Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Baczyński Gombrowiczem podszyty


Nic nie wskazuje na to, że Krzysztof Kamil Baczyński miał okazję osobiście poznać Witolda Gombrowicza. Przynajmniej nikt ze znanych mi gombrowiczologów nie słyszał o takim fakcie. Gdy zacząłem sobie wyobrażać, że teoretycznie mogło dojść do sytuacji, kiedy w 1938 roku ojciec Krzysztofa, pisarz i krytyk literacki Stanisław Baczyński, przedstawia autorowi świeżo wydanej Ferdydurke swego nastoletniego syna, od razu pomyślałem, że do takiego wydarzenia jednak nie doszło, bo Gombrowicz nie znosił spotkań z krytykami. Uważał bowiem, że go nie doceniają. A gdyby jednak taki fakt miał miejsce, to z pewnością autor Transatlantyku, jak kilku innych pisarzy, doceniłby młodzieńczą urodę Krzysztofa Kamila i odnotował fakt spotkania w Dzienniku czy Kronosie.

Okazuje się jednak, że Baczyński nie tylko wiedział o pojawieniu się na rynku księgarskim Ferdydurke, ale musiała ona zrobić na nim spore wrażenie, bo postanowił odnieść się do tej oryginalnej dość powieści jako pisarz, tworząc niedokończony utwór, któremu nadano tytuł Gimnazjum imienia Boobalka I.  

Józiowie, Pimko i Popek

Głównym bohaterem powieści Gombrowicza Ferdydurke jest, jak wiadomo, Józio Kowalski, trzydziestoletni pisarz, który zostaje z powrotem wciągnięty w świat gimnazjalny i przez profesora Pimkę poddany procesowi „upupienia”. Józio jest również narratorem historii, a jego zmagania z narzuconymi formami społecznymi i konwenansami stanowią główny wątek powieści. Mimo wieku, Józio nie czuje się w pełni dojrzały i nie potrafi określić swojej tożsamości, co prowadzi do jego „upupienia”. Rozdrobniony, wymiętoszony przenosi się z kręgu w krąg śladem chaotycznej intrygi, przeskakuje z „formy” w „formę”, a pod jego krytycznym spojrzeniem „żółtodzioba” i psychotycznego „smarkacza” walą się, burzą i rozpadają wszystkie formy Form. Zważywszy, że Filidor i Filibert to komiczne wariacje na temat Kanta, można by spięcie Józia z kulturalnymi Ciotkami, z Pimką, Zutą, Walkiem, kolegami, Młodziakami i warszawską ulicą sprowadzić do pytania: jaka niedojrzałość sprawi, by ta forma stała się możliwa. Powieść Gombrowicza, podobnie jak utwór Baczyńskiego, nie narusza jedności czasu i prawie nigdy miejsca. Dzieje się, jeśli nie w klasie, to w każdym razie pomiędzy kilkoma kolegami z tej samej klasy warszawskiego gimnazjum. Opowiadanie Baczyńskiego jest wprawdzie niedokończone, ale można sądzić, że klasyfikacja, jakiej zostają poddani uczniowie na koniec semestru, przypominać będzie Sąd Ostateczny.

Korzystając z pomysłu Gombrowicza, Baczyński postanowił, że jego bohater będzie nawiązywać imieniem i pierwszą literą nazwiska do bohatera Procesu Franza Kafki. U Gombrowicza to wspomniany Józio Kowalski, u Baczyńskiego zaś – Józio Kapach. A Gimnazjum im. Boobalka I to ukazane w tonie mocno groteskowym Gimnazjum im. Stefana Batorego, którego Krzysztof Kamil był uczniem. Najwidoczniej nie wspomina tego pobytu najlepiej, bo szkoła ta jawi się jako placówka dość upiorna, w której zidiociali profesorowie sami już nie rozumieją formułek, które każą wykuwać na pamięć, a wygłaszane przez nich mądrości przypominają Humor Zeszytów Szkolnych. Dowiadujemy się m.in., że „uczeń bez guzików wygląda jak gruszka – bo gruszka też nie ma guzików”. Niektórych może zaskoczyć rzadko spotykana u Baczyńskiego ironia, zwłaszcza ta dotycząca patriotyzmu. Spójrzmy choćby na początek opowiadania:

„Gimnazjum imienia Boobalka I mieściło się przy ulicy Spokojnej 2. Mówiono o nim w kuratorium okręgu szkolnego: ,,O! to jest praca. Tak każda szkoła powinna wyglądać w naszej kochanej ojczyźnie. Bo i siły nauczycielskie pierwszorzędne, a i uczniowski element jak najlepszy”. Pan kurator mówił: ,,Phy, proszę pana, nie ma się czemu dziwić. Toż to chłopcy z najlepszych rodzin. Widział pan na przykład Józia Kapacha? Czarujący, czarujący chłopiec, a jaka umysłowość”.

Baczyński ewidentnie stara się parodiować Gombrowicza. Mamy więc wspomnianego Józia, a w ciele pedagogicznym profesora Pimko zastępuje profesor Popek, postać bezdyskusyjnie nietuzinkowa, która pojawia się kilkakrotnie. Także w ostatniej sekwencji niedokończonego utworu.

„Ale profesor Popek już był w swoim laboratorium i mieszał żółte, zielone i niebieskie proszki, potem dolewał wody koloru rubinowego, potem sypał tam jeszcze z fioletowego pudełeczka, podgrzewał, nasycał, odmierzał i oto był już gotów. «Dzięki Bogu» – westchnął i […]”

Kostka i Batory

Opowiastka Baczyńskiego powstała tuż przed wybuchem wojny, gdy autor – będąc uczniem Gimnazjum im. Stefana Batorego – jawił się jako przeciętny nastolatek z poczuciem humoru, czego dawał świadectwo, pisząc żartobliwe teksty do szkolnej gazetki. Na lekcjach nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był miernym uczniem o delikatnej posturze i słabym zdrowiu. Młodzieńcem, którego gnębili koledzy, nie wiedząc nic o jego nieprzeciętnej wrażliwości i poetyckiej pasji.

Witold Gombrowicz jako jedenastolatek rozpoczął naukę w Gimnazjum im. św. Stanisława Kostki w Warszawie. W szkole był obiektem żartów i ofiarą przemocy ze strony kolegów. Uczył się chyba lepiej niż Baczyński. Nie lubił matematyki, miał problemy z łaciną, dobrze radził sobie z francuskim, słabiej z niemieckim. Na świadectwie maturalnym z języka polskiego miał ocenę celującą. Uczniem był raczej krnąbrnym. Trudny dla nauczycieli i otoczenia, można rzec – z lubością pielęgnował w sobie postać buntownika i uważał się za nonkonformistę. Przejawiał niechęć do sztywnych form, co objawiało się w jego podejściu do nauki i zachowania. 

Rękopis niedokończonego i pozbawionego tytułu utworu Baczyńskiego odkryła przed kilkoma laty Małgorzata Wichowska z Muzeum Literatury. Utwór dość szybko zainteresował Aleksandrę Głogowską, radiową reżyser, dyrektor literacką Radia dla Ciebie, która na podstawie opowieści stworzyła słuchowisko Cudowne przygody pana Pinzla rudego, czyniąc narratorem psa.

Czytając Gimnazjum imienia Boobalka I, poznajemy zupełnie inne literackie oblicze Baczyńskiego – absurd i abstrakcyjne, surrealistyczne poczucie humoru. Czytanie tego opowiadania jako odpowiedzi na Ferdydurke Gombrowicza zachęca do spojrzenia na to, co łączy obu twórców. A nie chodzi tu tylko o stosunek do szkoły i uznanie dla Słowackiego.

Upupienie i bezsilność

Twórczość Baczyńskiego, zwłaszcza jego wiersze z okresu wojny, odzwierciedla podobne do Gombrowiczowskich tendencje do demaskowania formy i konwencji społecznych, choć w innym kontekście i z inną perspektywą. Obaj twórcy, acz w różny sposób, krytykowali formę i mechanizmy społeczne prowadzące do zniewolenia jednostki. 

Gombrowicz w Ferdydurke demaskował formę jako coś sztucznego i narzuconego, wiodącego do upupienia jednostki, Baczyński zaś nie tylko w Gimnazjum imienia Boobalka I, ale i w wierszach wojennych pokazywał, jak forma i konwencje społeczne – wśród nich te związane z wojną – prowadzą do dehumanizacji i utraty tożsamości. Gombrowiczowskie „upupienie” znajduje pewną analogię nie tylko we wspomnianym opowiadaniu, ale i w wierszach Baczyńskiego, gdzie młodzi ludzie, zanurzeni w wojennej rzeczywistości, czują się bezsilni i zmuszeni do działania wbrew swojej woli. Ich walka często pozbawiona jest głębszego sensu, a oni sami stają się ofiarami mechanizmów, którym nie potrafią się przeciwstawić.

Mimo podobieństw w demaskowaniu formy, twórczość Baczyńskiego ma oczywiście inny kontekst. Gombrowicz krytykował społeczeństwo w ogóle, Baczyński skupiał się na konkretnym doświadczeniu wojny, które niszczyło młode pokolenie. Dla Baczyńskiego, wiersz był często formą rozrachunku z traumą i próbą poszukiwania sensu w nieludzkich warunkach.

Bezpośrednio do Ferdydurke Baczyński nawiązywał w Gimnazjum imienia Boobalka I, ale także w wierszach poety można dostrzec pewne elementy filozofii Gombrowicza, zwłaszcza w krytyce formy i jej wpływu na jednostkę. Różnica polega na tym, że Baczyński przeżywał to wszystko w kontekście wojny, co nadało jego twórczości wyjątkowo tragiczny, bo osobisty ton.