Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Szaleństwo lokomotywy wg Witkacego


W dniu samobójczej śmierci Witkacego, nazajutrz po tym, jak Sowieci napadli na Polskę, napisana 16 lat wcześniej Szalona lokomotywa okazała się sztuką wyjątkowo proroczą. Zwłaszcza, że do ról obu szaleńców: maszynisty i palacza lokomotywy, idealnie pasowali wtedy Hitler i Stalin. To przecież właśnie oni działali podobnie jak obaj przestępczy bohaterowie tragifarsy Witkacego, którzy łamiąc prawo i nie bacząc na los pasażerów, zamierzali tak rozpędzić pociąg, by doszło do katastrofy. Motywem ich planów stała się ostra rywalizacja o względy Julii, którą obaj darzyli miłością. U Witkacego irracjonalny pojedynek toczył się więc o kobietę, w rzeczywistości roku 1939 chodziło bardziej o chore ambicje.

Siła w lokomotywie

Uniwersalny charakter tekstów Stanisława Ignacego Witkiewicza powoduje, że natychmiast uzyskują one szerszy kontekst. W Szalonej lokomotywie wyraźnie wyczuwalna jest metafora świata, który zmierza ku katastrofie. Być może dlatego, że u steru pojawili się ludzie niezrównoważeni, którzy toczą między sobą jakieś szalone pojedynki, a ich niejasne intencje nie poddają się racjonalnym zasadom i logice.

Trudno nie odnieść wrażenia, że Szalona lokomotywa to dzieło wyjątkowo wielowarstwowe, pełne symboli, którymi Witkacy żył od dawna.

Prof. Janusz Degler, największy znawca i popularyzator sylwetki twórczej Witkacego, przypomniał mi niedawno, że lokomotywa jako rzecz, czy raczej maszyna, zajmowała ważne miejsce w wyobraźni autora Nienasycenia już od dzieciństwa. Wizyta na zakopiańskim dworcu i wjeżdżająca w odmętach pary lokomotywa sprawiła, że mały Staś umieszczał ją wielokrotnie na swoich rysunkach, a kiedy jako nastolatek otrzymał od ojca aparat fotograficzny – stała się jednym z najchętniej fotografowanych obiektów. Uwieczniał więc na zdjęciach lokomotywy na dworcu w Zakopanem i we Lwowie, dokąd dojeżdżał na egzaminy semestralne.

Stanisław Witkiewicz (ojciec) w listach z przełomu 1899 i 1900 roku zauważał: „Stasiek jest w fazie miłości do lokomotywy. […] Ideałami jego są teraz lokomotywy, które fotografuje i uwielbia.”. Sam przyznawał, że lokomotywa jest najfantastyczniejszym dziełem ludzkiego ducha.

Witkacego fascynowała nie tylko jej masywna konstrukcja, ale też mechanizm działania, a pojawiające się w tekście sztuki pojęcia z nią związane sugerują, że wiedzę o lokomotywie czerpał nie z popularnych broszur reklamowych, lecz z fachowych publikacji.

Witkacego fascynowała nie tylko jej masywna konstrukcja, ale też mechanizm działania, a pojawiające się w tekście sztuki pojęcia z nią związane sugerują, że wiedzę o lokomotywie czerpał nie z popularnych broszur reklamowych, lecz z fachowych publikacji.

Ku katastrofie

Lokomotywa ze swoją mechaniką i mocą fascynowała Witkacego, ale jeśli zestawimy ją z wywodzącym się z marksistowskiej dialektyki określeniem rewolucji jako parowozu dziejów, to z czasem zaczął dostrzegać w niej wielką, niszczącą siłę, wiodącą ku tragedii. Na tę wizję wpłynęły z pewnością zdarzenia, które ostro i gwałtownie wtargnęły do wyobraźni młodego artysty.

W jednym z listów do syna Stanisław Witkiewicz opowiadał mu o krwawo stłumionym powstaniu 1905 roku i szaleńczej szarży pociągu wywożącego z Moskwy niedobitki powstańców. Do tej krwawej wizji dołączyły po latach inne doniesienia – relacjonowane przez prasę na całym świecie – o wielkich katastrofach kolejowych. Na czołówki gazet trafiła fotografia wykolejonego pociągu, którym rodzina carska podróżowała z Krymu do Petersburga. W 1915 roku wydarzył się największy w dziejach brytyjskiego kolejnictwa wypadek zginęło ponad 200 żołnierzy. A dwa lata później pod Modane w Alpach miał miejsce najpoważniejszy wypadek kolejowy we Francji. Wykoleił się pociąg z wracającymi z włoskiego frontu francuskimi żołnierzami – zginęło wtedy około 900 osób; ciał połowy z nich nie udało się zidentyfikować, szczątki pociągu spłonęły.

Wojciech Tomasik w artykule „Szalona lokomotywa”, albo: Witkacy kontra Zola („Pamiętnik Literacki” 2002 nr 4 ) sugeruje, że na wizję lokomotywy u Witkacego musiała wpłynąć lektura Bestii ludzkiej Emila Zoli, gdzie parowozy „przejeżdżały jak oszalałe, galopujące do stajni zwierzęta”, stąd tytułowa lokomotywa pojawia się w dialogach sztuki Witkiewicza jako „rozpędzona bestia”, „bydlę” czy „wściekła maszyna”.

Co więcej, jak sugeruje Tomasik, obraz Witkacowskiej lokomotywy dopełnił zbiór nowel Demon ruchu, opublikowany w 1919 roku przez Stefana Grabińskiego: „seks, śmierć i kolej tworzą w nim połączenie, które przekłada się na opowiadanie o pożądaniu, znajdującym ujście w zbrodni lub katastrofie”.

Teoria Błońskiego

Fascynacji lokomotywami młodego Stasia zawdzięczamy niezwykle zdjęcie z 25 października 1899 roku, opatrzone podpisem Witkacego: „Maszynista Błoński na lokomotywie numer 10030”. Prof. Jan Błoński zarzekał się wprawdzie, że nie ma żadnych związków rodzinnych z wymienionym maszynistą, ale na temat samego utworu chętnie się wypowiedział: wypomniał mianowicie Witkacemu „pasożytnictwo”, dowodząc, że Witkacy wielokrotnie w swych utworach zapożycza motywy z dzieł innych autorów. Stąd w Janulce, córce Fizdejki sięga po kilka scen z Konrada Wallenroda i powieści Nierozsądne śluby Feliksa Bernatowicza, w Matce nietrudno doszukać się nawiązań do Ibsenowskich Upiorów, w Niepodległości trójkątów – śladów powieści Conrada itp. Wojciech Tomasik uzupełnia te wyliczenia, twierdząc, że Szalona lokomotywa przejmuje motyw z finału Bestii ludzkiej Zoli, skontaminowany z innym – motywem śmierci Lizetki z Pojaty, córki Lizdejki tegoż Bernatowicza.

Lokomotywa Witkacego czy Puzyny

Witkacemu parowóz kojarzył się z jakąś potężną siłą. Sztuka Szalona lokomotywa powstała w październiku 1923 roku. 14 października pisał do żony: „Wczoraj napisałem plan »Lokomotywy« i pewno za parę dni zacznę pisać”. Pracował niezwykle intensywnie i po dwóch tygodniach informował dobrą znajomą z Zakopanego, Kazimierę Żuławską: „Napisałem nową rzecz »Szaloną lokomotywę«, i mam plan drugiej”. Opatrzył tę sztukę dwoma mottami. W jednym z nich – przykazaniu VI z Podręcznika dla wściekłych maszynistów (który oczywiście sam wymyślił) – napisał: „kobiety powinny się trzymać z dala od maszyn, w żadnym razie nie należy ich brać ze sobą na lokomotywę”.

Dzieje powstania Szalonej lokomotywy są równie szalone, jak historia tytułowej lokomotywy. Wg badaczy literatury sztuka musiała powstać szybko, by uprzedzić planowane przez Karola Irzykowskiego dwa szkice zapowiadające walkę z Witkacowską teorią Czystej Formy.

Nie wszyscy wiedzą, że polski tekst Szalonej lokomotywy, z którego od lat korzystamy, nie jest wcale stworzony przez Witkacego. Rękopis z 1923 roku zaginął bowiem i do dziś go nie odnaleziono. To, z czym mamy do czynienia, to napisane 40 lat później tłumaczenie Konstantego Puzyny, który w tym czasie opracowywał dzieła twórcy Niepodległości trójkątów. Powstało ono na podstawie dwóch wersji francuskich. Jedną przygotował Witkacy z małżonką Jadwigą, druga była dziełem Jadwigi Pstrąg-Strzałkowskiej. Obie posłane zostały do weryfikacji dwóm francuskim pisarzom, o czym prof. Błoński snuje ciekawą anegdotę:

„Owi pisarze, którzy zobowiązywali się pomóc Witkacemu w zaistnieniu na francuskim rynku literackim, to Edmund Kazal i Jean de La Hire. Za korektę przekładu oraz wprowadzenie go do francuskiego obiegu zażądali pierwszej raty w wysokości 1200 zł. Witkacy, nie mając takich pieniędzy, postanowił się zapożyczyć u przyjaciela. Po wpłaceniu należnej sumy otrzymał odpowiedź, że wszystko idzie zgodnie z planem i »francuscy mecenasi« oczekują kolejnej raty. Kiedy zorganizował zbiórkę wśród znajomych, okazało się, że padł ofiarą oszustwa i mistyfikacji. Jean de La Hire niczego mu nie załatwił i działał nie w duecie, tylko samodzielnie, bo Edmund Kazal okazał się jego pseudonimem. Jean de La Hire, »rozpisując się« na dwie postaci, chciał po prostu wyłudzić od polskiego artysty większą sumę pieniędzy”.

Doszukując się uczciwości oszusta, należy wspomnieć, że po uzyskaniu zapłaty odesłał on Witkacemu francuskie przekłady Szalonej lokomotywy. Oryginał zaginął. Prof. Janusz Degler uważa, że mógł trafić do jednego z przyjaciół, któremu autor często dawał do czytania swe utwory. Mógł też jednak znaleźć się skrzyni w warszawskim mieszkaniu na Brackiej, w której spuściznę Witkacego przechowywała jego żona. Mieszkanie zostało splądrowane, a skrzynia padła łupem złodziei. W ten sposób wiele rękopisów autora Matki przepadło bezpowrotnie. Francuska przygoda z tłumaczeniem Witkacego nie świadczy wcale o tym, że twórczość artysty nie zaistniała za granicą. Dużym powodzeniem cieszyły się teatralne wersje utworu. W Polsce sięgało po nie kilka teatrów, najgłośniejsza adaptacja powstała w 1977 roku w Teatrze STU w Krakowie. Reżyser Krzysztof Jasiński włączył do niej fragmenty innych utworów autora. Wśród wykonawców pojawili się Maryla Rodowicz i Marek Grechuta.  

Nienasycenie Witkacego i Witkacym

Witkacy wzbudzał i nadal wzbudza spore zainteresowanie badaczy literatury

W roku 1968 Daniel Gerould, amerykański teatrolog, znawca i tłumacz polskiej literatury, profesor City University of New York, a od roku 1992 członek PAU, pisał: „»Szalona lokomotywa« jest superparodią kultu maszyn i nowych stechnologizowanych sztuk: futuryzmu i kina. Przez ironiczne zawłaszczenie ich idei i technik Witkiewicz był w stanie stworzyć antyfuturystyczną i antykinematograficzną sztukę, która ma cały ów metaliczny połysk i szaleńczy pęd, z jakich drwi”.

Jeden z teoretyków kina i teatru Frank S. Galassi wnikliwie przeanalizował związki utworu z wczesnym kinem, z czego z pewnością dumny byłby Witkacy.

Prof. Degler, z którym odbyłem niedawno ponadgodzinną rozmowę do audycji radiowej o Witkacym, wskazując na wyjątkowość Szalonej lokomotywy, zauważył:

„Charakterystyczne dla Witkacego i »Szalonej Lokomotywy« jest to, że bohaterów jego sztuk i powieści łączy wspólna cecha, którą można określić jako nienasycenie (nawiązując do tytułu najwybitniejszej jego powieści). Dotkliwie odczuwają brak sensu istnienia, pustkę duchową i obawę przed utratą tożsamości. Zanik poczucia indywidualizmu. Rozpad jedności osobowości. Dlatego podejmują różne działania, aby temu zapobiec. Chcą doświadczyć czegoś, przeżyć coś wyjątkowego, co by temu procesowi rozpadu jedności i zaniku indywidualizmu zapobiegło. To może być perwersyjna miłość, ucieczka w tropiki, narkotyki. Można też uczynić ze swego życia, swego istnienia, dzieło sztuki. Witkacy popróbował wszystkiego po trochu”.