- Karol Beyer: pierwszy fotograf Warszawy
- Andrzej Dobosz gorąco poleca. Michał Budzyński (1811–1864). Wspomnienia z mojego życia.
Andrzej Dobosz poleca. Stanisław Egbert Koźmian (1811-85). Podróż nad Renem i w Szwajcaryi w roku 1846 odbyta
Koźmian wsiadł w Kolonii na statek płynący Renem do Bazylei, mijając po drodze Bonn, Koblencję. Wśród cudzoziemskich pasażerów, głównie Anglików, Koźmian rozpoznał w ruchliwym, łatwo nawiązującym znajomości młodym człowieku rodaka. Ów Władysław odbywający do Szwajcarii swą pierwszą zagraniczną podróż, poprosił autora, by mógł mu towarzyszyć, korzystając z jego rad. Odtąd obok opisów mijanych miejsc, dygresje dotyczące ich historii są wypowiadane na użytek Władysława. Tak dowiadujemy się o udziale Polaków na Soborze Bazylejskim. W Bazylei podróżni opuszczają statek i dalszą wędrówkę odbywają wynajmowanymi powozami bądź w dużych partiach pieszo.
Zurich wydał im się miastem ponurym, co w części wynikało z protestanckiej oschłości mieszkańców. W ratuszu obejrzeli ogromne malowidło przedstawiające z wielką dokładnością wszystkie gatunki ryb żyjących w miejscowym jeziorze.
Zachwycając się mijanymi widokami Koźmian zwraca uwagę młodego towarzysza na doskonałość nawodnienia szwajcarskich łąk. Krowy sprowadzane stąd do Polski, na lichych, szybko wysychających pastwiskach wkrótce się degenerują. Władysław ma w kraju dobra i zamierza po powrocie zająć się ich zarządem. Powinien więc zebrać wiadomości o udoskonaleniu łąk i uprawie roślin pastewnych. Koźmian ubolewa, że kartofle uprawiane na użytek gorzelni zajmują u nas coraz więcej gruntów. Szczególny jego żal budzi zaniedbanie pszczelarstwa. Pretekstem jest stół w gospodzie zastawiony miodem w rozmaitych postaciach. W poniewierkę poszły u nas pszczoły, zaniedbaliśmy pasieki, trzebiąc nieoględnie bory poniszczyliśmy barcie, tracąc tak ważne źródło zdrowia i bogactwa narodowego.
W wieku XVI dochód z wywiezionego zagranicę miodu i wosku przekroczył zyski z wywozu drzewa. Dziś wosk potrzebny do świec kościelnych musimy sprowadzać z sąsiednich krajów. Następuje sześćdziesiąt stron szczegółowych wiadomości o życiu pszczół i budowie uli. Doradza by dwory obsadzać dookoła lipami. Cytowany jest Szekspir wspominający pszczoły w Henryku V . W wieku XVII obliczono, że poczynając od starożytności 600 autorów zajmowało się pszczelnictwem.
Gdy na górze Kamor w kantonie Appenzell zabłysło słońce, podróżni zobaczyli swoje cienie rozciągające się kilkadziesiąt metrów w dół. To stało się pretekstem, dla którego Koźmian na kolejnych 38 stronach książki (151-188) zamieścił swój dobry przekład Przedziwnej historii Piotra Schlemihla pióra niemieckiego romantyka Adalberta von Chamisso. O tym tłumaczeniu nie wiedzieli Maria Kurecka i Witold Wirpsza, którzy w roku 1961 wydali w PIW-ie nowy przekład tej baśni, o człowieku który sprzedał swój cień. Koźmian opowiada Władysławowi dzieje Schlemihla, słowem nie wymieniając nazwiska prawdziwego autora.
Idąc pieszo rozmawiają o sytuacji społecznej w ojczyźnie, o konieczności oczynszowania włościan. Koźmian obawia się, że obce rządy nie dozwolą szlachcie by uposażyła włościan, podsycając antagonizm między stanami. Dalej jest mowa na temat obyczajów. W Szwajcarii zamożni chodzą jak prości wyrobnicy w burych półfraczkach ze srebrnym zegarkiem i łańcuszkiem u kamizelki, a posażne ich córki same chodzą do udoju i wyrabiają masło i sery.
Widok lodowca skłania Koźmiana do omówienia pięciu rodzajów lawin.
- Złożone z miękiego, jeszcze mrozem niezbitego śniegu, jak by zamieć, spadają w zimie i są niebezpieczne, bo wicher, który je pędzi, obala wszystko przed sobą. Domy, drzewa, nawet lasy, łatwe jednak do rozkopania, pozwalają czasem uratować się ludziom i bydłu.
- Wielkie lawiny obrywają się tylko na wiosnę, gdy śnieg zacznie tajać. Toczą się ze skał, porywając ziemię, pnie drzew, głazy. Są mniej szkodliwe, bo spadają zawsze z tych samych miejsc, w jednym kierunku i łatwo przewidzieć czas ich spadku.
- Ześlizgliwe, suną zwolna po niezbyt stromych pochyłościach, zatrzymują się przy każdej poważniejszej przeszkodzie i jeśli jej nie zwalą, rozdzielają się na kilka, zdarzają się tylko na południowych stokach gór.
- Grzmotne, tworzą się w górach mających prostopadłe ściany. Gdy nagromadzi się tam wielką ilość śniegu, wtedy lada ruch powietrza, trzask bicza wystarcza by lawina runęła. Pęd powietrza jest tak potężny, że znajdowano zdruzgotane chaty, ludzi uduszonych w znacznej odległości od toru lawiny.
- Letnie, zdarzają się tylko na najwyższych piętrach gór, nie szkodzą więc ludziom i bydłu. Przestawiają natomiast wspaniały widok srebrzystej rzeki spadającej ze skały na skałę, czemu towarzyszą grzmoty.
W kolejnej gospodzie przyjaciele spotykają Anglików, którzy na wiadomość, że mają do czynienia z Polakami, podpisują się swą wiedzą o kraju, w którym życie jest jedną wielką ucztą. Słyszeli nawet o pewnym obiedzie, który trwał trzy lata.
Wreszcie Andrzej Edward żegna Władysława, doradzając mu jeszcze zwiedzenie Berna, Fryburga, wybrzeży jeziora Genewskiego, przełęczy Simplon i Mont Blanc. Jesienią warto zobaczyć jeziora północnych Włoch, gdzie jest wtedy najpiękniej. Jeśli zimę spędzi w Paryżu, na Wielkanoc powinien być w Rzymie, skąd ruszy do Neapolu.