Richard Sheppard w Problematyce modernizmu europejskiego wskazuje, że jednym z centralnych doświadczeń epoki była konfrontacja jednostki z „metaświatem”, czyli światem nowoczesnej fizyki, cechującym się względnością czasu, równoległością wymiarów przestrzennych i chaotycznością przepływu energii. „Metaświat” to również psychoanalityczny powrót wypartego, spotkanie z niewytłumaczalnym w samym jądrze tego, co rozumowo oswojone. Obszarem literatury szczególnie eksplorującym tę dziedzinę stała się fantastyka. Pisarze młodopolscy, dostrzegając przestarzałość tradycyjnych rekwizytów literatury fantastycznej, sięgnęli po mediumizm, majaczenia, senną wizję i narkotyczną halucynację, zastępując duchy odmętem nieświadomości, motywacje metafizyczne zaś – psychologicznymi.
W taki właśnie świat zostaje wrzucony czytelnik zbioru opowiadań Antoniego Langego W czwartym wymiarze (1912). Większość utworów ma dość zachowawczy charakter: Babunia i Kometa są zgrabnymi wariacjami na temat relatywności czasu; Rebus podejmuje motyw sobowtóra; groteskowy Eksperyment stanowi krytykę modnego spirytyzmu i teozofii; Nowe mieszkanie przedstawia obraz podróży w zaświaty, zaś Almanzor, fantazja orientalistyczna (w Saidowskim rozumieniu), mówi o spotkaniu wschodniego władcy z przeznaczeniem ucieleśnionym przez nubijską femme fatale. Najciekawsze są jednak teksty, gdzie literacka konwencja zaczyna trzeszczeć w szwach. Im właśnie chciałbym poświęcić najwięcej uwagi. Pierwszy z nich, Władca czasu, to jeden z nielicznych w literaturze Młodej Polski zapisów doświadczenia psychodelicznego. Jego bohaterem jest naukowiec, który, zażywszy indyjski specyfik, obserwuje przez mikroskop powstawanie i rozpad roślinnych światów. Mikroświat okazuje się makrokosmosem, w którym rozgrywają się fascynujące losy potwornych płazów. Problematyka opowiadania, prekursorska wobec eksperymentów Witkacego z peyotlem, posiada specyficzny, modernistyczny rys. Dla romantycznych estetów organizm był tym piękniejszy, im wyżej stał w hierarchii istot żywych. Dziwne piękno „najniższych” roślin i zwierząt ujawnił dopiero pod koniec wieku niemiecki darwinista Ernst Haeckel w Formach artystycznych natury (Kunstformen der Natur). Jego impuls podjęli plastycy: w Niemczech motywami z książki zaczęto ozdabiać sprzęty domowe i pościel; Hermann Obrist wprowadził je do haftów; Edward Munch obramował Madonnę za pomocą kształtów przypominających plemniki, a Émile Gallé pisał w Pucharze Pasteura o „dekoracyjnym pasożycie infekcji malarycznej”.
Opowiadanie Sen przywołuje atmosferę koszmaru z obrazów Alfreda Kubina. I tutaj roi się od makabrycznych widziadeł, a kolejne wizje coraz bardziej potęgują horror przedstawiony. Śniący Józef N. spotyka, między innymi, piękność o nadliczbowej ilości palców, śliczną kobietę, której ciało składa się z torsu opartego na stopach, goniącą go z siekierą w ręku Indiankę o urodzie „koczkodana”, nosorożce, smoki oraz rosyjskich żołnierzy. Kiedy odmawia przyjęcia przesyłki, listonosz, „Innocenty Ósmy” [sic!], straszy go nożem, w prosektorium zaś, gdzie występuje w roli trupa, natyka się na zwłoki dawnych kochanek, z którymi flirtuje. Pokrajany w czasie sekcji jedzie na cmentarz, na który wiezie go wiejski chłopak o wyglądzie hiszpańskiego infanta. Zgroza stopniowo ustępuje grotesce, szczególnie gdy okazuje się, iż stawką onirycznych wizji jest… marka papierosów palonych przez Józefa w młodości. Nieznaczność motywu, inicjującego tok absurdalnych skojarzeń, stanowi ukrytą polemikę z koncepcjami Freuda. Potwierdza to szczególnie konkluzja: podkreślenie autonomii marzenia sennego i w związku z tym niemożności ustalenia jego „sensu moralnego” ani „symboliki nauczającej”. Lange jednak nie odrobił dobrze lekcji z psychoanalizy, ponieważ ograniczył się wyłącznie do jawnej treści snu, zapominając o utajonej – wyrazie właściwych pragnień podmiotu.
W roku publikacji zbioru w Chinach ma miejsce rewolucja Xinhai, w efekcie której rządy przejmują socjaliści pod kierownictwem Sun Jat-sena. Państwo Środka przestaje być tortem dzielonym przez europejskich kolonizatorów. Wątek chiński pojawia się w Memoriale doktora Czang-Fu-Li. Nie ma tu jednak śladu bieżących wydarzeń politycznych. To futurologiczna fantazja o całkowitej zmianie klimatu na świecie, która niszczy wcześniejszy układ sił. Wskutek ekologicznej katastrofy wywołanej przez mieszkańców Zachodu na początku trzeciego tysiąclecia, Europa pokrywa się lodową zmarzliną, zamieniając się w postapokaliptyczne pustkowie, jakby wyjęte z Drogi Cormaca McCarthy’ego. W swoim traktacie chiński mędrzec, przedstawiciel jedynej ocalałej cywilizacji, dyskredytuje poglądy innego badacza, zdaniem którego pokryty lodowcem szczyt Eiffel był kiedyś spektakularną budowlą, Europejczycy posiadali własny alfabet, filozofię i sztukę, a nawet w przededniu klęski byli bliscy zniesienia społecznych nierówności. Według Czang-Fu-Li tę ostatnią kwestię jest w stanie rozwiązać wyłącznie „nasza wielka ojczyzna, Republika Niebieska, Chiny – rzeczywista kolebka wszelkiego postępu ludzkiego i wszelkich idei wolnościowych”. Przekonanie o kulturowej wyższości Europejczyków nad innymi ludami okazuje się w memoriale kolosem na glinianych nogach. Jednocześnie utwór zapowiada świat XXI wieku: rzeczywistość globalnego ocieplenia i (na razie gospodarczej) hegemonii Azji. Tak oto fantastyczne „metaświaty” młodopolskiego pisarza stają się pożyteczne dla współczesnego życia.
O praktycznych pożytkach z fantazji by Wacław Forajter is licensed under a Creative Commons Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0 Międzynarodowe License.