- Andrzej Dobosz stanowczo odradza. Galeria konkurentów i konkurentek przez Aleksandra Niewiarowskiego
- Andrzej Dobosz bez szczególnego przekonania poleca. Notatki z mojego życia. Henryk Cieszkowski
Jeśli za narodziny science fiction uznać próbę racjonalnego lub pseudonaukowego wytłumaczenia fantastycznego zjawiska, w naszej literaturze momentem takim było ukazanie się Wojciecha Zdarzyńskiego życie i przypadki swoje opisującego (1785). Choć warszawski ksiądz, historyk i publicysta Michał Dymitr Krajewski fabularny wzorzec wyciągnął z Mikołaja Doświadczyńskiego przypadków (1776) Ignacego Krasickiego, to pierwszą polską utopią księżycową zasłużył sobie na miano prekursora rodzimej literatury fantastycznonaukowej. Balon jako środek astronautycznej lokomocji, inspirowany Podróżami Guliwera opis księżycowych realiów, a wszystko przy zachowaniu pozorów prawdopodobieństwa? Podobnych rzeczy w kraju nad Wisłą dotąd nie czytano.
Prędzej polscy entuzjaści nowinek technologicznych faktycznie doczekali się lotu balonem załogowym (z ogrodu Foksal, 10 maja 1789 roku), niż czytelnicy – naśladowców Krajewskiego. Po demaskacjach fantastycznych iluzji w Rękopisie znalezionym w Saragossie (1805), po triumfach ludowej fantastyki u Mickiewicza i Słowackiego oraz powieści gotyckiej w pierwszej połowie XIX wieku dopiero pozytywizm, z jego postulatem rozwoju nauk przyrodniczych, oraz wpływ twórczości Juliusza Verne’a rozwinęły scjentystyczne ambicje wśród polskich fantastów.
Początki polskiej SF
Przykład stanowi rozproszony dorobek Józefa Bohdana Dziekońskiego, powstańca listopadowego, towiańczyka i członka Cyganerii Warszawskiej. Jego Sędziwoj (1845), porównywany z Faustem Goethego psychologiczny moralitet i opowieść historyczna o poszukującym kamienia filozoficznego królewskim alchemiku, to tylko jeden z wielu dowodów paranaukowych zainteresowań Dziekońskiego czarnoksięstwem, okultyzmem czy hipnozą.
Niespełnioną obietnicą futurologii z prawdziwego zdarzenia pozostają natomiast nieliczne zachowane fragmenty Historii przyszłości, snutej przez Adama Mickiewicza w różnych wersjach od 1829 roku. O pierwszej wersji tej monumentalnej historiografii wiemy co nieco z listownej relacji Antoniego Odyńca. Polskiego wieszcza zajmować miała nie tylko postępująca technicyzacja życia, z oplatającą Europę koleją żelazną na czele i możliwością międzyplanetarnej komunikacji, sztucznymi satelitami i teleskopami otaczającymi Ziemię. Mickiewicz analizował także wpływ nauki i przemysłu na psychikę, moralność, kulturę oraz, szerzej, na idee napędzające lub paraliżujące rodzaj ludzki. To z kolei przeniosło pisarza w obręb historii przyszłych polityk i wojen globalnych. Nieukończona historia spekulatywna Mickiewicza, referowana przez narratora żyjącego w XXIII wieku, mogła znacznie wyprzedzić przewidywania samego H.G. Wellsa zawarte w pokrewnym gatunkowo, niewydanym po polsku Kształcie rzeczy przyszłych (1933).
Na wyścigi z Verne’em i Wellsem
Dla odmiany spełnioną zapowiedzią nowego etapu rozwoju polskiej fantastyki była Podróż po Księżycu odbyta przez Serafina Bolińskiego (1858). Powieść Teodora Tripplina o kilkanaście lat wyprzedziła oparte na racjonalistycznym myśleniu pozytywistyczne historie o „cudownym wynalazku”. O podobnym technologicznym pomyśle, mającym uszczęśliwić człowieka i uwznioślić jego egzystencję, opowiada nowela Sygurda Wiśniowskiego Niewidzialny (1881), łącząca temat z późniejszym o 16 lat Niewidzialnym człowiekiem Wellsa.
Bezgraniczne zachwyty nad techniką w wątpliwość podawał Bolesław Prus w Lalce (1890) i nieukończonej Sławie (około 1885). Obie powieści łączy temat metalu lżejszego od powietrza. Projekt profesora Geista w paryskim epizodzie Wokulskiego pozostawał „niedopięty” na ostatnią śrubkę, lecz jeśli wierzyć samemu wynalazcy – rzecz wydawała się możliwa. Poświęcona temuż Geistowi Sława (pierwotnie pomyślana jako kontynuacja Lalki), rozwijać miała charakterystyczny dla SF topos szalonego wynalazcy zawierającego iście faustowski pakt – już nie z diabłem, a z Nauką. W przypadku Prusa zamiary ukończenia fantastycznonaukowej opowieści spełzły na niczym. Tym większy żal, że zainteresowaniu naukami przyrodniczymi i techniką autor Faraona dawał wyraz w licznych artykułach i odczytach (np. w O odkryciach i wynalazkach z 1873 roku), potwierdzających, że miał wszelkie kwalifikacje, by wielkimi literami zapisać się w dziejach gatunku.
Obok opowieści o „cudownym wynalazku”, pozytywistyczna fantastyka drugiej połowy XIX wieku najczęściej przyjmowała formę popularnonaukowych, beletryzowanych pogadanek służących najpierw i przede wszystkim celom pedagogicznym (obywatelskiemu wychowaniu czy promowaniu etosu pracy). Taka była adresowana do najmłodszych Baśń o niezgodnych królewiczach i królowej perłowego pałacu (1889) J.M. Zaleskiej i, stanowiąca kontynuację tamtej książki, Atlanta, czyli przygody młodego chłopca na wyspie bezludnej (1893) Zofii Urbanowskiej. Również Guciem zaczarowanym (1884) Urbanowska przetarła szlak Erazmowi Majewskiemu, z jego fantastyczno-przyrodniczymi powieściami Doktor Muchołapski (1890) i Profesor Przedpotopowicz (1898), czy Władysławowi Umińskiemu, autorowi ponad trzydziestu powieści popularnonaukowych i wychowawczo-patriotycznych, zwanemu niekiedy „polskim Verne’em”.
Pozytywizm w pewien sposób faworyzował „ścisłowców” wśród polskich fantastów, a nazbyt użytkowy program epoki skłaniał do milczenia prawdziwie wolne duchy. Może dlatego miejsce w kanonie światowej fantastyki jako pierwszy Polak zapewnił sobie dopiero przedstawiciel Młodej Polski. W Trylogii księżycowej, na którą składają się Na srebrnym globie. Rękopis z Księżyca (1903), Zwycięzca (1910) i Stara Ziemia (1911), Jerzy Żuławski połączył wątki fantastyki naukowej, filozoficzną refleksję nad genezą mitu i antyutopijną wizję rozwoju cywilizacyjnego. Znawca gatunku Antoni Smuszkiewicz zauważył, że na przestrzeni trzech tomów polskiemu autorowi udało się w syntetycznym skrócie, niejako mimochodem, zastosować całą gamę chwytów narracyjnych znanych z historii SF Można więc bez przesady uznać, że (jak dotychczas) artystycznie szczytowe osiągnięcie gatunku stało się swego rodzaju podsumowaniem i krytyczną refleksją nad nim samym.
Cuda niewidy i inne wynalazki
Za czasów Młodej Polski i w dwudziestoleciu międzywojennym zbiorową wyobraźnią rządziły zjawiska pozazmysłowe, zaburzenia osobowości i rozwijające się badania nad przyczynami obłędu. Paliwo pisarskiej wyobraźni stanowiła wiara w życie pozagrobowe, w reinkarnację czy fenomeny w rodzaju hipnozy i telepatii. Jeśli jeden biegun ówczesnej fantastyki zajmował Stefan Grabiński, najwybitniejszy przedstawiciel nieracjonalnej fantastyki grozy, to antypody tej samej fantastycznej planety zajmował Antoni Lange, który zjawiska spirytystyczne tłumaczył metodą naukową. Do najbardziej znanych dzieł młodopolskiego poety należy utopijna powieść okultystyczna Miranda (1924) oraz zbiory opowiadań W czwartym wymiarze (1912) i Elfryda (1912). Lange to ciekawy przypadek: choć w swoich utworach często nawiązywał do religii, filozofii i literatury hinduskiej, nieścisłe zainteresowania łączył z (nierzadko szokującymi publiczność) osiągnięciami ówczesnej nauki, takimi jak odkrycia zmierzające do odmłodzenia ludzkiego organizmu czy teoria Einsteina z jego rozważaniami na temat elastyczności czasu.
Z motywem chronomocji ostro rozprawił się Antoni Słonimski. W rozpiętej między latami 2123-1796 Torpedzie czasu (1924) członek grupy „Skamander” opowiedział o, znanych każdemu entuzjaście popkultury, przykrych skutkach poprawiania przeszłości. Tym samym polemizował Słonimski z Vernowską wiarą w wyłącznie uszczęśliwiającą moc technologii, a przy okazji z historiozoficzną werwą wyłamał i poszerzył li tylko rozrywkowe ramy interesującego nas gatunku.
Dwudziestolecie międzywojenne to czas największej popularności tematu „cudownego wynalazku”. Zupełnie serio potraktowany został przez Stefana Barszczewskiego, autora Eliksiru profesora Bohusza (1923), Czandu (1925) czy Jak być mogło (1926). O żywotności rodzimej SF w tamtym czasie świadczy jednak wkraczanie właściwych jej motywów do kolejnych, niekoniecznie poważnych, gatunków. „Cudowny wynalazek” pojawiał się w przygodowych powieściach dla młodzieży (jak Ludzie elektryczni Edmunda Jezierskiego i Telewizor Orkisza Tadeusza Sierzputowskiego), satyrze obyczajowej (przede wszystkim w bogatej twórczości Brunona Winawera, ale także w Roku przestępnym i Bakcylu Jana Karczewskiego) czy społeczno-politycznym paszkwilu ubranym w szatki powieści o przyszłości (System doktora Caro Adolfa Nowaczyńskiego).
Komedie teatralne i powieści obyczajowe wspomnianego Winawera, jak Doktor Przybram (1924), Dług honorowy (1929), Księga Hioba (1921) czy Promienie FF i inne morały (1926), łączy zainteresowanie autora postacią uczonego. Z jednej strony ekscentryczni naukowcy, nieżyciowi wynalazcy, z drugiej zaś cyniczni karierowicze to dwie charakterologiczne strony tej samej groteskowej, z ducha felietonistycznej strategii czołowego humorysty polskiej fantastyki.
Strachy i obawy
Pomimo starań Winawera i Karczewskiego, poprzedzające drugą wojnę utwory o przyszłości wyrastały z coraz powszechniejszych schyłkowych nastrojów panujących w społeczeństwie. Tendencyjne w latach dwudziestych , lecz w latach trzydziestych oparte na rzeczywistości ekonomicznych kryzysów i zbrojnych konfliktów, przekonanie o końcu zachodnioeuropejskiej cywilizacji bardzo rzadko na kartach polskiej powieści zamieniało się w kataklizm totalny. Stało się tak np. w Ostatnim na Ziemi (1928) Wacława Niezabitowskiego. Wbrew ponurej etykiecie, w naszej literaturze katastrofizm najczęściej okazywał się jednak pozorny, ludzkość – możliwa do ocalenia, a fabularna pointa – pokrzepiająca. Jak w Ostatniej godzinie (1913) Tadeusza Konczyńskiego czy Huraganie od Wschodu (1928) Niezabitowskiego.
Z długiego zestawu polskich powieści katastroficznych wyróżniają się dwa utwory Stanisława Ignacego Witkiewicza. W Pożegnaniu jesieni (1927) i Nienasyceniu (1930) Witkacy odmalował losy rozgorączkowanych dekadentów w fantastycznej, przedrewolucyjnej Polsce przyszłości, opisanej jednak na wzór tej międzywojennej. Krytyka współczesności spotyka tu historiozofię w groteskowej, parodystycznej przesadzie, różniącej się znacznie od popularnej, grzeczniejszej wersji SF.
Co prawda światowe konflikty spowolniły rozwój fantastyki naukowej, lecz zaraz po wojnie za pióro chwycił twórca, który nie tylko samodzielnie uzupełnił tę wyrwę, lecz zupełnie zmienił oblicze gatunku, rozsławiając Polskę na globalnej mapie SF stopniu dotąd niespotykanym. Ale to już zupełnie inna historia…
Zachęcamy również do obejrzenia kolekcji cyfrowej Polska fantastyczna na polona.pl.
◊◊◊
Digitalizację materiałów bibliotecznych w ramach projektu „Patrimonium – zabytki piśmiennictwa” dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu oraz Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.
◊◊◊