Zaprojektowanie garnituru sztućców jest trochę jak powołanie do życia nowego uniwersum. No kto by nie chciał? Kto by się oparł?
Łyżka, widelec, nóż – cały zestaw. Dla bardziej zaawansowanych poszukiwaczy sensów: zestaw przypominający trochę trójkątne pole semantyczne nakreślone przez Claude’a Levi-Straussa (pieczone, smażone, gotowane – jedzenie, zielone, żółte, czerwone – światło; ale po co się mądrzyć, zostawmy to na boku). Trzy przedmioty leżące obok talerza wyczerpują – przynajmniej w europejskiej kulturze – wszystkie podstawowe czynności z jedzeniem. Kiedy dołożyć do nich jeszcze wariacje: łopatkę do ciasta, widelczyki, chochlę i tak dalej, tworzą garnitur, a więc kompletne, całościowe i nadające stołowi ton ubranie. I pewnie właśnie dlatego, że łyżka, nóż i widelec to uniwersum absolutne, obracane w rękach wiele razy dziennie, tak chętnie biorą się i brali za nie projektanci. Plus drugi powód: sztućce, nawet ze szlachetnych materiałów, to rzecz mała i względnie tania. No, po prostu rząd dusz taką łyżką i spółką można zagarnąć.
Nic dziwnego, że Julia Keilowa, rzeźbiarka i absolwentka Szkoły Sztuk Pięknych w Warszawie podjęła się tego zadania (niejeden raz). Na zdjęciu oglądamy komplet sztućców z 1935 roku, które zaprojektowała dla fabryki platerów Józefa Frageta w Warszawie. Fabryki platerów w latach trzydziestych, czyli u szczytu aktywności Keilowej, przechodzą – powiedzielibyśmy dziś – rebranding. Z produkcji ciężkich mieszczańskich srebrzydeł przechodzą na wytwórstwo artykułów, które są w stanie uwieść modnych i spragnionych nowoczesnych wzorów klientów. Projekty Keilowej pasują tu idealnie – lekkie, funkcjonalne, rzeźbiarskie (na studiach profesorowie Keilowej wróżą jej rączą karierę rzeźbiarki, ambitna studentka widzi się raczej w rzeźbie stosowanej, czyli projektowaniu przedmiotów codziennego użytku).
Sztućców Keilowej nie można pomylić z żadnymi innymi, rozpoznawalność zapewniają im kwadratowa czasza łyżki i potrójne proste zdobienie trzonka. O to w tym trochę chodzi – i wczoraj, i dziś projektowanie sztućców to trochę wyścigi po ikoniczność – kto wymyśli bardziej charakterystyczny wizualny i funkcjonalny patent, dający bez problemu odmienić się przez łyżkę, nóż, widelec? Sztuka udała się, jeśli brać pod uwagę popularność, chyba najbardziej Arne Jacobsenowi w 1957 roku – jego minimalistyczne, stalowe, spłaszczone sztućce to klasyka gatunku. Albo Jeanowi Nouvelowi, francuskiemu laureatowi architektonicznej nagrody Pritzkera. Albo Zasze Hadid, innej gwieździe architektury, która dla koncernu WMF zaprojektowała zestaw sztućców powielający patenty z jej ikonicznych budynków (nieregularność, trochę zygzaków, trochę futurystycznych linii). Jeden rzut oka i już wiemy, kto i kiedy wpadł na ten sztuciec. I mamy prace słynnego projektanta w domu.
Bieg się nie kończy, i jest stymulowany przez kolejne inicjatywy. Ledwie dwa lata temu włoski opiniotwórczy magazyn architektoniczny Domus i firma Alessi ogłosiły wspólnie konkurs na nowy projekt ikonicznej łyżki. Wygrała łyżka Francuzki Ingi Sempé, przypominająca trochę narzędzie dentystyczne. Ale podobno świetnie nadaje się jedzenia risotto. Hmm.
Jeszcze słowo o zdjęciu sztućców Keilowej – jego autorem jest Benedykt Jerzy Dorys. W 1935 roku, kiedy robi zdjęcie (dziś powiedzielibyśmy – packshotowe) sztućcom z potrójnym wzorkiem, pracuje już w swoim atelier w Alejach Jerozolimskich 41 w Warszawie. Robi zdjęcia portretowe i reklamowe – takie właśnie jak to. W powojennej rzeczywistości przed jego obiektywem znajdą się gwiazdy, luminarze nauki i kultury, gwiazdki i piękne kobiety – m.in. Nina Andrycz, Mira Zimińska-Sygietyńska, a on stanie się pionierem reportażu i jednym z najbardziej znanych portrecistów. Na razie z pietyzmem i zainteresowaniem i uczciwą poprawnością pstryka piękne sztućce. Piękno zawsze się broni.
Łyżka i rząd dusz by Anna Theiss is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.