Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz poleca. Stanisław Barańczak. „Pomyślane przepaścieˮ. Katowice 1995


W książce znajdziemy interpretacje poezji Czesława Miłosza – Świty, Juliana Przybosia – Notre Dame, Juliana Tuwima – Bal w Operze, Adama Ważyka – Poemat dla dorosłych, Aleksandra Wata, Witolda Wirpszy, Zbigniewa Herberta – Pan Cogito i na koniec opowiadanie Patyk Mirona Białoszewskiego. Autor nie porównuje  poszczególnych utworów. Zajmuje się każdym z osobna, nierzadko odwołując się do osobistych doświadczeń.

Muszę zacząć – pisze Barańczak we wstępie do omawianego wiersza Miłosza – od sprawy osobistej i intymnej. Każdy chyba nałogowy czytelnik poezji przechowuje w pamięci, na samym spodzie ogromnego stosu strof i linijek, jakiś jeden wiersz, do którego rości sobie wyłączne i zazdrosne prawa – ten jeden wiersz, który właśnie w jego uchu zabrzmiał niegdyś jak magiczna formuła poetyckiej inicjacji, który właśnie jemu otworzył niegdyś nagłym błyskiem oczy na to, czym umie być i co potrafi z nim czynić poezja.

Najbardziej zajmująca dla mnie w tym tomie jest część ostatnia, ósma, Patyk Mirona Białoszewskiego.

Patyk nazywał się Dyrygent, bo niby takie dwie ręce z dwóch stron, był prezentem przyniesionym przez zaprzyjaźnioną sąsiadkę Felę Kinder. Ta podarowana gałązka została złamana i wyrzucona na  śmieci przez Le, przyjaciela obdarowanego. Leszek, pozbywając się bezużytecznego, według niego, prezentu nie zdaje sobie sprawy co zrobił, jakie to niesie konsekwencje. Szczęśliwie inny sąsiad wyciągnął gałązkę ze śmietnika i oddał ją właścicielowi. Jednakże nie dało się jej skleić. Patykumieszczony zostaje na wysokiej półce, gdzie nie mogła go dostrzec ofiarodawczyni. 

Nieznacząca, mało ważna, nieistotna na pozór sprawa urasta do wielkiej moralnej historii.

Upłynęło prawie dwa lata od tego patyka na Nowy Rok. 12 grudnia siedzę u Reginki. Jest i pani od patyka. Ileś razy tak już jedliśmy od tamtąd przed telewizorem. Nagle ona kroi kiełbasę na talerzyku, przestaje, patrzy na dół, ja dogryzam.

  • Chciałam pana o coś zapytać.
  • tak…
  • czy pan wyrzucił tego Dyrygenta?
  • nie – kłamię w żywe powieki, bo opuszczone, i dalej coś o remoncie, że był, ona podejmuje, ja nawet mówię, że nie mogę odnaleźć. Tak jak i innych rzeczy. Ale na pewno wszystko gdzieś jest.

Opowiadam. O tym. Potem u siebie:

  • Miała opuszczone powieki, dała mi szansę na skłamanie… chociaż… może to z czego innego…
  • myli wciąż coś z czymś, stale, jak wtedy, zachwycały się przed tobą tą telewizją o Kurje… no i, głupi, ona chciała się upewnić, bo chce co dać na Nowy Rok nowy patyk.
  • oj… tak… masz rację.

Miron Białoszewski niechętnie opuszcza mieszkanie. Prowadzi zresztą szczególny tryb życia. W nocy pracuje, śpi w dzień. Goście wytrącają go ze snu.

Można było zauważyć u Białoszewskiego dwa odmienne style wyrażania się; z jednej strony niemal kopiowanie języka potocznych dialogów, z drugiej indywidualny stosunek do konwencji mowy potocznej, narracja w pierwszej osobie i związany z tym subiektywny punkt widzenia. Rozdarcie między pragnieniem egzystencji indywidualnej a koniecznością egzystencji społecznej. W utworach fabularnych mamy wrażenie języka skrajnej subiektywności anegdot opowiadanych przez podmiot liryczny.

Stanisław Barańczak. „Pomyślane przepaścieˮ w POLONIE