Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz poleca. Wspomnienia Biskupa Adama Stanisława Krasińskiego


Autor urodził się na Boże Narodzenie roku 1810 w, należącej do rodziny, wsi Wełnicze nad Styrem na Wołyniu. Pochodził z linii Olbrachta Krasińskiego. Uczyli go czytać guwernerzy. W domu był Kuryer Litewski, Szlachcic na Łopacie i stara edycja Żywotów Skargi.

Godnym uwagi szczegółem jest fakt, że ojcem chrzestnym Adama Stanislawa był duchowny unicki Malewicz.

Gdy umiał już czytać, oddano go do szkoły bazyliańskiej w Huszczy, gdzie ksiądz Teodozy Fursewicz nauczył go dokładnie deklinacji i koniugacji łacińskich. Znał też na pamięć Historię biblijną Fleurego, Naukę moralną Popławskiego, Gramatykę na pierwszą klasę Kopczyńskiego, Geografię Szacfajera i Gramatykę rosyjską Magnickiego.

Z tym zasobem wiadomości został oddany do szkoły powiatowej, utrzymywanej przez księży pijarow w Międzyrzeczu. Klas miała sześć – trzy niższe i trzy wyższe. Prefektem szkoły był ksiądz Hilaryon Żebrowski. Krasiński został zapisany i przyjęty do klasy drugiej.

W kolegium mieszkało kilkunastu profesorów pijarów, cywilny profesor niemieckiego i greki Zajdel. Było też siedemdziesięciu konwiktorów, synów bogatszej szlachty, którzy mieszkali u profesorów i byli pod ich nadzorem. Klasy zajmowały korytarz dolny, mający sześć sal. Nad nim znajdowało się mieszkanie prefekta i konwikt, obok stały budynki zwane oficynami. Mieszkały w nich gospodynie. Dalej był rynek, plac otoczony przez szesnaście porządnych drewnianych dworków, zajmowanych wyłącznie przez uczniów. W każdym dworku mieszkało dziesięciu uczniów oraz dozorca domowy. Był to uczeń klasy szóstej, do którego obowiązków należało powtarzanie z uczniami lekcji, prowadzenie ich codziennie na mszę świętą, nadzorowanie przemieszczania się z klasy do klasy, towarzyszenie uczniom na przechadzkach. Pełnił on niejako funkcję stróża. Co kwartał uczniowie płacili dozorcy po trzy ruble.

Dwa razy na tydzień ksiądz prefekt obchodził wszystkie stancje. Pokoje sprawdzali też profesorowie, zaglądając nieraz do kuferków i łóżek.

Dominika Hołowińska, u której mieszkałem, zajmowała oficynę narożną. W dwu pokojach żyło nas dziesięciu, razem z synem gospodyni, Ignacym, który po dwudziestu ośmiu latach zostanie Arcybiskupem Mohylewskim. Utrzymanie było wówczas niezmiernie tanie. Z naszych domów dowożono ordynarię. Mieliśmy śniadanie z rana, obiad na cztery potrawy w południe, podwieczorek o czwartej i kolację na trzy potrawy o siódmej. Herbata i kawa nie były jeszcze w użyciu. Za szkoły nic nie płacono, tylko przy wpisie wnosił uczeń jednego rubla srebrem na drwa, światło i doktora. Ubodzy i tego nie płacili.

Mieszkający w konwikcie płacili za rok 150 rubli. Bardzo wielu z nich miało swoich pokojowców. Za takiego dopłacano po trzydzieści rubli. Pokojowiec był zwykle synem domowego sługi. Wyczyściwszy paniczowi suknie i buty, chodził z nim razem na lekcje i czasem lepiej się od niego uczył. Za muzykę, konną jazdę i fechtunek płacono osobno. W klasach nie czyniono różnicy między konwiktorami a resztą uczniów. Ważne były tylko postępy w nauce.

Klasy niższe, od pierwszej do trzeciej, miały innych nauczycieli niż wyższe. W niższych było ich trzech. Jeden uczył religii, nauki moralnej i geografii, drugi arytmetyki, trzeci języków: polskiego i łaciny.

Książki elementarne wyznaczał Uniwersytet Wileński, a Emanuel Glüksberg miał wyłączny przywilej ich dostarczania. W wyższych klasach książki były nieco droższe: Geometria Euklidesa kosztowała rubel dwadzieścia, ale używało się jej przez trzy lata.

W roku 1824 zabroniono korzystania z Gramatyki Kopczyńskiego, Wyboru mowy wolnej Szaniawskiego i Prawa przyrodzonego Strojnowskiego. Kazano je odebrać od wszystkich uczniów. Brano też podpisy, ja miałem wtedy trzynaście lat, że nie należymy do masonerii.

Wstawaliśmy o piątej rano. Trzeba było umyć się, ubrać i wspólnie odmówić pacierz. Do siódmej uczyliśmy się lekcji. O siódmej szliśmy na mszę Św. Po mszy rozchodziliśmy się do klas. Tu zbieraliśmy się od pół do siódmej. Audytorowie przepytywali nas z lekcji i zapisywali noty: umie, nie całkiem umie, nie dobrze.

O ósmej dzwoniono po raz drugi. Wszyscy siedzieliśmy na swoich miejscach. Wchodził profesor i przepatrywał listę audytora, zwaną erratą i naznaczał pokutę: kazał klęczeć, posyłał do oślej ławki, czasem nawet karał dyscypliną zupełnych nieuków. Potem zaczynał nową lekcję. Lekcja ranna trwała od ósmej do dziesiątej. Druga po południu od drugiej do czwartej. Ponadto od dziesiątej do dwunastej i od czwartej do szóstej były codziennie lekcje rosyjskiego, francuskiego, niemieckiego i greckiego, ale na nie chodzili tylko ci, którzy się  specjalnie zapisali; nie należały one do promocji. Egzaminy odbywały się co kwartał.

Uniwersytet Wileński, któremu podlegały szkoły dziewięciu guberni, miał pod swoją pieczą 25 000 młodzieży.

W roku 1826 Szkoła Powiatowa Międzyrzecka uzyskała rangę gimnazjum. Przybyło trzech nowych profesorów: X. Leon Szumkowski, słynny deklamator, wykładał literaturę polską według Euzebiusza Słowackiego i logikę; Horodecki geometrię analityczną i rachunek różniczkowy; Budkiewicz, mający rzadki dar tłumaczenia, fizykę i historię naturalną. Najweselszym dniem w roku był zazwyczaj 1 maja. Cała szkoła wychodziła do oddalonego o kilka wiorst lasu, w którym były już przygotowane huśtawki, pierniki, rozmaitego rodzaju przekąski i przysmaki. Na jednej z takich majówek Adam Stanisław usłyszał po raz pierwszy balladę Mickiewicza Pan Twardowski. Zapisał ją i nauczył się na pamięć. Opuszczając szkołę, znał Sztukę rymotwórczą Dmochowskiego w całości, Pożegnanie Hektora z Andromachą i Prośbę Pryama do Achilesa o ciało Hektora z Iliady, opis piekła z Eneidy, spór o zbroję Achillesa, Owidiusza, wyjątki z Trenów, wiele utworów Szymonowicza, Krasickiego, Karpińskiego, Kniaźnina, Niemcewicza.

Zachęcony przez pijarów w Międzyrzeczu, za zgodą rodziców wstąpił Krasiński do ich nowicjatu w Lubieszowie. Nowicjat to seminarium zakonne, służące za próbę powołania, przygotowujące do przyjęcia ślubów zakonnych. Trwał dwa lata. Co rano i wieczór medytacje i modlitwy. Po mszy lekcje. Ścisła klauzura. Zabraniano rozmawiać z obcymi, z kolegami tylko pół godziny po obiedzie i po wieczerzy. Do przełożonego można było mówić klęcząc. Uczono pokory i cierpliwości. Nowicjusze nosili suknie stare i połatane. Musieli czyścić miejsca brudne i zaniedbane.

W roku 1829 Adam Stanisław zakończył nowicjat i został nauczycielem w szkole pijarskiej, mając trzydzieści godzin lekcji.

W latach czterdziestych ksiądz Krasiński został wysłany do Petersburga. Tam zanotował między innymi szczegół następujący: W roku 1855 w czasie koronacji Aleksandra II-go cała droga na Kreml, ponad siedmiokilometrowej długości, była wysłana czerwonym suknem po dwanaście rubli każde 71 centymetrów, co kosztowało skarb państwa 120 tysięcy srebrnych rubli. Po dwu latach w Petersburgu miano poświęcić nowo zbudowaną cerkiew Izaaka. Car kazał wyłożyć tym czerwonym suknem drogę od posągu Piotra Wielkiego do nowej cerkwi. Nie sposób go było jednak nigdzie znaleźć. Wdrożone śledztwo wykazało, że za pierwszym razem nie było kupowane, lecz jedynie wypożyczone z magazynów po dwa ruble za arszyn, czyli jedną szóstą wydanych środków. Niewinny w tej sprawie pierwszy szambelan dworu stracił swój urząd.

Adam Stanisław odbył w petersburskiej Akademii Duchownej studia zakończone przedstawieniem dwu rozpraw: łacińskiej i napisanej po rosyjsku, otrzymał w roku 1858 stopień doktora św. Teologii i został przedstawiony jako kandydat na Biskupstwo Wileńskie. W oczekiwaniu na konsekrację odbył podróż do Kissingen i Paryża.

W roku 1862 przyjaciele lekarze zalecili mu oderwanie się od spraw i spędzenie kilku tygodni nad morzem w Połądze, w okolicach Rygi. Gubernator obiecał szybkie przygotowanie paszportu. W podróży mieli mu towarzyszyć doktor Adamowicz, kapelan ksiądz Frąckiewicz, lokaj i kucharz. Na stacji zastał policmajstra, co uznał za osobliwy wyraz grzeczności. W sąsiednim wagonie jechali wyżsi oficerowie żandarmerii. W Dyneburgu powinna nastąpić przesiadka do Rygi. Gdy biskup chciał wysiąść z pociągu, zatrzymał go oficer żandarmerii z wyciągniętą szablą, mający za sobą wojsko z podniesionymi bagnetami, oświadczając: Ekscelencjo, imieniem prawa jest pan aresztowany, jedziesz do Pskowa. Aresztowany jest też doktor, ksiądz sekretarz i obaj służący. Biskup wrócił do swego przedziału, przed którym stało dwu żandarmów z bagnetami. Krasiński wyjął wszystkie swoje ordery, wśród nich Order Św. Włodzimierza, którego posiadaczowi „wszędzie krzesełko podadzą”.

W Pskowie oświadczono, że towarzysze biskupa mogą wrócić do siebie, jeśli jednak zechcą pozostać, będą pod nadzorem policji. Jedynie doktor zdecydował się wracać do Wilna.

W Nowogrodzie, pod nieobecność gubernatora najwyższą władzą był wicegubernator Emeryk Czapski, znajomy z dzieciństwa, który przysłał swą karetę, by w towarzystwie oficera Krasiński mógł zwiedzić miasto. Biskup obejrzał Sobór Św. Zofii. Potem przez Kazań, po paru dniach dotarł wreszcie do Wiatki, która była miejscem jego zesłania. Tam złożył wizytę gubernatorowi, z którym rozmawiał po francusku. Oświadczył, że przygotowane dla niego mieszkanie jest nieodpowiednie i chciałby wynająć inne. Gubernator telegraficznie spytał o to ministra. Szybko nadeszła odpowiedź pozytywna z uwagą: obchodzić się grzecznie. Krasiński odwiedził archireja, imieniem Afanget, który powiedział, że pierwszy raz w życiu widzi katolickiego biskupa. Spytał Krasińskiego, czy nie potrzebuje pieniędzy. Afanget był uczonym ascetą, nielubianym jednak przez popów, bo zabraniał pijaństwa.

Krasińskiego oddano pod najsurowszy nadzór policyjny. Wszystkie listy do niego przechodziły przez kancelarię, która zatrudniała specjalnego urzędnika znającego nasz język, otrzymującego za to dodatkowo trzysta rubli. List potrafił czytać dwa, do trzech tygodni. W Wiatce nie było siedziby Kościoła katolickiego. Jeden z dużych pokoi w mieszkaniu biskupa stał się kaplicą, gdzie na mszy świętej bywało kilkunastu żyjących tu katolików.

Na zesłaniu spędził Krasiński dwadzieścia lat, pracując cały czas nad Słownikiem synonimów polskich, który później wydała Akademia Umiejętności.

W roku 1883 układy rządu rosyjskiego z Rzymem doprowadziły do uwolnienia biskupa. Przez Częstochowę wyjechał do Krakowa, a potem do Rzymu, gdzie został przyjęty przez Leona XIII. Zmarł w Krakowie 9 maja 1891 roku.