Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz nie bez wahań poleca. Wanda Grot-Bęczkowska. „Marzycielka”. Warszawa 1900  


Bardzo piękna, już prawie dwudziestoletnia Ania Starzeniecka jest narzeczoną starszego od niej inżyniera Leona Skalskiego. Leon jest też właścicielem obszernego folwarku Zapole, o dziewiętnastu włókach, do którego teraz, by skorzystać z lata, przyjechała Ania z matką. Towarzyszy im Helena, krewna osierocona we wczesnym dzieciństwie. Muzyka jest jedynym zaintresowaniem i pasją Ani. Dla muzyki całkim zaniedbuje Leona, który sądzi, że dwie lub cztery czy nawet sześć godzin dziennie powinno całkiem wystarczyć na granie i słuchanie muzyki. W dodatku tylko rozmowy o muzyce są wyłącznym tematem zdolnym zająć Anię.

Leon miał nadzieję, że na wsi oderwanie od lekcji, koncertów przekona narzeczoną, że istnieją jeszcze inne przyjemności.

Jej uporczywe przywiązanie do instrumentu sprawiło, że Leon postanowił zamykać fortepian na klucz i tylko chwilami go udostępniać. Na to Ania prosi, by fortepian wniesiono do jej sypialni.

Majówka urządzona w ostatnim dniu czerwca sprowadziła do Zapola mnóstwo gości. Pomagająca w kuchni Helena układa w koszykach ciasta, w wazonach bukiety.

– Jaka to rozkosz posiadać własne kwiaty, swoje owoce – szczebioce Helena. – Co za szczęście gospodarować u siebie. Każda pora roku ma swoje zajęcia, swoje powaby.

– Czy pani już występowała? pyta Anię, przysiadając się, Tola Wolicka. Przed kilku miesiącami słyszałam za granicą Bardzkiego. Oczywiście, nazwisko wielkiego artysty i kompozytora nie jest  pani obce? Ach, jak on gra!

– Pani słyszała Bardzkiego? wykrzyknęła olśniona Ania.

– Tęsknię od tej chwili… Bardzki nie grał dotąd w Warszawie.

– Gra jego pozostawia wrażenie na całe życie.

– Szczęśliwa pani! – szepcze Ania. Co grał Bardzki?

– Fantazję F-mol Chopina, koncert Saint Säensa i Intermezzo W błyskawiczną noc. – Ale jak grał!

– Bardzki w sezonie zimowym wybiera się do Warszawy.

Siedząca z boku Misia Orska mówi półgłosem – gdyby kazano mi ożenić się z artystką uciekłabym na kraj świata. Niepodobna przypuścić, aby artystka potrafiła być dobrą żoną i matką. Co pani o tym sądzi?

– Ania z każdym dniem nabiera przekonania, że obowiązki, rodzina krępują, wiążą, przybijają do ziemi artystę. Jej miłość dla sztuki jest jabłkiem niezgody pomiędzy nią a Leonem. On w pragnieniach nigdy nie zjednoczy się z nią, nie zrozumie jej.

Kolejnego dnia trwa zła pogoda, z nieustającym deszczem od samego rana. Śniadanie upływa w milczeniu. Anię ożywia znaleziona w dziennikach zapowiedź koncertu z udziałem znakomitego skrzypka i cenionego pianisty.

Symfonia Heroiczna, czyta głośno Ania, koncert Beethovena, Fantazja Szkocka Brucha. Oczy Ani takim ogniem błyszczą, jakiego nigdy w nich nie widział Leon, gdy w najczulszych słowach wyrażał swe uczucia.

Ania odsunęła filiżankę z herbatą i przypadła do rąk matki. – Pojedziemy, mateczko?

– Czy warto dla paru godzin spędzonych na koncercie znosić trudy wielomilowej podróży? pyta matka Leona.

– Czy warto? – Oczy Ani rozszerzyły się ze zdumienia.

– Poszłabym chętnie pieszo proszę pani – zapewnia z zapałem.

– Nie masz litości Aniu. Cioteczka jest tak wrażliwa na trudy podróży, wtrąca się Helena. – Tak jej szkodzi zmęczenie. Miałaś już chyba dosyć tych przyjemności koncertowych.

Ania powstrzymuje łzy. – Przecież musi bywać na koncertach, rozwijać się ku celowi, jaki sobie obrała.

W dalszej rozmowie pojawia się nazwisko pianisty i kompozytora Hugo Bardzkiego. Nawet damy z najwyższej arystokracji poczytują sobie za szczęście, gdy raczy z nimi rozmawiać.

Tu Leon, by dokuczyć Ani, wybuchnął śmiechem. – Bo blagier, komediant. Zareklamowało go pewne kółko znajomych, a głupiutka publiczność pasowała go zaraz na wyjątkowego, niezrównowanego artystę.

Ania: Przecież tworzy dzieła, które ogół ocenia.

– Taki dobry środek zarobkowy, jak każdy przemysł. Za lat kilka, kilkanaście, gdy Bardzki przestanie być w modzie, zapomną o nim, jak o innych zapomnieli.

Na bladej twarzy Ani zapaliły się rumieńce. Tłumiąc dreszcz, uderza kilka silnych akordów, by potem miękko, łagodnie pieścić się z melodią Bardzkiego, rzuconą jako wyzwanie Leonowi. Nie skończyła jednak i rozpłakała się.

Dalsza część tej opowieści jest taka.  Ania poznaje na koncercie Bardzkiego. Ich znajomość przeradza się w związek. Podróżują i koncertują razem. Niestety, w końcu nie są szczęśliwi…

Wanda Grot-Bęczkowska „Marzycielka” w POLONIE

-https://polona.pl/item/marzycielka-powiesc-wspolczesna,MTEwMDQyMTA/6/#info:metadata

 Andrzej Dobosz nie bez wahań poleca. Wanda Grot-Bęczkowska „Marzycielka”. Warszawa 1900  

Bardzo piękna, już prawie dwudziestoletnia Ania Starzeniecka jest narzeczoną starszego od niej inżyniera Leona Skalskiego. Leon jest też właścicielem obszernego folwarku Zapole, o dziewiętnastu włókach, do którego teraz, by skorzystać z lata, przyjechała Ania z matką. Towarzyszy im Helena, krewna osierocona we wczesnym dzieciństwie. Muzyka jest jedynym zaintresowaniem i pasją Ani. Dla muzyki całkim zaniedbuje Leona, który sądzi, że dwie lub cztery czy nawet sześć godzin dziennie powinno całkiem wystarczyć na granie i słuchanie muzyki. W dodatku tylko rozmowy o muzyce są wyłącznym tematem zdolnym zająć Anię.

Leon miał nadzieję, że na wsi oderwanie od lekcji, koncertów przekona narzeczoną, że istnieją jeszcze inne przyjemności.

Jej uporczywe przywiązanie do instrumentu sprawiło, że Leon postanowił zamykać fortepian na klucz i tylko chwilami go udostępniać. Na to Ania prosi, by fortepian wniesiono do jej sypialni.

Majówka urządzona w ostatnim dniu czerwca sprowadziła do Zapola mnóstwo gości. Pomagająca w kuchni Helena układa w koszykach ciasta, w wazonach bukiety.

– Jaka to rozkosz posiadać własne kwiaty, swoje owoce – szczebioce Helena. – Co za szczęście gospodarować u siebie. Każda pora roku ma swoje zajęcia, swoje powaby.

– Czy pani już występowała? pyta Anię, przysiadając się, Tola Wolicka. Przed kilku miesiącami słyszałam za granicą Bardzkiego. Oczywiście, nazwisko wielkiego artysty i kompozytora nie jest  pani obce? Ach, jak on gra!

– Pani słyszała Bardzkiego? wykrzyknęła olśniona Ania.

– Tęsknię od tej chwili… Bardzki nie grał dotąd w Warszawie.

– Gra jego pozostawia wrażenie na całe życie.

– Szczęśliwa pani! – szepcze Ania. Co grał Bardzki?

– Fantazję F-mol Chopina, koncert Saint Säensa i Intermezzo W błyskawiczną noc. – Ale jak grał!

– Bardzki w sezonie zimowym wybiera się do Warszawy.

Siedząca z boku Misia Orska mówi półgłosem – gdyby kazano mi ożenić się z artystką uciekłabym na kraj świata. Niepodobna przypuścić, aby artystka potrafiła być dobrą żoną i matką. Co pani o tym sądzi?

– Ania z każdym dniem nabiera przekonania, że obowiązki, rodzina krępują, wiążą, przybijają do ziemi artystę. Jej miłość dla sztuki jest jabłkiem niezgody pomiędzy nią a Leonem. On w pragnieniach nigdy nie zjednoczy się z nią, nie zrozumie jej.

Kolejnego dnia trwa zła pogoda, z nieustającym deszczem od samego rana. Śniadanie upływa w milczeniu. Anię ożywia znaleziona w dziennikach zapowiedź koncertu z udziałem znakomitego skrzypka i cenionego pianisty.

Symfonia Heroiczna, czyta głośno Ania, koncert Beethovena, Fantazja Szkocka Brucha. Oczy Ani takim ogniem błyszczą, jakiego nigdy w nich nie widział Leon, gdy w najczulszych słowach wyrażał swe uczucia.

Ania odsunęła filiżankę z herbatą i przypadła do rąk matki. – Pojedziemy, mateczko?

– Czy warto dla paru godzin spędzonych na koncercie znosić trudy wielomilowej podróży? pyta matka Leona.

– Czy warto? – Oczy Ani rozszerzyły się ze zdumienia.

– Poszłabym chętnie pieszo proszę pani – zapewnia z zapałem.

– Nie masz litości Aniu. Cioteczka jest tak wrażliwa na trudy podróży, wtrąca się Helena. – Tak jej szkodzi zmęczenie. Miałaś już chyba dosyć tych przyjemności koncertowych.

Ania powstrzymuje łzy. – Przecież musi bywać na koncertach, rozwijać się ku celowi, jaki sobie obrała.

W dalszej rozmowie pojawia się nazwisko pianisty i kompozytora Hugo Bardzkiego. Nawet damy z najwyższej arystokracji poczytują sobie za szczęście, gdy raczy z nimi rozmawiać.

Tu Leon, by dokuczyć Ani, wybuchnął śmiechem. – Bo blagier, komediant. Zareklamowało go pewne kółko znajomych, a głupiutka publiczność pasowała go zaraz na wyjątkowego, niezrównowanego artystę.

Ania: Przecież tworzy dzieła, które ogół ocenia.

– Taki dobry środek zarobkowy, jak każdy przemysł. Za lat kilka, kilkanaście, gdy Bardzki przestanie być w modzie, zapomną o nim, jak o innych zapomnieli.

Na bladej twarzy Ani zapaliły się rumieńce. Tłumiąc dreszcz, uderza kilka silnych akordów, by potem miękko, łagodnie pieścić się z melodią Bardzkiego, rzuconą jako wyzwanie Leonowi. Nie skończyła jednak i rozpłakała się.

Dalsza część tej opowieści jest taka.  Ania poznaje na koncercie Bardzkiego. Ich znajomość przeradza się w związek. Podróżują i koncertują razem. Niestety, w końcu nie są szczęśliwi…

Wanda Grot-Bęczkowska „Marzycielka” w POLONIE