Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz poleca. Ludwika Godlewska (Exterus). „Dobrane pary”


Ludwika Godlewska, pseudonim Exterus, urodziła się w Niegłosach koło Płocka w roku 1863.  Zmarła w styczniu 1901 roku w Sokołowsku  (wtedy Görbersdorf) na Dolnym Śląsku na nieuleczalną chorobę płuc i gardła. Była pod opieką słynnego lekarza lwowskiego. Dla ratowania zdrowia jeździła do uzdrowisk w Gleichenbergu, Meranie i Gorycji. Była to też okazja do zobaczenie Wenecji, Mediolanu, Werony.

Ojciec jej, Roch, był pierwszym dyrektorem szkoły rolniczej. Gdy w roku 1863 szkoła została zamknięta przez Rosjan, wraz z matką zamieszkała u dziadków w Chojnie. Potem cała rodzina osiadła w kupionym majątku Kłokock.   

Po powrocie z kuracji zarabiała na życie dając prywatne lekcje i tłumacząc z francuskiego. Dokształcała się pod kierunkiem prof. fizyki S. Kramsztyka.

W 1895 roku „Słowo” wydrukowało pierwszą jej nowelę Pan Apolinary Prądaszyński, „Ateneum” zaś Po zdrowie, powieść autobiograficzną z okresu kuracji.

Przyjaźniła się z Mieczysławem Karłowiczem, a w czasie pobytu w Zakopanem poznała Rydla, Sienkiewicza, Przybyszewskiego i Stanisława Witkiewicza.

W Dobranych parach Anna Borska (Hańka), osoba samotna, przebywa na prowincjonalnym dworze swego brata w Rucinku. Pewien szlachcic nazwiskiem Wątorski podkochuje się w niej, lecz ona nie zwraca na niego uwagi. Dopiero przybyły z zagranicznych podróży Stefan Ładysz budzi jej żywe uczucia:  Na tle lampy jego czupryna odrzucona z czoła, miała w sobie blaski zgaszonego srebra,  profil rysował się ciemną, bardzo wydatną linią.

– Jaka niezwyczajna głowa – przemknęła jej myśl.

Na dźwięk jego nazwiska myśli zerwały się  jej w głowie, zaczęły kręcić się w kółko i szumieć, jak nagle wyrojone pszczoły, albo jak pęk liści, porwanych w wir powietrzny. – Taki szczupły… Dziwnie dobre oczy… Co też o niej myśli? … Nie mogła od niego oderwać oczu. Coś dziwnego przykuło jej źrenice do jego źrenic, siedziała jak zahipnotyzowana.

Potem szła obok niego, spokojna, trochę zamyślona, mężczyźni bardzo się jej przyglądali.

– Wygląda, jakby nawet nie przeczuwała, że jest ładna – pomyślał.

Weszli do Ogrodu Saskiego. Cicho tu było i prawie pusto. Przechodnie zaglądali jej w oczy. Gwiazdy wydawały się bliższe, niektóre drżały między liśćmi. Księżyc pobielił ścieżki i kolumnadę Pałacu Saskiego uczynił lekką i piękną, jak grecki sen.

Nie mogła tej nocy zasnąć. Leżała cicho, z głową wtuloną w poduszki, widziała przed sobą twarz Ładysza, słyszała jego głos, czuła nawet, jak ramieniem jej rękę do siebie przyciskał.

Z pod rzęs spuszczonych wypłynęły dwie łzy, o których nie wiedziała, jak nie wie kwiat

o pierwszych westchnieniach,  gdy padnie nań ciepłe spojrzenie słońca.

Wkrótce, w domu jej brata pojawił się Ładysz. – Witam panią, widzimy się wcześniej niż przypuszczaliśmy – oboje. Wyraz: oboje padł na serce Hańki i napełnił je nową słodyczą.

Miał bawić trzy dni, a został już drugi tydzień. Myślał z żalem, że ona mało patrzy na niego. Wydała mu się naprawdę upragnioną. Hankę przeszedł gorący dreszcz. Pochylił się nad nią. Wziął jej rękę w dłonie, przywarł do niej ustami. Głosem porwanym powiedziała: Zostaw, zostaw mnie pan. Puścił jej rękę, a ona szła wolno do płotu, wzdychając – Boże! Czy to nie grzech kochać tak bez pamięci, tak na śmierć?

Nazajutrz oświadczył jej, że musi wyjechać. On uważa, że obowiązek powinien być na pierwszym miejscu.

– Którym pociągiem pan pojedzie? Gdy powiedział, że wieczornym, ucieszyła się. Podała mu szklankę herbaty, po której poszedł się przebrać. Gdy wrócił, nie mógł jej nigdzie znaleźć.

Wreszcie ją spostrzegł. Przemogła nieśmiałość i szepnęła: Przyszłam.

– Hańka, moja Hańka kochana, jedna w świecie! To co usłyszę?

Utknęła oczy w jego włosach i milczała.

– Czy nie powiesz – Stefanie, jesteś mój, jedyny, kochany!

Milczenie.

– Najdroższa moja, tylko raz powiesz, tylko raz, na drogę.

Westchnęła.

Kocha go, więc powinna mu to powiedzieć, ale nie może. Chce i nie może. Poruszyła ustami, widać było, że się ze sobą zmaga, wreszcie rzekła: – Nie mogę.

Twarz jej pobladła, w oczch miała łzy.

Teraz on zesztywniał i jakby ochłódł. I tak jeszcze przez bardzo wiele stron tej powieści nasza para będzie na przemian igrała ze swoimi uczuciami.

Ludwika Godlewska (Exterus). „Dobrane pary” w POLONIE