- Andrzej Dobosz bardzo stanowczo odradza. “Ze świata ułudy. Wybór pism teatralnych” Józefa Kotarbińskiego. Kraków 1926
- Wincenty Pol – poeta, geograf, akademik
Stefan Witwicki napisał własne Ballady i romanse, a do jego wierszy tworzyli muzykę Chopin i Moniuszko. Zasłynął z parafrazy słów „Jeszcze Polska nie zginęła”. Wielbił Mickiewicza, ale nie bezkrytycznie, ułożył też słowa do jednej z najbardziej znanych piosenek biesiadnych Pije Kuba do Jakuba, pisał wiersze patriotyczne i religijne. Ostatnie chwile jego życia opisał Norwid w Czarnych kwiatach.
Zmarły przed 175. laty polski poeta romantyczny i publicysta urodził się na Podolu w Janowie 13 września 1801 roku. Ukończył słynne Liceum Krzemienieckie, w którym wykładowcami byli jego ojciec i szwagier. Po przenosinach do Warszawy podjął pracę w Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Na warszawskie salony wprowadzał go wuj Józef Lipiński – wizytator generalny szkół w Królestwie Polskim. Poznał wtedy Chopina, Mochnackiego i Odyńca. Przyjaciele mówili o nim „pan Mery”, bo takie imię nosił jego chart, z którym lubił spacerować po warszawskiej Starówce.
Wątłe zdrowie nie pozwoliło mu na udział w powstaniu listopadowym. Włączył się więc w tę walkę jako poeta, pisząc kilka wierszy patriotycznych oraz, w 1830 roku, parafrazę Mazurka Dąbrowskiego. Dwie pierwsze jego zwrotki brzmiały następująco:
Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy.
Со nam оbса moc wydarła, mocą odbierzemy.
Co wszczęła rozpacz, tо dokona męstwo.
Marsz, marsz Dąbrowski, Bóg nam da zwycięstwo!
Ojczyzna z grobu wstająca, woła do swych dzieci:
Kto mój syn, kto prawy Polak, niech dо boju leci!
O matko nasza! О Ojczyzno święta!
My twoje dzieci, my skruszym twe pęta.
W latach 1824–1825 wydał dwa tomy Ballad i romansów. Krytyka zarzucała im niedostatki formalne i wtórność wobec dzieła Mickiewicza, ale dzięki temu stało się o nich głośno. Poeta utrwalił w nich obraz Krzemieńca jako baśniowej, romantycznej krainy. A siła legendy często góruje tu nad prawdą historyczną. Ukraina jako kraina dzieciństwa była dla niego miejscem magicznym, do którego zawsze wracał myślami, szczególnie na emigracji w Paryżu, na którą zdecydował się w 1832 roku.
W jego twórczości znalazły się, oprócz pieśni biesiadnych ze słynną Pije Kuba do Jakuba, także wiersze religijne. Poezje biblijne (1830), zbiór wierszy modlitewnych Ołtarzyk polski, dziennik z okresu powstania. A na emigracji Wieczory pielgrzyma (1837–1845) czy Listy z zagranicy (1842).
Łatka epigona, którą przypięto Witwickiemu po jego Balladach i romansach sprawiła, że w podobny sposób potraktowano jego dramat Edmund. Krytycy uznali go za dzieło epigońskie wobec wzorców, jakie wyznaczyły Cierpienia młodego Wertera. Tymczasem, jak przekonują Halina Krukowska i Jarosław Ławski we wstępie do wydania utworu z 2015 roku w Naukowej Serii Wydawniczej „Czarny Romantyzm”, wiele na to wskazuje, że Edmund był utworem inaugurującym nowy etap rozwoju kultury romantyzmu, choć oczywiście do wzorców, postaci i estetyk wczesnej romantyki się odnosił.
Witwicki a Mickiewicz
Wielkim wyróżnieniem dla Stefana Witwickiego był z pewnością fakt, że został doceniony przez Adama Mickiewicza. Autor Grażyny zwrócił uwagę na niego jako publicystę. Tak pisał o nim w liście do Odyńca z Petersburga w lipcu 1828 roku:
„Witwicki bardzo nas zadziwił. Artykuł o reputacjach [pisarzy] wyborny! stylem wcale nie warszawskim, bo czystym, jasnym i mocnym. Witwicki mógłby wielką zrobić literaturze przysługę, zajmując się historią literatury i krytyką”.
Tytuł Ballady i romanse, zaczerpnięty świadomie z Mickiewicza, był oczywiście nie tylko zwykłym – jak powiedzielibyśmy dziś – posunięciem marketingowym. Z legendą Mickiewicza Witwicki mierzył się kilkakrotnie. W 1827 roku w Warszawie wydał balladę Romantyczność (incipit: „Dokąd mnie wiedziesz o duchu ciemności?”). Uczynił to anonimowo i z komentarzem, z którego wynika, iż nie udało mu się jej umieścić w żadnym periodyku, jak również należy ją traktować jako akces do obozu romantyków.
Stefan Witwicki traktował autora Dziadów z wielką atencją. Na pewno jednak nie był w stosunku do niego bezkrytyczny. Jako baczny czytelnik Pana Tadeusza dokonał nowatorskiej analizy tego dzieła. Dostrzegł kwestię zazwyczaj niedostrzeganą bądź pomijaną w analizach Mickiewiczowskiego poematu. A mianowicie ironiczny dystans narratora do przedmiotu opowiadania, o czym przypomina Olaf Krysowski w „Roczniku Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza XL/2005”.
Witwicki zwrócił uwagę, że dawna Rzeczpospolita jest pokazana „raczej z szarego końca i w taratatce folwarcznej, zaściankowej; wreszcie już upstrzona i rozrabiana cudzoziemszczyzną, co pójść naturalnie musiało za osadzeniem treści poematu w czasach porozbiorowych i ostatnich. Mickiewicz […] wprowadziwszy się w towarzystwo Rózeczek, Brzytewek, Scyzoryków, Konewek i tym podobnych różnego rodzaju oryginałów, był prawie w położeniu magnata, który znachodząc się przypadkiem i na moment w jakiejś niskiej i niewłaściwej sobie kompanii, nie umie szczerze przyjąć jej tonu, a chcąc być z nią w mierze, łatwo przesadza. […] Życzyć należy, iżby się nie zaprowadziło u nas w modę mówiąc o rzeczach przeszłych obracać one w żart, w ironię” (cytat pochodzi z drugiego zeszytu wydawanych przez Witwickiego Wieczorów pielgrzyma, s. 30–31).
Za niezrozumiałe uznał też w Panu Tadeuszu skierowanie inwokacji do Litwy, a nie Polski. „Nie masz […] u nas żadnego, co by nie wiedział, że ojczyzną twórcy Grażyny i Wallenroda, dla której on od pierwszej swej młodości ponosił więzienia, wygnania i dziś cierpi tułactwo, jest nie ten lub ów kawałek Polski, ale cała Polska. Nie mógłże to Mickiewicz zawołać: Polsko! ojczyzno moja!” – pisał we wspomnianych Wieczorach pielgrzyma.
Nie wybaczył też Mickiewiczowi przystąpienia do kręgu Towiańczyków. Miał głęboką nadzieję, że nasz narodowy wieszcz zawróci z tej niezrozumiałej drogi, by pozostać „wiernym chrześcijaninem, wielkim pisarzem, chlubą i przykładem ziomków”.
W Objaśnieniach do IV księgi Pana Tadeusza Adam Mickiewicz wspominał: „Niektóre miejsca w pieśni czwartej są pióra Stefana Witwickiego”.
Pod koniec życia przyjaźnił się z Cyprianem Kamilem Norwidem, który utrwalił go w swych Czarnych kwiatach. Możemy przeczytać tam o ostatnich chwilach życia Witwickiego, którego postępujący ból kręgosłupa i nóg odizolował od świata. Wewnętrzny, pielęgnowany przez lata obraz rodzinnej ziemi ujawnia się w przedśmiertnej halucynacji poety: „[…] Witwicki wpadł w lekki, bardzo błogi, ale widzialny obłęd – i zaczął tu i owdzie wskazywać ręką i zatrzymywać się: …A to (mówił) co to za kwiat jest?… ten kwiat, proszę cię (a nie było kwiatów w mieszkaniu), jak to się nazywa ten kwiat u nas?… to tego pełno jest w Polsce… i te kwiaty… i tamte także kwiaty… to jakoś u nas zwyczajnie nazywają…”.
Mimo osamotnienia i postępującej choroby kręgosłupa postanowił udać się do Rzymu, by wstąpić do zakonu zmartwychwstańców. Tam zmarł 15 kwietnia 1847 roku, zarażając się ospą. Został pochowany na tamtejszym cmentarzu Campo Verano.
Przypominając postać Stefana Witwickiego w 175. rocznicę śmierci, nie sposób nie zgodzić się z cytowanymi już Haliną Krukowską i Jarosławem Ławskim, że Stefan Witwicki i cała jego twórczość czekają na nowe odczytanie. Dzieje polskiego romantyzmu domagają się uzupełnienia o teksty, które, jak Edmund, czytane po blisko dwustuletniej przerwie zdają się odsłaniać nowe oblicze kultury pierwszej połowy XIX wieku.