Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz gorąco poleca. Kajetan Abgarowicz (Abgar Sołtan) Nea. Powieść współczesna


Ludwik Poleski, zbliżający się do trzydziestki ziemianin galicyjski, po ośmiu latach gospodarowania odziedziczonym rodzinnym majątkiem, mimo oszczędnego trybu życia i nieprzekraczania w grze skromnych stawek, zadłużył posiadłość na znaczną sumę. Wówczas do akcji wkroczyła jego ciotka Matylda. Ludwik zaciągnął w Towarzystwie Kredytowym pożyczkę hipoteczną i ciotka, przy pomocy adwokata, niemal zlikwidowała długi, ratując Tyrówkę przed wystawieniem na licytację. Potem zaprosiła Ludwika, by towarzyszył jej podczas pobytu w Abbacji, bardzo wtedy modnej miejscowości kąpielowej nad Adriatykiem. Matylda wiedziała, że wybiera się tam z córką hrabina Porońska, bogata wdowa po bankierze. Na dworcu w Peszcie, w oczekiwaniu na pociąg do Fiume (dzisiaj Rieka), spotkało się towarzystwo polskie udające się do Abbacji: Matylda z dwoma synami i Ludwikiem, hrabia Granowski z synem oraz przyjaciel Ludwika literat Michał Demszyński. Matylda skrzywiła się na widok pisarza, sądząc, że sportretował ją nieżyczliwie w jednej ze swych nowel. Podczas podróży znajomi przenieśli się do wagonu restauracyjnego. Był tam jeden stolik zarezerwowany dla węgierskiego magnata, który pojawił się po godzinie: Dość wysoki, ale cienki i wychudzony jak tyka, trzymał się pochyło prawie zgarbiony. Na zapadniętej twarzy malowało się znużenie, oczy były senne. Dość impertynencko przypatrywał się wszystkim.

– Będzie kazał odezwał się młody Granowski – podać wszystko co najdroższe w karcie, pokosztuje i powie, że paskudztwo, wyłaje kelnera – zapłaci i głodny pójdzie spać. Ja ten gatunek znam z Wiednia.

Po skończonym posiłku towarzystwo rozeszło się do snu. Wkrótce kuzyn obudził Ludwika, by w świetle księżyca oglądać poszarpane szare skały, niekiedy odznaczające się jaskrawą białością. Czasem w przestrzeniach między szczytami widać było wody zatoki.

Panował jeszcze mrok, gdy pociąg zahamował i rozległy się krzyki: Fiume! Hrabia tak doskonale władał włoskim, że wpłynął na celników, którzy zwolnili bagaże od rewizji. Potem zaprosił wszystkich na kawę. Następnie, poprzedzani przez tragarzy, udali się do portu. Wkroczyli na pokład statku noszącego nazwę „Eneo”. Tam zobaczyli bardzo piękną dziewczynę w skromnej, ciemnogranatowej sukiennej bluzie i marynarskiej czapce, pobierającą opłatę za przejazd. Wszyscy patrzyli na nią z zachwytem, co wprawiło ją w zakłopotanie i wywołało rumieniec na twarzy.

Starszy hrabia spytał ją, jak ma na imię, by mógł je zapamiętać. Okazało się, że jest to Nea, córka kapitana Ribicza, właściciela statku.

Ludwik Poleski nie umiał oderwać od niej wzroku. Doznał przykrości, słysząc sygnał zbliżania się statku do portu.

Na miejscu okazało się, że Ludwik ma mieszkać w innym pensjonacie niż ciotka. Umieszczono go tam, gdzie przebywa hrabina Porońska. Ciotka powiedziała, że jest to osoba bardzo dystyngowana, jej córka jedynaczka ma odziedziczyć około dwu milionów, a fundusze są ulokowane w najlepszych europejskich akcjach. Mają też kilka domów w Wiedniu. Hrabina pragnie, by córka wyszła za Polaka, może nawet bez tytułu. Polski szlachcic to więcej niż niemiecki hrabia. Tymczasem Demszyński poinformował Ludwika, że Poroński był Żydem z Litwy, który w nieczysty sposób zbił majątek w ojczyźnie, a później w Paryżu grając na giełdzie dorobił się milionów… Lubił uchodzić za Polaka i emigranta, ale nigdy nim nie był. Tytuł hrabiowski kupił w Rzymie przy okazji chrztu świętego. Natomiast wdowa jest córką fabrykanta z Bielska.

Wreszcie na scenie pojawiają się obie Porońskie. Były to drobne, nadzwyczaj szczupłe i wymizerowane kobieciny, bardzo jedna do drugiej podobne. Ubrane skromnie, ale gustownie. Mówiły płynnym i wykwintnym francuskim.

Zaproszone na kolację wigilijną, okazały zażenowanie podczas nieznanego im obyczaju dzielenia się opłatkiem. Znały opłatek tylko z komunii w czasie Mszy św.

Zarówno Ludwik, jak i pozostałe osoby z towarzystwa, zachowując poprawne formy, unikały bliższch z nimi kontaktów. Natomiast wymyślano ciągle nowe preteksty, by odbyć rejs do Fiume i z powrotem w towarzystwie Nei. Demszyński udał się tam, by zakupić papier. Ludwik pływał codziennie, aby rozmawiać z Neą. Za to milczał w towarzystwie polskim, gdzie miano go za zero, człowieka noszącego dobrze skrojone ubrania i modne krawaty, mówiącego jedynie dzień dobry, dobranoc.

Demszyński zobaczył na ulicy w Abbacji magnata z kolejowej restauracji w towarzystwie rudego semity. Widząc znajomego rotmistrza huzarów, Kroata Grigoricza, dowiedział się od niego, że magnat to znany lichwiarzom Wiednia i Pesztu baron Geza Pichler de Sandorfalva w towarzystwie specjalnego korespondenta Herzpinkla. Stary Pichler, Niemiec dorobił się krociowej fortuny na handlu nierogacizną. Miał jednego syna z Węgierką. Wyrobił mu szlachectwo i kupił tytuł barona. Zostawił po śmierci duże dobra Sandorfalwę. Syn w sześć lat uporał się z majątkiem, lecz robi jakieś nieczyste interesy.

Statek Ribicza nie kursował w niedziele, tak więc w kolejną Poleski z Demszyńskim popłynęli do Fiume „Stefanią”. Dopytali się o dom Ribicza leżący na wzgórzu. Po drodze spotkali kapitana wychodzącego z córką z kościoła. W czasie krótkiej rozmowy nastąpiło zaproszenie na kieliszek śliwowicy. Na środku obszernej izby, z sosnową podłogą, ścianami i sufitem, stał stół nakryty śnieżnej białości obrusem, na którym rozstawione były dwa cynowe talerze, duży dzban czerwonego wina i mała buteleczka brunatnej śliwowicy. Wkrótce Nea przyniosła rosół, a potem wybornie przyrządzony gulasz. Następnie przeszli na kawę do sąsiedniego mniejszego pokoju, gdzie zwrócił ich uwagę duży olejny portret niezwykle pięknej kobiety. Demszyński poznał, że był to obraz znanego w swoim czasie lwowskiego malarza Grabowskiego.

Nea z dumą powiedziała, że to portret jej matki. Od chwili, gdy goście zainteresowali się portretem, kapitan zaczął okazywać zdenerwowanie, zachowując się tak, jakby chciał się ich pozbyć. Zdał sobie z tego sprawę Demszyński i, unikając uwag na temat sportretowanej postaci, zaczął rozważać walory malarskie płótna. To uspokoiło gospodarza. Pisarz oświadczył, że ma jeszcze coś do załatwienia w Abbacji i ku niezadowoleniu Ludwika zaczął się żegnać. Wychodząc, zobaczył krążącego koło domu Pichlera. W tym wszystkim kryje się jakaś tajemnica zauważył Demszyński, domyślając się, że najpewniej Nea nie jest córką Ribicza.

Nazajutrz nasze towarzystwo wybrało się na koncert muzyki cygańskiej. Usadzono ich nieopodal stolika, przy którym siedział baron w towarzystwie paru mężczyzn. Ludwik i Pichler wymienili nieprzyjazne spojrzenia.

Nagle baron odezwał się bardzo głośno: – Mówiliście panowie o Polakach. Są między nimi dzielni, ale spotkałem tu jednego, który jest tchórzem, nędznym tchórzem.

Sąsiedzi patrzyli na niego jak na pijanego. Ludwik zerwał się i stając przed baronem powiedział: Nie miałem dotąd problematycznego honoru znać pana, nabrałem jednak przekonania, że jesteś pan szubrawcem, co publicznie powtarzam! Po czym podał swoje nazwisko i adres.

Przy obu stolikach trwała ożywiona rozmowa. Wkrótce jeden z huzarów i jegomość wyglądajacy na szulera, podeszli do stolika Poleskiego. Dowiadując się, że hrabia Granowski i pan Demszyński będą sekundantami Ludwika, umówili się z nimi na następny dzień i  zostawili swoje bilety wizytowe. Huzar nazywał się hrabia Alader Andahazy, „szuler” Talk de Ujheli-Veros i był członkiem honorowym wielu egzotycznych towarzystw. Nazajutrz pojawili się przeciwnicy. Talk oświadczył, że skoro Poleski publicznie obraził barona, musi go też publicznie przeprosić.

Demszyński wybuchnął śmiechem. Żaden Polak nikogo nie przepraszał. Ustalono możliwie najostrzejsze warunki pojedynku na pistolety aż do zupełnej niezdolności walki jednego z przeciwników. Spotkanie miało odbyć się następnego dnia o godzinie dziesiątej rano na wysepce Cherso.

Zawiadomiony o wszystkim Ludwik zaprosił przyjaciół na obiad. Należało jeszcze znaleźć towarzyszącego lekarza, pistolety i łódź, która wczesnym rankiem dowiezie ich na Cherso.

Przechadzający się nad morzem Poleski dostrzegł, że włóczy się za nim rudy Herz Pinkel. W nocy Ludwik spał spokojnie. Zbudził się wcześnie. W ciągu nocy pogoda się zmieniła, lał obfity deszcz. Ciężko zmoczeni dotarli na miejsce pół godziny przed czasem. O dziesiątej nie było nikogo. Pięć minut później przybiła łódź, z której wysiadł hrabia Aladar Andahazy w galowym mundurze w towarzystwie dwu oficerów huzarskich. Jest mi niezmiernie przykro oświadczył hrabia, ale w ciągu nocy mój klient i drugi sekundant Talk zniknęli i w żaden sposób nie mogłem ich odszukać. Uprosiłem dwu przyjaciół i jestem gotów dać panom satysfakcję w zastępstwie infamisa, który stchórzył haniebnie. Chodzi mi o honor Węgrów. Polacy na moment osłupieli. Pierwszy odezwał się Demszyński: O pojedynku nawet mówić nie pozwalamy. Pan Poleski ani przez moment nie miał do pana hrabiego cienia urazy. A honor Węgrów, to go pan tak obroniłeś, jak żaden pojedynek nie mógłby tego sprawić. Spisano jednostronny protokół i wszyscy udali się na grzane wino.

Następnego dnia, gdy Ludwik z Demszyńskim rozważali zaszłe wypadki, rozległo się gwałtowne pukanie i do pokoju wpadł wściekły Ribicz w towarzystwie starszego rotmistrza huzarów, wkraczającego jakby na pole bitwy. Wpatrując się gniewnie w Ludwika, Ribicz krzyknął: Jest Nea? Coś pan z dziewczyną zrobił? Widząc przerażenie Ludwika, wołał

– Ja wam Polakom, wierzyłem, wpuszczałem was do domu, a wyście mi zapłacili: Dziewczynę pan zbałamuciłeś i ukradłeś…

Ja was wszystkich pozabijam! To nie jest moja córka… To sto razy więcej niż moja córka. To moja pani. To jest córka mego pułkownika hrabiego Parowicza.

Korzystając z sekundy ciszy, odezwał się Demszyński: Uciszcie się. Pannę Neę porwał baron Pichler. A ja znam sposób odnalezienia jej. Przypomniał sobie chwilę, w której rudy Herzpinkel namawiał Pichlera do podjęcia jakiegoś stanowczego kroku. Nieznajomy huzar wyciągnął rękę do Michała i przedstawił się: – Jestem rotmistrz Jowanowicz, jeneralny pełnomocnik naszego dawnego pułkownika hrabiego Parowicza. Demszyński powtórzył podsłuchaną przypadkiem rozmowę Pichlera z Herzpinklem. Jowanowicz chciał natychmiast udać się do komisarza policji. Demszyński przekonywał, że nie warto oddać sprawy w ręce opieszale działającej biurokracji. Trzeba szybko działać samemu. Chodźmy wszyscy do mieszkania Herzpinkla, wiem, gdzie jest. Wejdziemy wszyscy razem. Jeśli sam nie uciekł to pewnie teraz pisze korespondencje. Po dziesięciu minutach byli na miejscu. Demszyński bez pukania otworzył drzwi. Gospodarz siedział przy stoliku zajęty pisaniem. Podniósł głowę i na widok wchodzących zbladł i prawie stracił przytomność. Stanął, nogi trzęsły się pod nim.

– Wiemy wszystko. Pan brałeś udział w porwaniu hrabianki Parowicz. Gdzie ją Pichler uwięził? Mów, bo będzie źle! Rudy odzyskał hucpę. – Cóż to jest, napad! Panowie pozbawiacie mnie osobistej wolności.

– Milcz łotrze, bo cię zaraz uduszę. Demszyński wykonał parę ruchów i Herzpinkel z okrwawioną twarzą runął na ziemię.

– Jeśli się gadzino nie przyznasz, to zginiesz tu na miejscu. Jeśli powiesz, gdzie hrabianka dostaniesz nagrodę.

– Dajcie panowie dwa tysiące guldenów to powiem.

– Głupiec jesteś odezwał się Jowanowicz. Ja nie mam ręki lżejszj od tego polskiego szlachcica. Znasz także naszego hrabiego i wiesz, że jego wpływy sięgają daleko.

– Z grobu nie mogą sięgać daleko.

– Co mówisz?

– Hrabia jest umierający, miałem przed godziną depeszę.

– Dostaniesz tysiąc guldenów w chwili odnalezienia hrabianki. Jeśli nie powiesz zaraz – Demszyński znów podsunął mu pięść pod nos.

– Pichler odpłynął na statku rybackim „Stella” w stronę wyspy Corfu. Wiatr ma przeciwny, to go w dwanaście godzin dopędzicie.

– Teraz chodź z nami, dostaniesz osobną kajutę na „Paribrodzie”. Jeśli powiedziałeś prawdę, dostaniesz tysiąc guldenów, jeśli nie rzucimy cię rekinom na pożarcie.

Nie jest moją rzeczą uprzedzać czytelników, jak się dalej ta historia potoczy.

Warto natomiast przedstawić losy Nei. Parowicz jako młody oficer odbywał służbę w Brzeżanach w Galicji. Tam poznał piękną Polkę i, nie zwracając się o zgodę do swej rodziny, szybko ją poślubił. Tak przyszła na świat Nea. Jej matka zmarła przy porodzie kolejnego dziecka. Po powrocie z Galicji surowa matka Parowicza ubezwłasnowolniła syna i przymusiła do nowego małżeństwa. Hrabia nigdy nie pokochał drugiej żony i nie miał z nią potomstwa. Natomiast widząc, że macocha źle traktuje dziewczynkę, powierzył ją opiece zaufanego Ribicza, zapewniając potrzebne środki. Podczas jednej z surowych zim Nea zapadła na zdrowiu. Lekarze uznali, że morski klimat Adriatyku może ocalić dziecko. Hrabia wówczas kupił Ribiczowi znany nam statek, przysyłając nadal pieniądze, które kapitan jednak odkładał na przyszły posag Nei, utrzymując się z nią z opłat pobieranych za przejazdy.

Kajetan Abgarowicz (Abgar Sołtan) Nea. Powieść współczesna w POLONIE

◊◊◊

Digitalizację materiałów bibliotecznych w ramach projektu pn. „Patrimonium – Zabytki piśmiennictwa” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.

◊◊◊

Logotypy: Fundusze Europejskie, Rzeczpospolita Polska, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Unia Europejska Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego