- Andrzej Dobosz bardzo poleca. Znakomici mężowie polscy w XVIII wieku. Wizerunki skreślone przez Juliana Bartoszewicza
- Jan Andrzej Morsztyn, między poezją a polityką
Andrzej Dobosz bardzo gorąco poleca. Michał Baliński. Wspomnienie jednego dnia wędrówki po kraju
Michał Baliński wyrusza w połowie sierpnia z Radomia. Zauważa tam obszerny gmach, dobrze otynkowany, mieszczący wówczas hipotekę. Czyni osobliwą uwagę, że mury jej odnowieniem z poważnej rdzy czasu zostały otarte.
Celem jego wędrówki jest Zwoleń. Droga prowadzi przez rzadki, słoneczny las dębowy. W Zwoleniu Baliński zaczyna od zwiedzania kościoła parafialnego. Odnajduje w nim bez trudu marmurowy nagrobek Jana Kochanowskiego, wojskiego sandomierskiego. Przepisuje starannie obszerny tekst łaciński i podaje polskie tłumaczenie. Ogląda też jeszcze trzy inne pomniki poświęcone rodzinie poety. Jeden, z czarnego marmuru, ufundował Jan pamięci rodziców, Piotra i Anny.
Pół wieku temu przygotowywałem indeks nazw osobowych do wydawanego przez Państwowy Instytut Wydawniczy zbioru rozpraw krakowskiego historyka, profesora Henryka Barycza. Połowę tomu zajmowało studium O tradycjach intelektualnych rodziny Kochanowskich. Przed wiekiem siedemnastym kilkudziesięciu Kochanowskich czymś się wyróżniło. Jeśli nie działalnością literacką, to podróżami zagranicznymi, wykształceniem lub nauczaniem, działalnością publiczną, udziałem i mowami na sejmikach i sejmach.
Dzięki Balińskiemu dowiedziałem się, że Jan miał pięciu braci i cztery siostry. Jednym z braci był Adam, sprawujący urząd sędziego, mający w Zwoleniu nagrobek z czerwonego marmuru. Najwybitniejszy po Janie był tłumacz Jerozolimy Tassa, Piotr.
Piotr, bezżenny, przez pół życia wędrował po Europie, jako Kawaler Maltański walczył na morzach. Przez kilka lat mieszkał na Malcie. Dopiero pod koniec życia wrócił do kraju i zmarł w Krakowie.
Baliński opuszcza Zwoleń, jadąc bitym traktem w stronę Puław. Mija po drodze Łagów, gdzie po ostatniej wojnie odbywały się letnie plenery wszystkich w kraju akademii sztuk pięknych, co świadczy o szczególnej urodzie tego miejsca. Dojeżdża do Janowca nad Wisłą. Podziwia tam wzniesiony około 1540 roku przez Piotra Firleja obszerny zamek z białego piaskowca. Opuszczony od trzydziestu lat zamek zaczynał popadać w ruinę. Mury, wieże i baszty stały nienaruszone, gorzej było z dachem. W świetle zachodzącego słońca wspaniale przedstawiała się okolica. Baliński dociera do Wisły, którą ma przebyć promem, by znaleźć nocleg w leżącym po drugiej stronie rzeki Kazimierzu. W świetle księżyca zamek zdawał się ogromnieć. Przewoźnik długo nie dopływał. Zaczął tłumaczyć, że powodem opóźnienia było stado wilków chcące zagryźć wracające z nabożeństwa kobiety. Już na kazimierskim brzegu poznał kobietę, która w ten sposób straciła matkę staruszkę, a po paru dniach zwierzę na jej oczach rozszarpało pięcioletnią córkę.
W wozie, którym miał dojechać do samego Kazimierza, prócz woźnicy było jeszcze paru wieśniaków z kosami. Woźnica przynaglał konie, bojąc się wilków. Ja wielokroć wczesną nocą odbywałem w świetle księżyca spacery nad Wisłą bez cienia niepokoju.
Po drodze Baliński mijał zwaliska dawnych spichlerzy wzniesionych tu przez twórcę miasteczka, Kazimierza Wielkiego. Stąd liczne statki zabierały pszenicę do Gdańska, skąd odpływała na Zachód Europy.
Przed snem ogląda jeszcze kamieniczki okalające kwadratowy rynek. Przechadza się pod arkadami, przypatruje ozdobom murów.
Natomiast od strony dwudziestej siódmej do końca, to jest strony czterdziestej szóstej, jest przepisany dosłownie Privilej albo fundus miasta Janowcza z roku 1540.
Sewczi mieszczij wsisczi kolegią czeliadzi folwarkow naszich w imieniu janowieczkim, będączich, powinni zawzdij zaroskazaniem urzędnika naszego bothij robić. Itd.
◊◊◊
Digitalizację materiałów bibliotecznych w ramach projektu „Patrimonium – zabytki piśmiennictwa” dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu oraz Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.
◊◊◊