerre nad Yonną, gdzie funkcjonowała duża kolonia wychodźców polistopadowych, jednak już w listopadzie ciężko zapadł na zdrowiu, wkrótce utracił też przytomność i 20 grudnia zmarł na skutek wylewu. 12 stycznia 1835 roku z inicjatywy generała Henryka Dembińskiego odbyło się w Paryżu w kościele Saint-Germain de Prés nabożeństwo żałobne, w którym uczestniczyło wielu polskich emigrantów. W zaproszeniu do udziału w uroczystości generał napisał: „Jakiekolwiek uczucia każden z nas nieść mógł w sercu dla tego znakomitego, a nie dość znanego, w kwiecie młodości zgasłego człowieka, każden z nas dziś już przyznać musi, że strata ta jest strata narodową”. Natomiast na cmentarzu w Auxerre z inicjatywy miejscowych emigrantów na grobie Mochnackiego został wzniesiony pomnik, na którym zamieszczono łaciński napis: Civis Polonus. Hostem Moscoviensem (Obywatel polski, wróg Moskwy).
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego