- Zuzanna Ginczanka – talent, uroda i tragiczny los
- Andrzej Dobosz bardzo stanowczo odradza. “Ze świata ułudy. Wybór pism teatralnych” Józefa Kotarbińskiego. Kraków 1926
Andrzej Dobosz odradza. Wspomnienia starego mecenasa z czasów dziesięciolecia przed zniesieniem sądownictwa polskiego 1866-1876 przez Alexandra Kraushara. Warszawa 1919
Kraushar, wychowanek Wydziału Prawa i Administracji Szkoły Głównej Warszawskiej, po studiach praktykował jako obrońca w sądach warszawskich. Gdy w lipcu roku 1876 wprowadzono na terenie Królestwa Polskiego (Przywiślańskiego Kraju) wyłączność rozpraw w języku rosyjskim, jak większość jego kolegów adwokatów i wszyscy sędziowie opuścił palestrę i zajął się publikowaniem prac historycznych, monografii i studiów. Ogłosił ich w sumie 340, w tym dwanaście dwutomowych. Pisał o aeronautach francuskich w Warszawie w roku 1831, archiwum Nowosilcowa, dawnych pałacach warszawskich, historii Żydów (dwa tomy), Joannie Grudzińskiej, Klaudynie Potockiej, konfederatach barskich na Syberii, nieznanych listach Kościuszki, dziejach pałacu Staszica, ostatnich przechadzkach
J. U. Niemcewicza w Paryżu, pierwszej polskiej książce prawniczej z XVI wieku, wywiezieniu pomnika Adama Czartoryskiego, posągu Szekspira i dramaturgów klasycznych w Łazienkach Królewskich.
Licząca 264 strony „Palestra warszawska” skończona w roku 1889, lecz wydana dopiero w roku 1919 jest 189 pozycją w bibliografii jego prac. Wymienia w niej 275 znanych mu osobiście prawników warszawskich. Niemal o każdym z nich pisze z wielką sympatią, choć woli tych, którzy improwizowali podniesionym głosem, od tych którzy monotonnie odczytywali długie, wcześniej napisane rozprawy. Często opisuje sylwetki swych kolegów, ich szczególne ubiory poza salą sądową. U wielu ceni umysł jasny, charakter niezłomny, poczucie obowiązku, gorącą miłość kraju, sumienność i bezstronność;
Tylko paru stołecznym prawnikom zarzuca nadmierne zainteresowanie aktorkami, alkoholem i kartami.
Jako przykład błyskawicznego refleksu przytacza Kraushar reakcję mecenasa Krysińskiego, który w ciągnącej się przez lata skardze wieśniaków, którym w roku 1831 spalono chaty przeciw Skarbowi Państwa, powołał się na królową Jadwigę, która wynagrodziła uczynioną kmiotkom krzywdę. Na zwróconą przez przewodniczącego uwagę, że nie należy powoływać się teraz na polską monarchinię, mecenas natychmiast zwrócił się z prośbą do sądu, by miał w pamięci słowa zmarłej przed wiekami władczyni dziesięciu guberni Królestwa Polskiego.
Za panowania caratu jedynie w salach sądowych można było słyszeć głosy poruszające, nawet w sprawach natury prywatnej kwestie zasadnicze z dziedziny krajowych stosunków ekonomiczno-politycznych. Trybuna sądowa i sesje Towarzystwa Rolniczego były to jedyne miejsca, gdzie rozlegały się skargi nad rozpaczliwym położeniem społeczeństwa. Wielu też było adwokatów zmuszonych odwiedzić Syberię.
Równocześnie niemała była publiczność przychodząca na rozprawy głośnych obrońców, jak na świetne widowiska teatralne.
Mecenas Łabędzki dostrzegł kiedyś na Sali wybitnego komika Alojzego Gonzagę Żółkowskiego, wiedzącego, że wiele może się tu nauczyć.
Nową całkiem dla mnie i nie do końca zrozumiałą sprawą jest jakby podział prawników na patronów, adwokatów i mecenasów. Książka zawiera czarno białe fotografie małego formatu niemal wszystkich wspomnianych w tekście postaci.
Opowiada Kraushar o złych warunkach lokalowych w sądach warszawskich, lichym oświetleniu, które sprawiało, że mający słaby wzrok woźny nazwiskiem Świecki, wzywając strony, często mylił nazwiska pozwanych.
Wiele fragmentów jest dla mnie całkiem niezrozumiałych, jak ten ze strony 35: O ile strony były do rozprawy przygotowane, rozpoczynało się wprowadzenie, gdy zaś jeden lub drugi obrońca byli, jak mówiono, p r z e s z k o d z e n i, torbifer obecny na Sali upraszał jednego z kolegów nieobecnego, aby meldował sądowi o zaszłej przeszkodzie i sprawa odraczała się do czasu poźniejszego…
Kilka stron książki zajmują też przytaczane stanowczo grafomańskie utwory wierszowane prawnika Kazimierza Juliana Jasińskiego.