- Andrzej Dobosz bardzo gorąco poleca. Bronisław Zaleski. Żywot księcia Adama Jerzego Czartoryskiego
- Andrzej Dobosz poleca. Wiktor Feliks Szokalski. Wspomnienia z przeszłości
Zaczyna się od historii małego zajączka znalezionego przez dzieci, którego postanowiono oswoić i udomowić. Zajmujący się nim kucharz dworski wpadł na pomysł,
by obciąć mu uszy. Jeśli nawet ucieknie, inne zające go nie przyjmą i będzie musiał do nas wrócić. Zające rzeczywiście go nie przyjęły, ale do dworu nie wrócił. Niezdolny do wyrządzenia komukolwiek krzywdy, stale zagrożony przez lisy, psy, ludzi, zając budzi nieodmiennie naszą sympatię. Cieszymy się każdą jego ucieczką, wyrwaniem się z pułapki. Los zająca w ogromnym stopniu zależy od pór roku. Latem skrywa się bezpiecznie w łanach zbóż. Wystarczy mu pochylić pyszczek, by niemal w każdym miejscu mógł gryźć pokarm. Po żniwach musi już wynajdywać kryjówki w zaroślach i lasach. Z wielką szybkością przebiega z miejsca na miejsce. Zimą głęboki śnieg zakrywa mu pokarmy, a on jest bardziej widoczny na tle bieli.
Niestety, prócz zająca występują w tej powieści liczni ludzie, którzy ani swymi postępkami, ani myślami czy sposobem wyrażania się nie zasłużyli na cień naszej uwagi. Strony im poświęcone doradzam pominąć. Nieczyniący innym krzywdy strzelec dworski, Jakub Malwa, traktowany jest przez Dygasińskiego wzgardliwie z racji niezmiernej naiwności
i przesadnej pobożności. Inny pogardza własnym ojcem. Ten z mało ważnego powodu katuje syna do utraty przytomności. Stale kradną, raz drzewo z pańskiego lasu, to znów strzelbę krewnemu, będącemu ich dobroczyńcą.
Gotowi są nawet strzelać do siebie, tyle że nie całkiem celnie, co jednak kończy się amputacją ręki. Taki właśnie nietrafiony strzał do sikorki sprawił, że spadający śrut uderza w leżącego pod drzewem bezsilnego już naszego zająca, który właśnie kończy osiem lat. Okazuje się, że i tak tylko tyle może przeżyć mający szczęście zając.
Po zgonie zająca następuje jeszcze trzydzieści stron książki, które możemy sobie z powodzeniem darować.
Trzeciorzędny autor dwudziestu jeden powieści i stu trzydziestu jeden nowel stał się ulubionym przedmiotem komentarzy pokoleń polonistów, łącznie z niezapomnianym Janem Zygmuntem Jakubowskim. Polonistów rozważających, czy był Dygasiński pozytywistą czy raczej naturalistą, mogących się przy okazji popisać znajomością autorów takich jak Schopenhauer i Nietzsche, a nawet Max Scheler.
Nie dostrzegają jedynie pretensjonalności stylu (Liczny orszak brzóz płaczących… Dusza cała ześrodkowała się w pożądliwości smaku)czy zwykłych błędów językowych (Byłby niedołęgą w boru).
Cytaty podobne do tych zajęłyby zbyt wiele miejsca w mojej relacji.