
W 1996 roku, podczas rozmowy z Grażyną Gronczewską, Monika Żeromska mówiła: „Czy wie Pani, że ja zbieram listy? Ani jednego nie wyrzuciłam! Mam ich pełne szuflady. Jestem szczęśliwa, że ludzie czytają moje książki i piszą do mnie wspaniałe rzeczy…”. Jednak do autorki Wspomnień pisali nie tylko nieznajomi czytelnicy. Pisali do niej również literaci, jak Tadeusz Różewicz i Julian Tuwim, a z każdym z nich łączyły córkę Stefana Żeromskiego odrębne, indywidualne przyjacielskie relacje.
W zbiorach rękopiśmiennych Biblioteki Narodowej, pod sygnaturą Rps akc. 17236, znajduje się 25 pocztówek Tadeusza Różewicza adresowanych do Moniki Żeromskiej. Pochodzą one z lat 1996–2001, a pisane były w rytmie kilkutygodniowych, czasem kilkumiesięcznych przerw. Natomiast sygnatura Rps akc. 17237 odsłania 14 listów (rękopisów i maszynopisów) Juliana Tuwima do Moniki z lat 1946–1953. Dwa z nich pochodzą z 1946 roku, kolejne z lat 1950–1953.
Różewicz – stonowany, oszczędny w słowach, będący epistolarnym przeciwieństwem śmiałego i żartobliwego Tuwima, widzi w Monice Żeromskiej zaufaną powierniczkę, której może opowiedzieć o smutkach dnia codziennego, podróżach, książkach, a przede wszystkim o trosce z powodu bólu oczu, wewnętrznym zmęczeniu i rozdrażnieniu czy wręcz spustoszeniu wywołanym brakiem myśli poetyckiej, niemożnością pisania. Różewicz zwierza się ze swych słabości, lęków, obaw. Nie używa wyszukanych słów. Swoje przemyślenia mieści w obrębie pocztówki. Znajduje również na tej małej przestrzeni miejsce na pytania o lubianą adresatkę – o jej zdrowie, samopoczucie, nalegając na przykład: „Proszę mi napisać – »wszystko« o Sobie”. Niemalże każdą wypowiedź kończy uprzejmym zdaniem: „Całuję Pani ręce”. Życzy dobrych lektur, dobrego apetytu, a także „żeby śniły się Pani najlepsze potrawy z całego świata…”. Wspomina swoje podróże i opisuje wrażenia, bardzo skrótowo, ponieważ więcej chce opowiedzieć bezpośrednio, podczas spotkania. Niewiele więc dowiemy się z pocztówkowych listów o jego sześciodniowym pobycie w Rzymie po 36 latach nieobecności lub o promocji polsko-angielskiego tomu wierszy czy wieczorach autorskich w Oxfordzie i na Uniwersytecie Warwick: „Czytaliśmy na przemian z tłumaczami książki i poetami angielskimi (autorami posłowia itd.). Tyle jeśli chodzi o życie zawodowe…”.
Różewicz wraca myślą do spotkań z adresatką, planuje kolejne, zbiera tematy do rozmów. Do Moniki mógł przyjść, posiedzieć, pośmiać się, pomilczeć: „Siedziałem u Pani z Bratem, Stanisławem… i zdawało mi się, że znamy się wszyscy od… dzieciństwa! […] i było mi z Wami dobrze. Czasem jeszcze wierzę, że ludzie są (mogą być) jedną Rodziną”.
Ceniąc relacje z Moniką, poeta odpowiednio dobiera ilustracje przesyłanych pocztówek, które przedstawiają m.in. Karpacz i Kościół Wang z końca XII wieku (sprowadzony w Karkonosze z Norwegii w 1842 roku), rzymskie Usta Prawdy, katakumby, rzeźby z Muzeum Diecezjalnego w Opolu, a także szczególnie miłą nadawcy reprodukcję obrazu Nosorożec Pietra Longhiego: „Bardzo lubię tego nosorożca (tyle zagadek w tym obrazku!) i wprawiał mnie w dobry humor. Może znajdzie Pani coś dla siebie?”. Pocztówki zawierają treści o przeczytanych lekturach, dotyczących np. Trenów Kochanowskiego czy Wilgi Żeromskiego, a także wspomnień o Stefanie Żeromskim i lubianych przez niego kwiatów: „Moja Żona postawiła mi na biurku kwiatki tytoniu ozdobnego, mówiąc, że Pani Ojciec sadził je w ogródku…”. Żona poety – Wiesława Różewicz, również jest w tej korespondencji obecna: „Wczoraj odebrałem Żonę ze szpitala, więc jestem szczęśliwy… znamy się od roku 1943. Pani zna te konspiracyjne, okupacyjne miłości, przyjaźnie, znajomości”. Pisząc, Różewicz stara się o to, aby adresatka współprzeżywała jego myśli i nastroje – to jest przecież kluczem do prawdziwie doskonałego porozumienia i przyjaźni, obecnej także w korespondencji.
Różewicz pragnie dzielić się z Moniką swoimi refleksjami, Tuwim natomiast stara się wywołać uśmiech serdecznej przyjaciółki, pisząc: „Umiłowana! Nie mogę zrozumieć Twojego milczenia. Dlaczego nie dajesz wyrazu tęsknocie za mną, która Cię niewątpliwie męczy?”; „(Wpisz sama płomienny list miłosny, bo nie mam czasu na tanie głupstwa)”; „[…] zależy mi bardzo na posiadaniu paru Twoich listów, własną ręką pisanych a wyrażających Twoją gorącą a nieszczęśliwą miłość do mnie”. Co więcej – pamięta o imieninach Moniki, dlatego 4 maja 1951 roku przesyła zapewnienia o przyjaźni, książki Stefana Żeromskiego i kwiaty, aby w zakończeniu listu dodać: „Gdybyś miała jeszcze jakieś życzenia, powiedz mi, a dostaniesz wszystko (mówię o rzeczach tanich)”.

Jednak również Julian Tuwim zdobywa się na pisanie o sprawach dla niego trudnych. Świadczy o tym pierwszy list, nadany w „groźnym i strasznym New York” 1 marca 1946 roku, będący odpowiedzią na „radosną niespodziankę”, jaką sprawiły słowa od Moniki. Zdania w nim zawarte ujawniają w pewnym stopniu to, co działo się z Tuwimem i w jego świadomości przez siedem lat nieobecności w kraju, lat będących nieustannym „przebywaniem”:
Właśnie „przebywam”, bo trudno powiedzieć, że żyję, mieszkam, jestem, istnieję. Ciągnie się jakaś nieskończona kolej dni i nocy, która nie jest ani życiem ani prawdziwym, człowieczym istnieniem, ani mieszkaniem w sensie własnego, zagrzanego kąta… Jest tylko przebywaniem. Co robi człowiek, czekający gdzieś na dalekim dworcu na odejście pociągu? Kilka godzin na takiej stacyjce wydaje się wiecznością. I taki właśnie jest stan mego przebywania za Oceanem. New York nie jest dla mnie miastem, ale tylko portem, z którego wyruszę z powrotem.
Czy wracał z radością, którą ujawnia w późniejszych listach? „Wracam z ciężkim, niespokojnym sercem: na grób wymordowanego narodu, który mnie wydał; na ruiny pewnych zasad moralnych i obyczajowych, w których wyrosłem; do społeczeństwa, z którym straciłem łączność”. Jednak i w tym liście znalazła się odrobina światła, którą wywołało wspomnienie czytanych wspólnie z Moniką wyjątków z amerykańskiego poematu The Green Leaves: „Przetłumaczyłem już (dla Pani) blisko 350 wierszy tego cudu. Możliwe, że przetłumaczę więcej – i prześlę przy pierwszej sposobności, albo sam przywiozę”.

Zachowane listy zarówno Tuwima, jak i Różewicza, są więc epistolarnym przedłużeniem spotkań, a jednocześnie wyrazem potrzeby ich kontynuacji. Są symptomem wrażliwości i poczucia humoru nadawców, ale ujawniają jednocześnie głębię sympatii, zaufania i zrozumienia w relacjach dwóch tak różnych osobowości z córką Stefana Żeromskiego.
Wpis powstał w ramach prac nad katalogowym opracowaniem archiwum Stefana Żeromskiego i Moniki Żeromskiej znajdującym się w zbiorach Biblioteki Narodowej.