Ulisses Aldrovandi, żyjący w latach 1522-1605 boloński uczony, był godnym reprezentantem stulecia, które przyniosło ożywienie studiów filologicznych, pragnienie uporządkowania starożytnej i współczesnej wiedzy oraz zwrot ku metodom doświadczalnym w nauce. Stoi on w szeregu wielkich renesansowych systematyków obok zuryskiego erudyty i przyrodnika Konrada Gesnera, autora Biblioteki uniwersalnej i Historii zwierząt (m.in. o żyworodnych czworonogach oraz o rybach i innych stworzeniach wodnych) czy bazylejskiego polihistora Theodora Zwingera, twórcy wielotomowego dzieła systematyzującego wszystkie obszary wiedzy − Theatrum vitae humanae, a okazjonalnie również komentatora Arystotelesa. Aldrovandi po latach studiów, które dały mu szerokie humanistyczne horyzonty, zdecydował się ostatecznie na medycynę i filozofię. Nie pozostawił po sobie, jak Zwinger, programowej syntezy całej współczesnej mu wiedzy, nie próbował też, jak Gesner, stworzyć przewodnika po biografiach i twórczości wszystkich znanych ludzkości pisarzy. Echa takich ambicji, bardzo charakterystycznych dla XVI wieku, można jednak bez trudu dostrzec w jego dziełach.
Przywykliśmy do myślenia, że wyjątek potwierdza regułę, a gdy mamy do czynienia z systemem, muszą się też pojawić jakieś odstępstwa. Skrupulatne budowanie systemu wiedzy z pieczołowicie kolekcjonowanych cegiełek straciłoby swój urok, gdyby nie pewne odchylenia i wynaturzenia. To one sprawiają, że trzeba na nowo przemyśleć całą konstrukcję lub po prostu utkać wielki worek dla pojęć i rzeczy, które w pierwotnym założeniu po prostu się nie zmieściły. Takim workiem dla Aldrovandiego-systematyka, nie bez kozery określanego mianem „bolońskiego Arystotelesa”, stał się projekt zatytułowany Monstrorum historia, który udało mu się ukończyć − jak twierdzą znawcy tematu − na kilka lat przed śmiercią, ok. roku 1600. Pragnienie empirycznego potwierdzenia wszystkich przyrodniczych opisów odnalezionych w księgach oraz odkrycia nowych, nieznanych wcześniejszym przyrodnikom zjawisk doprowadziło Aldrovandiego do stworzenia prywatnej kolekcji, która z czasem przestała przypominać uporządkowane ekspozycje, jakie znamy z dzisiejszych porządnych muzeów historii naturalnej. Jego kolekcja stała się raczej gabinetem osobliwości − zbieraniną curiositates i raritates wypełniających jego studiolo. Opisy tych osobliwości, tych ślepych odnóg rozwoju obdarzonej nieskończonym potencjałem twórczym przyrody, znalazły się właśnie w Monstrorum historia, której drukowana wersja, wraz z szeregiem wspaniałych ilustracji ukazała się dopiero w roku 1642. Widoczna na przepysznej barokowej stronie tytułowej alegoria Wiary, choć odnosząca się pierwotnie do wyobrażonego obok niej księcia Etrurii, Ferdynanda II, wydaje się jak najbardziej na miejscu. Wiara jest bowiem nie tylko potrzebna do tego, aby przyjąć chrześcijańskie dogmaty, w obronie których miał stawać władca. Silnej wiary potrzeba też, aby przyjąć opisy Aldrovandiego i realizm, verisimilitudo, jego rycin.
To, co w dziele bolońskiego uczonego najciekawsze, nie znajduje się wyłącznie na obrzeżach. Standardowy system Aldrovandiego jest równie ciekawy. Dobrym przykładem jest jak najbardziej systematyczna rozprawa De quadrupedibus digitatis viviparis libri tres et de quadrupedibus digitatis oviparis libri duo (O palczastych żyworodnych czworonogach ksiąg troje i o palczastych jajorodnych czworonogach ksiąg dwoje), podobnie jak Historia potworów, wydana wiele lat po śmierci Aldrovandiego, w 1645 roku. (Na marginesie: w Polonie znaleźć można również jego Ornitologię oraz analogiczną rozprawę o owadach, by nie wspomnieć o pięciu księgach na temat ryb).
Układ tomu poświęconego zwierzętom czworonożnym jest systematyczny i niemal pod każdym względem przypomina encyklopedię. Odmienność dzieła polega jednak na tym, że systematyka nie jest podyktowana alfabetem, co jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej było zupełnie oczywiste dla Konrada Gesnera. Dla Aldrovandiego i jego pośmiertnego wydawcy, Bartholomea Ambrosina, rygor kolejności liter się nie liczył, a przynajmniej nie w tym samym stopniu, co „ciężar symboliczny” zwierzęcia. Wół (boves) czy żubr (bison) u Gesnera znalazły się grzecznie na początku Historii zwierząt, tymczasem pierwszym „hasłem”, od którego zaczyna się właściwa część rozprawy Aldrovandiego jest leo, czyli lew.
Motywów tej decyzji możemy się domyślać − protokół dyplomatyczny nakazuje wszak oddanie w pierwszej kolejności pokłonu władcy królestwa zwierząt. Pomińmy jednak lwa; przeskoczmy nad lampartem (pardus), przemilczmy kłopotliwy z punktu widzenia praw autorskich fakt, iż wizerunek tygrysa autor pożyczył od Gesnera; pozwólmy wreszcie rysiowi afrykańskiemu (lynx africanus – prawdopodobnie karakal) wąchać dalej (ponoć zabójcze dla kotowatych) kwiaty omiega zachodniego i spróbujmy oswoić wilka. Przyjrzyjmy się Aldrovandiemu przy pracy i sposobom, którymi radzi sobie z wilczymi tropami.
Już dosyć pobieżne spojrzenie na stronę 144 i kolejne uświadamia nam, że uwaga Aldrovandiego skupiała się nie tyle na kwestiach przyrodniczych, co na językowych. Czytelnicy przyzwyczajeni do jasnych i wyraźnych definicji, sytuujących gatunek w ramach nadrzędnego rodzaju, zawiodą się srodze. Boloński uczony najpierw poświęca dwie strony na wymienienie wszystkich homonimii związanych z łacińskim rzeczownikiem lupus. Wylicza między innymi wszystkich ludzi o takim imieniu lub przydomku, wspomina o żarłocznym gatunku ryby, w międzyczasie cytuje Tristia Owidiusza i zauważa, że słowa lupus używa się dla określenia wilczych dołów. Na koniec wspomina wreszcie, że lupa to określenie wilczycy. W następnej, krótszej już części wywodu poświęconej synonimom i etymologiom wylicza odpowiedniki słowa lupus w innych językach. Dopiero teraz przychodzi czas na część ściśle zoologiczną. Aldrovandi podaje garść informacji na temat wilczej anatomii, zestawionej z anatomią psa i popartej autorytetami Galena, Arystotelesa, Pliniusza i Alberta Wielkiego. Kolejne strony przynoszą czytelnikowi informacje na temat natury, zwyczajów i usposobienia wilka, dźwięków, które wydaje i pokarmu, jakim się żywi (a należy on do „mięsożernych i najżarłoczniejszych zwierząt”) oraz miejsc, w jakich występuje (za Gesnerem dowiadujemy się, że można go spotkać w szwajcarskich Alpach). Z pomocą Arystotelesa objaśniony zostaje sposób rozmnażania się wilków oraz ich metody łowieckie. Na rycinie z kolei, za przykładem Dioskuridesa, zestawia wilka (po grecku lýkos) z widłakiem (lycopodium).
Na tym jednak część przyrodnicza w zasadzie się kończy: tekst na kolejnych kilkudziesięciu stronach zaczyna żyć swoim życiem, a wilk, różnorako ujmowany, jest traktowany w dużej mierze jako pretekst do erudycyjnych rozważań. O ile jeszcze sekcja na temat wilczych antypatii i sympatii − ewidentnie przywodząca na myśl dawne doktryny medyczne − jakoś się broni, opis fizjonomii jest jakoś do wilka zbliżony, a lista przymiotników (epitheta) odnoszących się do niego może być nawet przydatna, zwłaszcza jeśli się chce wywołać u kogoś trwałą niechęć (wilk jest straszny, dziki, srogi, szkodliwy, niebezpieczny, złośliwy itd.), to pozostałe części, czyli: przysłowia, hieroglify, emblematy i symbole, insygnia rodowe i wojskowe, numizmaty, cuda, opowieści mitologiczne, bajki, sny, historie, przepowiednie, potwory, znaczenia mistyczne i alegoryczne, przesłania moralne, podobizny i figury, użycie wilka w medycynie, sposób wykorzystania jego skóry i inne – są już w dużej mierze wielkim katalogiem zjawisk kulturowych z wilkiem w tle. Nie zmienia tego nawet fakt, że − jak się wydaje − autor powraca momentami do zoologicznej klasyfikacji, w której wylicza m.in. wilka scytyjskiego i morskiego – ziemnowodne stworzenie o wyglądzie hieny, skopiowane z prac Gesnera i Pierre’a Belona.
Być może Aldrovandi faktycznie był zainteresowany tym, „jak działa wilk” i jak działają inne zwierzęta, ale jego dzieło nie jest w gruncie rzeczy nowoczesną, opartą na empirii przyrodniczą rozprawą, tylko wielkim katalogiem kulturowych odniesień do poszczególnych zwierząt. Pod tym względem przywodzi na myśl tyleż encyklopedie, co tak zwane „książki miejsc wspólnych”, notatniki, w których nowożytni uczniowie, podążając za zaleceniami Erazma z Rotterdamu i innych humanistów, gromadzili pod odpowiednio przygotowanymi nagłówkami „wypisy użyteczne” z różnych tekstów. Różnica jest tylko taka, iż u Aldrovandiego abstrakcyjne pojęcia jak „miłość” czy „sprawiedliwość” zastępują „lew”, „wilk” czy „niedźwiedź”, a sam uczony z przewodnika po królestwie przyrody staje się przewodnikiem po świecie kultury i wiedzy swoich czasów: z ich tradycjami (nieważne, że z wolna odchodzącymi już na dobre do naukowego lamusa), fascynacjami (hieroglificzne znaczenia zwierząt) i lękami, których przykładem jest seria jakże niesprawiedliwych i pełnych uprzedzeń wilczych epitetów. Lupus in cultura.
Menażeria Aldrovandiego, albo wilk w tekstowej skórze by Michał Choptiany is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.