- Tadeusz Cieślewski, mistrz drzeworytu, akwaforty i ekslibrisu
- Andrzej Dobosz doradza. Józef Kenig. Sprawa chińsko-japońska
Nie są to obrazki lecz euforyczny bełkot, ze szczególnym upodobaniem do przymiotnika „urokliwy”, w części nie całkiem zrozumiały: Kawał błękitu w górze, mały staweczek w dole, i grobelkę odwieczną, która dwa przeciwległe brzegi jaru jednoczyła. Za grobelką i stawkiem leżała pod zasłoną blasków miesięcznych obszerna łąka, nacentkowana krzakami leszczyny i wznosząca się coraz wyżej i wyżej aż do niewielkiej płaszczyzny, na której stało kilkadziesiąt pni skarbowej pasieki, obwarowanej zagrodą chrustu i uposażonej katrahą pasiecznika Kuźmy, którą podmuchy swawolnych synów Eola przeszywały na wylot.
Miejsce to nosiło nazwę Bléchu, z powodu, że tam kiedyś skarbowe półsetki blechowano, lecz gdy stawek mułem zapłynął, a następnie i wody ubyło, tem bardziej, że staruszka grobelka nie miała już siły oprzeć się sączącej się po kryjomu toni, blech poszedł w zapomnienie, i głucha samotność zaległa jego spokojne, malownicze ustronie. Piękna to byłaby scena dla jakiejś pasterskiej epizody.
Sterczały zielone kity topoli, kilka brzóz srebrnych szumiało, i kilkanaście kasztanów udzielało schronienia od ulewy i skwaru, dla zwierząt z duszą i bez duszy, co prawie na jedno wychodzi.
O czym mówi ostatnie dziesięć słów?