Trudno wyobrazić sobie Tadeusza Gajcego jako stulatka, a właśnie w tym roku minęła setna rocznica jego urodzin. W naszych wyobrażeniach poeci umierają młodo, a poeci powstania warszawskiego – bardzo młodo. Gajcy cieszył się życiem zaledwie 22 lata i w tak krótkim czasie dał się poznać jako poeta dorównujący Baczyńskiemu.
Gdy wybuchła wojna miał 17 lat. Zaczął studiować na tajnych kompletach Uniwersytetu Warszawskiego, a zadebiutował w nie mniej trudnych i dramatycznych warunkach na łamach tajnej prasy. W tak niesprzyjających okolicznościach wydał dwa tomy poezji. Mając 22 lata, poszedł jak inni na barykady i zginął w bojach na Starym Mieście. Jeden z pokolenia Kolumbów, którzy nie doczekali wolności, jeden z tych, których utwory zadziwiają nas dziś swoją siłą i ekspresją – mimo że tworzone przez młodzieńców, którym nie dane było zwyczajnie kończyć liceów i chodzić na wykłady uniwersyteckie. Debiutowali w pismach, których samo posiadanie mogło zaprowadzić do obozu śmierci.
Dusza na wskroś artystyczna
Znajoma poety, Zofia Orszulska, w audycji radiowej „Portret pisarza” wspominała Tadeusza Gajcego jako chłopaka wyjątkowego uroku, świetnie zbudowanego, choć niezbyt wysokiego, bardzo ruchliwego i tryskającego humorem. Wydawał się jej zupełnie nie pasować do wierszy pisanych w duchu katastrofizmu. Edmund Misiołek w 1946 roku na łamach „Dziennika Bałtyckiego” napisał: „W rozmowie objawiał się nam marzyciel, tragiczny, tęskniący w czasie wojny do sielanki, Cygan indywidualista, dusza na wskroś artystyczna. Atmosfera kuli i walki, roztaczająca się w jego poezji, podparta autopsją, daje wygłos dzielności wewnętrznej (…). Lecz dla nas wówczas jedynie ważna była owa dzielność »rzeczywista«, pytanie, czy poeta umiałby czynem zaświadczyć swoim szczytnym pojęciom. I drugie: czy poezja jego stanie się wyrazicielką epoki, świadectwem na miarę swego czasu. Nie wiedzieliśmy, że w naszym młodym towarzyszu zapadła już nieodwołalna decyzja: kategoryczny imperatyw jedności życia i poezji, wola pełnego integralnego człowieczeństwa. Jego na wskroś artystowskiej konstytucji duchowej przychodziło z najwyższym trudem poddać się – poza sztuką – innym koniecznościom i więzom. Jego zdrowy, harmonijny humanizm zwracał go przecież uparcie z nieba poezji ku ziemi i światu, ku doli i niedoli rzeczywistego życia, ku losom narodowej wspólnoty”.
Określenie „marzyciel tragiczny” dobrze oddaje naturę poety. Nie można też zapominać o cechach buntownika.
Gajcy polemizował z literackimi poprzednikami, zarzucając poetom Skamandra bezideowość i koniunkturalizm, a Awangardzie Krakowskiej – „ekwilibrystykę intelektualną”. Nawiązywał raczej do katastrofizmu twórczości poetów Drugiej Awangardy.
Wprawdzie pisać wiersze zaczął bardzo wcześnie, ale jako szesnastolatek tamte próby poetyckie uznał za bezwartościowe i niszcząc je, postanowił rolę poety potraktować poważnie. W wierszach z przełomu lat 1938/1939 , utrzymanych w tonie refleksyjnym, z dużą nutą pesymizmu, niewolnych od buntu, próbuje wniknąć w istotę świata, losu i rolę przeznaczenia w życiu człowieka.
Nie zawsze identyfikował się ze swoimi kolegami. Inaczej patrzył na rolę poety. Odrzucał tworzenie wierszy łatwych, dostosowanych do gustu czytelników, pisząc o brutalnej rzeczywistości, nie epatował okropnościami wojny wprost. W jego utworach można znaleźć poruszające wizje apokaliptyczne, obfitujące w niezwykłe metafory. Co ciekawe, jego śmiałe skojarzenia wzięte są z mowy potocznej.
Śladami Homera
W tych tragicznych czasach, w których przyszło żyć Gajcemu, ludzie dojrzewali szybciej, a gwałtowna śmierć znana im była nie z filmów i nie z literatury, ale z codziennego życia. Być może stąd brała się w nich owa tęsknota do klasycznej Grecji, w której zafascynowały młodych literatów dopiero co przerobione utwory poetów i dramaturgów Hellady?
Gajcy, posługujący się pseudonimami Karol Topornicki i Roman Oścień, zajmował się też tłumaczeniami fragmentów dzieł m.in. Homera, co można traktować jako wprawkę do powstania sztuki Homer i Orchidea, którą można by nazwać poematem o śmierci, bo jej stygmatem naznaczony jest od początku. Mimo to jednak nie zawiera miazmatów rozkładu. Tchnie afirmacją, choć jest rodzajem artystycznego testamentu. W utworze tym nietrudno zauważyć podobieństwo między życiem poety a losem tytułowego bohatera, w którym żona widzi raczej kochanego „słabeusza” niż starożytnego herosa. I oto na tych dwoje młodych, zwyczajnych ludzi spada z całą mocą cierpienie i niechęć ludzka, skazująca ich na wygnanie. Traktują je jako wyraz wyzwania, rodzaj przeznaczenia. Świadomie przyjęte, prowadzi ich ku wewnętrznej sile i głębi. Pomaga w nieustannej walce ze zniechęceniem. Bo, jak mówi Gajcy, „tylko wybrani są nieszczęśliwi”. A życie jest zadaniem do wypełnienia, tym cięższym, im się jest więcej obdarowanym.
Miłość bez jutra
Poetycką drogę rozpoczynał od liryki tyrtejskiej, by z czasem realizować własną wizję poezji. W wierszach Gajcego nie dostrzeżemy łatwego patriotyzmu.
Jako poeta zadebiutował w 1942 roku wierszem Wczorajszemu. Debiut został dostrzeżony, a za kolejne utwory – Uderzenie, Śpiew murów i Rapsod o Warszawie – otrzymał nagrody „Biuletynu Literackiego”. W utworze Przed odejściem ukazał mistyczny sens ofiary w imię miłości do ludzi i ojczyzny. Jego wiersze, pisane pod wrażeniem wojny i okupacji, naznaczone są piętnem tragizmu. Gajcy zdaje się jednak nie ubolewać nad nieuchronnym przeznaczeniem. Przyjmuje to z godnością. Duże wrażenie robią jego erotyki inspirowane miłością do Wandy Sucheckiej, zwłaszcza utwór Miłość bez jutra.
W chwili wybuchu II wojny światowej zgłosił się do wojska. Ponieważ miał dopiero 17 lat, nie został przyjęty. Został więc junakiem Przysposobienia Wojskowego. Uczestniczył w kursach Biura Informacji i Propagandy. W 1943 roku brał udział w złożeniu wieńca pod pomnikiem Kopernika. Wieniec z biało-czerwoną szarfą ozdobiony był napisem „Genialnemu Polakowi, Mikołajowi Kopernikowi, w 400-ną rocznicę śmierci – Podziemna Polska”. Składających wieniec ostrzelano. Gajcy cudem uniknął wówczas śmierci. Zginął 16 sierpnia 1944 roku w powstaniu warszawskim jako żołnierz Armii Krajowej. Jego życie i osobowość inspirowała pisarzy i poetów. Dla Romana Bratnego Gajcy stał się pierwowzorem postaci Karola Dębowego w powieści Kolumbowie. Rocznik 20. Kilka wierszy (m.in. Leży Gajcy) oraz poematów poświęcił mu też Czesław Miłosz.