Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Jan Lam. „Koroniarz w Galicji”. Polecam


Rzecz dzieje się latem 1863. Bohater, Artur Kierulski, biorący udział w powstaniu przybywa do Galicji z misją organizowania w patriotycznych kręgach społeczeństwa galicyjskiego pomocy, głównie materialnej, dla powstania. Ma za sobą wielodniową wędrówkę po lasach i nielegalne przejście granicy. Znużony, pada we Lwowie w miejskim parku i głęboko zasypia. Tu trafia na niego piękna wdowa w średnim wieku, odbywająca spacer w towarzystwie młodszej kuzynki. Po przypatrzeniu się śpiącemu, obie panie uznają, że nie jest to zwyczajny włóczęga, lecz z pewnością konspirator. Z pomocą najętego dorożkarza wiozą i wnoszą go na piętro do apartamentu damy. Po przebudzeniu i kąpieli, podczas posiłku, Artur wyznaje, że jest emisariuszem i przedstawia się jako major Wara.

 Przez dwa tygodnie damy odkarmiają majora, sprawiają mu nową odzież, solidną, lecz nie mającą zwracać uwagi. Całymi dniami toczą rozmowy o wszystkim. Artur wypowiada zwroty i całe zdania francuskie, wspomina swe wrażenia z teatrów paryskich. Poważnym utrudnieniem lektury jest to, że przynajmniej co drugie zdanie jest aluzją, cytatem lub parafrazą z którejś z dziesiątków zapomnianych lwowskich postaci, najczęściej dziennikarzy. Co dwie, trzy strony komentator ostatniego wydania, docent Stanisław Frybes z żalem wyznaje: Cytat nie zidentyfikowany.

W trzecim tygodniu panie wyprawiają Artura w drogę. Mając do dyspozycji dwa fałszywe formularze paszportowe, major Wara w jednym przedstawia się jako francuski wicehrabia o niezmiernie długim nazwisku, w drugim jako książę Światopełk Czertwertyński. W czasie przejazdu przez las jego woźnica na widok austriackich żandarmów zeskakuje z kozła i ucieka między drzewa. Żandarmi, którym w ten sposób zwrócono uwagę, legitymują pozostałego w pojeździe pasażera. Francuski arystokrata nie rozumie żadnych pytań zadawanych mu po polsku i po niemiecku. Zostaje zamknięty w obskurnej celi lokalnego aresztu. Zbiegły furman alarmuje lwowskie opiekunki Artura, które mobilizują ludzi, najpierw upijających strażnika aresztu, potem wyłamujących drzwi celi, uwalniających przy okazji prócz Artura miejscowego złodzieja.

Emisariusz kontynuuje misję, odwiedzając kolejne dwory. Wszędzie przyjmowany i goszczony jest nader życzliwie. Gospodarze zastanawiają się nad możliwymi formami pomocy, jakiej by można udzielić powstańcom. Prócz ewentualnych oddziałów, które by trzeba zgromadzić przy granicy dla szachowania Rosjan, warto też przesyłać żywność. Tu niekończące się dysputy czy suchary powinny mieć formę kwadratową czy okrągłą.

Artur występuje teraz jako książę Światopełk Czertwertyński. Rozmowy dotyczące wsparcia powstaniu przeplatane są dygresjami na temat polowań, rolnictwa czy polityki europejskiej. W pewnym dworze mniemany książe opowiada o zwierzynie łownej w lasach swych wołyńskich dóbr. Gospodarz, doświadczony myśliwy i rolnik zdaje sobie sprawę, że pewne gatunki nigdy nie występowały w tamtym klimacie. Pyta jeszcze o uprawy. Odpowiedzi Artura upewniają go w przeświadczeniu, że gość jest mitomanem, który koloryzuje i najpewniej nie jest księciem. Nie ma natomiast wątpliwości na temat jego patriotycznego zaangażowania. Sam jest hrabią sympatyzującym z Białymi. Wpada na pomysł, by wyprawić Artura do rodziny ziemiańskiej, uchodzącej za Czerwoną. Artur przysłany zostaje jako książe C. W goszczącej go rodzinie jest syn, gotów towarzyszyć mu do powstania, i trzy córki. Średnia z nich, Rózia, podbija serce bohatera. On również zyskuje jej względy. Spędzają ze sobą całe dni.

Po tygodniu gospodarze zostają zawiadomieni, że ich gość nie jest księciem. Przy najbliższym posiłku nikt się do niego nie odzywa. Rózia nie odpowiada na jego pytania. Wieczorem okazuje się, że jego rzeczy przeniesiono z wygodnej sypialni do izdebki w czworakach. Nazajutrz odmówiono mu koni na dalszą podróż i musi je wynająć u Żyda karczmarza. Lam daje upust satyrycznej pasji, jak to środowiska o rzekomo radykalnych poglądach ulegają presji tytułów. Wydaje się to przesadne. Wystarczy, że ktoś oszukał, by stracić do niego serce, niezależnie od rzeczowej treści oszustwa.

Artur po raz drugi trafia do austriackiego aresztu. Upiera się, że jest księciem Czertwertyńskim. Wieść o jego losie dociera do znanej już nam lwowskiej wdowy, która odwiedza władze zawiadamiając je, że więzień nie jest żadnym księciem lecz jej kolejnym mężem nazwiskiem Trzeszczyński, który ją porzucił. Żąda wydania swego prawowitego małżonka. Artur godzi się na nową tożsamość i zostaje uwolniony.

Prawdziwy Trzeszczyński, zgrawszy się doszczętnie w Monaco, popełnia tam samobójstwo. Wdowa prowadzi Artura do ołtarza i odtąd nie odstępuje go na krok.

Jan Lam. „Koroniarz w Galicji” w POLONIE

◊◊◊

Artykuł powstał w ramach realizacji przez Bibliotekę Narodową projektu „Patrimonium – digitalizacja i udostępnienie polskiego dziedzictwa narodowego ze zbiorów Biblioteki Narodowej oraz Biblioteki Jagiellońskiej” współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa 2014-2020 oraz budżetu państwa.

◊◊◊

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.