Bogurodzicę znamy z rozmaitych źródeł. Najstarszy jej przekaz – zwany kcyńskim – przechowuje dziś Biblioteka Jagiellońska. Dwie pierwsze strofy opatrzone notacją muzyczną znajdują się na pojedynczej karcie, niegdyś wklejonej na tylną okładkę innego rękopisu. Choć ów pierwszy zapis sporządzono na początku XV stulecia, cechy językowe tej najbardziej archaicznej części pieśni (rozbudowywanej potem o kolejne strofy – jak np. w nieco tylko późniejszej wersji krakowskiej oraz o pół wieku wersji warszawskiej) przekonują badaczy, że utwór zredagowano zapewne jeszcze przed Kazaniami świętokrzyskimi, znanymi jako najstarszy odnaleziony zapisany tekst ciągły w naszym języku. Ale kto właściwie jest autorem Bogurodzicy?
Tekst pieśni uderzał swoją dawnością już w XV wieku. Kronikarz Jan Długosz w swoich Rocznikach nazywa utwór „pieśnią ojczystą”, czyli pieśnią ojców, przodków. Co słyszał dziejopis? Fonetycznej rekonstrukcji podjął się niedawno Jacek Tlaga, który tłumaczy także rozmaite zawiłości historycznojęzykowe, ukazując utwór jako zapis początków naszej mowy. U progu nowożytności także wyczuwano, że język zdążył się zmienić od powstania Bogurodzicy, choć dystans czasowy był zdecydowanie mniejszy niż dla nas. Do tego ci, którzy u początku XVI stulecia zobaczyli Bogurodzicę po raz pierwszy w zupełnie nowym medium, jakim był druk, mogli się czuć dość podobnie do pierwszych czytelników tekstów w internecie gdzieś pod koniec XX wieku, niedowierzających, że prasa kiedykolwiek będzie mogła znaleźć sobie miejsce na ekranach komputerów.
Czy w 1410 roku rycerze rzeczywiście znali archaiczną pieśń sprzed wieków i wspólnie ją odśpiewali pod Grunwaldem? Długoszowi możemy uwierzyć lub nie (tą kwestią zajmował się zresztą błyskotliwie Wiesław Wydra). W 1506 roku, czyli prawie sto lat później, sytuacja była jednak inna: wówczas kanclerz Jan Łaski doprowadził do wydania drukiem zbioru dotychczasowych praw, upowszechniając je tym samym wśród szlachty Rzeczypospolitej. Z różnych względów było to przedsięwzięcie niezwykle nowoczesne. Wykorzystując nowinkę, jaką była prasa drukarska, chciał prymas pokazać jedność prawa pod królewskim panowaniem. Swój przekaz wzmocnił kilkoma drzeworytami (czyli również stosunkowo nowym wynalazkiem, który pozwalał powielać obrazy).
W niektórych egzemplarzach, jak w tym z Biblioteki Narodowej, zostały one gustownie podmalowane. Na jednym z drzeworytów znajdujemy świętych patronów Rzeczypospolitej, a wśród nich Wojciecha Sławnikowica, legendarnego męczennika z niemowlęcego okresu państwowości polskiej. W Statutach Łaskiego obok spisanych praw i symbolicznych reprezentacji władzy znajdziemy także tekst Bogurodzicy. Tak prezentujący się drukowany dokument z pieśnią załączoną na początkowych kartach musiał dotrzeć do wielu osób. W ten sposób utwór znany z ograniczonej liczby rękopiśmiennych przekazów, dotychczas zapewne zanurzony bardziej w kulturze oralnej niż piśmie, na początku XVI wieku mógł rozejść się po Królestwie w kilkuset kopiach.
Umieszczono w Statutach tę arcypieśń, by wzmocnić wymowę całego obszernego dokumentu. Bogurodzica swoją hieratyczną powagą wspierała przedsięwzięcie kanclerza. Łaski twierdzi we wstępie do Statutów, że już za czasów świętego Wojciecha postanowiono śpiewać tę pieśń przed bitwami. Co więcej, wskazuje także na autora utworu – miał być nim sam święty męczennik i patron kraju. To w gruncie rzeczy zrozumiałe: skoro przypisywano tekstowi ogromną wartość, autorem powinna być postać wybitna i równie starożytna jak sama pieśń. Niezależnie od tego, czy pomysł był własny, czy też kanclerz odwoływał się do obiegowej opinii, tekst Statutów pozwolił utrwalić przekonanie, że Bogurodzica jest dziedzictwem pozostawionym Polakom przez świętego Wojciecha.
W wyjątkowo poczytnych Żywotach świętych Starego i Nowego Zakonu, wydanych po raz pierwszy w 1579 roku, Piotr Skarga w legendzie św. Wojciecha także uznaje męczennika za tego, któremu zawdzięczamy znajomość pieśni. Uczony kaznodzieja powiada o nim tak: „jako pasterz nawyższy wszytkiej Polski Polaki, nowe chrześcijany, w wierze świętej posilił, zbawienną im drogę ukazując i ojcem ich w Bogu tu na ziemi i w niebie patronem zostając, których i pieśni onej Bogarodzica nauczył.”
Skarga przedrukował także tekst utworu. Znamienne, że najwyraźniej uznał Bogurodzicę za niezrozumiałą dla swojego czytelnika (a przynajmniej chciał się upewnić, by była rozumiana według jego interpretacji). Dokonał więc parafrazy archaicznego tekstu i tłumaczył go w ten sposób: „Ty, któraś nam porodziła Boga i człowieka, Pana naszego, matko z wolej Bożej obrana. Ziści nam w przyczynie twej obietnice Boże, spuszczając nam czas łaski, a podając nam Syna twego, który nas sam w Chrzcie świętym z grzechów naszych obmył, którego prosimy w przyczynie twej, aby nam dał tu na świecie pobożne życie, a po śmierci – rajskie mieszkanie.”
Kolejni popularyzatorzy utworu (jak można by ich określić) również byli przywiązani do tezy o autorstwie Wojciecha. Bartłomiej Nowodworski, gorący zwolennik szkolnictwa wojskowego wzorowanego na rozwiązaniach Zakonu Maltańskiego, wydał w 1622 roku broszurę z przedrukiem Bogurodzicy. Był to swoisty amulet przeciw zagrożeniu tureckiemu:
Świętego określa jako „apostoła” Polaków, a tekst nazywa „pieniem” (czyli pieśnią) i „testamentem” Wojciecha. Uznaje Bogurodzicę za syntetycznie rozumianą katechezę, „naukę niektórych członków wiary”. Utwór ten stał się dla nowożytnego czytelnika nie tylko modlitwą, ale przede wszystkim kompendium zawierającym pewne prawdy wiary przekazane przez założyciela i patrona polskiej religijności.
Rok później ukazało się Kazanie obozowe o Bogarodzicy przygotowane przez dominikanina Fabiana Birkowskiego. Nakładcą druku był zresztą ten sam Nowodworski, który zadbał o wcześniejszą osobną broszurę z pieśnią. W tej obszerniejszej publikacji Birkowski dokonał detalicznej egzegezy tekstu pieśni, wpisując jej słowa w swoje kazanie dotyczące potęgi wstawiennictwa Marii. W przedmowie kaznodzieja dał również wyraz swojemu przekonaniu, że święty Wojciech przekazał Polakom Bogurodzicę, a za jej pomocą – także chrześcijaństwo. Zwrócił przy tym uwagę, że pięknym obyczajem było śpiewanie pieśni przed bitwami. Jednak w czasach Birkowskiego pieśń wyszła już chyba z użycia jako pobudka do walki, bo kaznodzieja zauważa przy tym gorzko: „nigdym nie słyszał tych Polaków, gdy do potrzeby [tj. walki – W.K.] idą, aby Bogarodzicę śpiewali, raczej więc jako wilcy hukali na nieprzyjaciela”.
Przekonanie o autorstwie świętego Wojciecha wiązało pieśń nierozdzielnie z prapoczątkami państwa, które zostało w tych czasach włączone w krąg oddziaływania kultury zachodniego chrześcijaństwa z symboliczną stolicą w Rzymie. Nie należy jednak zapominać, że wczesna nowożytność to także okres intensywnych sporów wyznaniowych. Pieśń o takim rodowodzie jak Bogurodzica wzbudzała więc uzasadniony niepokój protestanckich uczonych. Stała się dla nich dowodem na zakorzenienie „papieskich błędów” i „zabobonów” na ziemiach polskich od najbardziej zamierzchłych czasów. Tym większa była więc troska o dusze wiernych, skażone – jak sądzili – bałwochwalstwem obecnym w tym utworze, rozumianym jako oddawanie czci nie Bogu, ale pośrednikom: Marii i innym świętym.
Ewangelicki kaznodzieja Krzysztof Kraiński nazwał Bogurodzicę „pieśnią dziadowską” w swojej Postylli z 1611 roku. Słusznie i dziś zapewne odczytamy to sformułowanie jako próbę obniżenia prestiżu utworu. Protestancki pisarz miał jednak na myśli bardzo konkretną rzecz. Dziad to po prostu żebrak i – jak powiada Zygmunt Gloger w Encyklopedii staropolskiej – nigdy w dawnej Polsce nie chodził głodny, bo staropolska gościnność nakazywała takiego wędrowca odpowiednio nakarmić. Dziad krążył po świecie bez stałego miejsca zamieszkania, był źródłem nowin i swoistym pieśniarzem. Nie zawsze był moralny, ale sam bywał moralistą.
Dlatego nazywał Kraiński Bogurodzicę „żebraczym płaszczem”, który uszyto z rozmaitych nieprzystających do siebie nowinek ze świata, przemieszania różnych świętych i innych „papieskich zabobonów”, próbując na swój sposób skonceptualizować niejednorodną budowę utworu. Przekonuje przy tym, że nie można wskazać autora tej pieśni i trzeźwo zauważa, że wydano tekst pod imieniem świętego męża, bo to podwyższa jego rangę. Odrzuca pieśń jako katechizm dany Polakom, więc jej jawna dawność nie robi na nim wrażenia. Twierdzi bowiem, że i tak wcześniejsze są Ewangelie, a to one – co znamienne dla teologii protestanckiej – mają być moralnym wyznacznikiem, nie później wymyślane przez ludzi zalecenia.
Mogłoby się wydawać, że wczesnonowożytna dyskusja szybko zostanie rozstrzygnięta, a Bogurodzica – niezmiennie obecna w polskiej literaturze od jej zarania – rozpracowana przez pokolenia badaczy i interpretatorów. Nic bardziej mylnego, bo wciąż pozostaje wiele zagadkowych kwestii związanych tym dziełem – jak choćby najbardziej podstawowa kwestia autorstwa. W dziejach nowoczesnych rozważań naukowych dopiero pod koniec XIX stulecia zaczęto na poważnie podważać koncepcję o autorstwie Sławnikowica, a jeszcze najwybitniejsi badacze tego zagadnienia aktywni w międzywojniu – Józef Birkenmajer i Aleksander Brückner – poróżnili się w tej kwestii:
◊◊◊
Dwóch wersji Bogurodzicy oraz innych pieśni średniowiecznych będzie można wysłuchać w wykonaniu Adama Struga i Monodii polskiej na koncercie Carmen patrium 14 lipca w Pałacu Rzeczypospolitej. Koncert zainauguruje projekt „Patrimonium – digitalizacja i udostępnienie polskiego dziedzictwa narodowego ze zbiorów Biblioteki Narodowej oraz Biblioteki Jagiellońskiej”.
◊◊◊
Artykuł powstał w ramach realizacji przez Bibliotekę Narodową projektu „Patrimonium – digitalizacja i udostępnienie polskiego dziedzictwa narodowego ze zbiorów Biblioteki Narodowej oraz Biblioteki Jagiellońskiej” współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa 2014-2020 oraz budżetu państwa.
◊◊◊
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.