- Andrzej Dobosz doradza. Michał Baliński. Studia historyczne
- Andrzej Dobosz raczej poleca. Sadok Barącz. Pamiątki miasta Stanisławowa
Styl od początku jest pretensjonalny: Bór stał czarny, a wierzby i brzozy, podobne do hożych tanecznic, brały się za ręce i powiewne, powyginane, jedne blademi gałązkami, drugie śniegiem pni, śmiały się do słońca i do szafirów.
Dziwaczne są też nazwiska i przezwiska postaci: Krępic, hrabia Majtaszko.
Nie umiałbym też przełożyć na zrozumiałą polszczyznę rozmów postaci: Istnienie rozumu dowodzi istnienia prawdy i sprawiedliwości, których przeczuciem są idee i aspiracje. Tamten odpowiedział z przekonaniem, że rozum artysty chorego na filozofa jest to młyn, który miele próżnię.
Krępic po skończeniu studiów inżynierskich korzysta z zaproszenia przyjaciela, by odwiedzić go w jego majątku. Wysłany po niego na stację furman przedstawia sytuację wsposób, który ma uchodzić za gwarę: Bezmała dwadzieścia pięć lat, tośma mieli Karolówkę, Górki i Wygróbkę, potem za manówszy przybywało, a tero to już wej cięgiem na ocip, tero miemiec Górki i tylko: żeby tak z przeproseniem, jasna pani ockła, toby pewnikiem znowuk się zamerła od żałości.
Na miejscu, we dworze, posesjonaci również wyrażają się w sposób niezrozumiały: Nie myślcie żeby arystokracja nie rozumiała, iż antagonizm klas to gordyjski węzeł. Ona wie o tem, ale wie także, iż go nie należy przecinać. Cięcie pokaleczyłoby wiele palcy, a zgodne rozwiązanie nikomu nie zrobi krzywdy.
Możemy się też dowiedzieć, co dzieje się w głowie młodych panien: Opadły ją smutne myśli, wątpliwości, niejasne pragnienia i tęsknota do swobody niczym niekrępowanej, chyba własną wolą, coraz częściej wtedy sobie mówiła, że z nim jej życie byłoby nie tylko wolniejsze, ale także szersze i w treści bogatsze.
Następuje fragment zawierający porównanie całkiem niezrozumiałe w naszym stuleciu: Matka i syn wyglądają jak andruty karlsbadzkie.
Wreszcie retoryka przekracza możliwości mojego pojmowania: Jej się dostaje w ręce najczystszy z brylantów, z tych klejnotów, które kiedyś świeciły na horyzoncie instytutu, które miały w przyszłości przyświecać ziemi, jak gwiazdy, a z których lwią część życie oprawiło w drzewo i użyło do przykrawania szybek.
Styl od początku jest pretensjonalny: Bór stał czarny, a wierzby i brzozy, podobne do hożych tanecznic, brały się za ręce i powiewne, powyginane, jedne blademi gałązkami, drugie śniegiem pni, śmiały się do słońca i do szafirów.
Dziwaczne są też nazwiska i przezwiska postaci: Krępic, hrabia Majtaszko.
Nie umiałbym też przełożyć na zrozumiałą polszczyznę rozmów postaci: Istnienie rozumu dowodzi istnienia prawdy i sprawiedliwości, których przeczuciem są idee i aspiracje. Tamten odpowiedział z przekonaniem, że rozum artysty chorego na filozofa jest to młyn, który miele próżnię.
Krępic po skończeniu studiów inżynierskich korzysta z zaproszenia przyjaciela, by odwiedzić go w jego majątku. Wysłany po niego na stację furman przedstawia sytuację wsposób, który ma uchodzić za gwarę: Bezmała dwadzieścia pięć lat, tośma mieli Karolówkę, Górki i Wygróbkę, potem za manówszy przybywało, a tero to już wej cięgiem na ocip, tero miemiec Górki i tylko: żeby tak z przeproseniem, jasna pani ockła, toby pewnikiem znowuk się zamerła od żałości.
Na miejscu, we dworze, posesjonaci również wyrażają się w sposób niezrozumiały: Nie myślcie żeby arystokracja nie rozumiała, iż antagonizm klas to gordyjski węzeł. Ona wie o tem, ale wie także, iż go nie należy przecinać. Cięcie pokaleczyłoby wiele palcy, a zgodne rozwiązanie nikomu nie zrobi krzywdy.
Możemy się też dowiedzieć, co dzieje się w głowie młodych panien: Opadły ją smutne myśli, wątpliwości, niejasne pragnienia i tęsknota do swobody niczym niekrępowanej, chyba własną wolą, coraz częściej wtedy sobie mówiła, że z nim jej życie byłoby nie tylko wolniejsze, ale także szersze i w treści bogatsze.
Następuje fragment zawierający porównanie całkiem niezrozumiałe w naszym stuleciu: Matka i syn wyglądają jak andruty karlsbadzkie.
Wreszcie retoryka przekracza możliwości mojego pojmowania: Jej się dostaje w ręce najczystszy z brylantów, z tych klejnotów, które kiedyś świeciły na horyzoncie instytutu, które miały w przyszłości przyświecać ziemi, jak gwiazdy, a z których lwią część życie oprawiło w drzewo i użyło do przykrawania szybek.
Wynika to z faktu, że Krępic został kierownikiem biura technicznego z pensją dwóch tysięcy pięciuset rubli rocznie.
Ludwika Godlewska. Kato. Powieść współczesna w POLONIE