Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Poezja od święta i nie tylko


            Światowy Dzień Poezji,  który obchodzimy 21 marca, – został ustanowiony w  1999 roku przez UNESCO. Co prawda Platon w swoim dziele zatytułowanym Państwo radził, aby poetów wygnać, ale chyba w żadnym kraju poeci nie cieszą się tak wielkim uznaniem jak w Polsce. Świadczą o tym choćby pomniki Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego  w reprezentacyjnych miejscach stolicy – przy Krakowskim Przedmieściu i  placu Bankowym, a także popiersia Cypriana Kamila Norwida i Stanisława Wyspiańskiego w Łazienkach Królewskich.

O tym, jak wielkie znaczenie przywiązywali i przywiązują Polacy do słowa poetyckiego dowodzi na przykład przejmujący cytat z wiersza Czesława Miłosza Który skrzywdziłeś, zamieszczony na Pomniku Poległych Stoczniowców w Gdańsku: „Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta. / Możesz go zabić – narodzi się nowy. / Spisane będą czyny i rozmowy”. Nie wszyscy poeci tak widzieli swoją rolę w społeczeństwie jak Miłosz, który w wierszowanej Przedmowie do słynnego tomu  Ocalenie z roku 1945 pytał retorycznie: „Czym jest poezja, która nie ocala / Narodów ani ludzi?”. Jan Kochanowski, na przykład, w swoich Pieśniach niekiedy żartował: „Znał kto kiedy poetę trzeźwego? / Nie uczyni taki nic dobrego”.

Ale też w Muzie wskazywał, że poeta jest poetą, bo musi nim być ; musi pisać swoje wiersze, nawet jeśli nikt akurat nie chce ich czytać: „Sobie śpiewam a muzom” oraz „Nie dziw się tedy, że ludzie cisną się za złotem, / A poeta, słuchaczów próżny, gra za płotem”.  Co prawda to o Mikołaju Reju Kazimierz Brodziński napisał, że jest on ojcem poezji polskiej, ale chyba wolimy tak tytułować  autora Trenów i Fraszek. Na temat ważnej roli społecznej poety żartował też Gałczyński, i to w roku 1939: „Jest i taka poeta, / poeta, ale nie ta”, ale nad Wisłą zwykło się o poezji  mówić i pisać poważnie, bardzo poważnie. Raz jeszcze zacytuję Miłosza, który powojenny debiut Tadeusza Różewicza powitał odą  Do Tadeusza Różewicza, poety (nawiasem mówiąc, Różewicz  tego wiersza nie lubił, podobnie jak  Światowego Dnia Poezji, czego wyrazem wiersz 21 marca 2001 roku – Światowy dzień poezji): „Chwała stronie świata która wydaje poetę!”, a także „Szczęśliwy naród który ma poetę / I w trudach swoich nie kroczy w milczeniu”.

Poeci, zwłaszcza  romantyczni, na których wychowało się kilka pokoleń Polaków, stawiali znak równości między życiem a poezją. Jeden z największych świadków tamtej epoki, Maurycy Mochnacki, w książce O literaturze polskiej w wieku XIX napisał wszak: „Życie nasze jest już poezją”, zaś na zamknięcie tej epoki Norwid w Tyrteju stwierdził: „Wielcy poeci przychodzą, / Gdy wielkich poetów nie ma”. Być może przywiązanie Polaków do swojej poezji i jej  twórców spowodowało, że kanclerz Bismarck mógł skonstatować ironicznie: „Polacy są poetami w polityce, a politykami w poezji”. Ale przecież ten sam Norwid w Bransoletce postawił retoryczne pytanie: „Jestże się poetą, czyli raczej tylko bywa się?”. Już w XX wieku na swój sposób odpowiedział mu Julian Przyboś: „Poeta. / Wykrzyknik ulicy”, zaś Edward Stachura jeszcze inaczej: „Wszystko jest poezją, każdy jest poetą”.

Ale o poetach i poezji wypowiadali się w literaturze polskiej nie tylko sami poeci, ale także prozaicy i publicyści. Przypomnijmy, że Józef Ignacy Kraszewski jest autorem powieści pod znaczącym tytułem Poeta i świat, zaś Aleksander Świętochowski szkicu, zatytułowanego niczym diagnoza, Poeta jako człowiek pierwotny, zaś Witold Gombrowicz w strukturę swojego kultowego dzisiaj Dziennika wkomponował pamflet Przeciw poetom. Nie mogę oprzeć się pokusie, aby w tym miejscu nie wspomnieć sarkastycznego sformułowania „Tacy poeci, jaka jest publiczność” Adama Asnyka, zapisanego w jego Poetach do publiczności.

Do potocznej polszczyzny przeszły takie zwroty, jak: „Niech mi Schiller albo Goethe / Wskaże równego poetę!” (Mickiewicz), „I stąd największy prosty lud poetą” (Norwid), „poeta ruin” (Słowacki o Krasińskim), „pan poeta, pan poeta” (Wyspiański), „poeta serca” (Jan Paweł Woronicz o Franciszku Karpińskim), ale także szyderstwo Gombrowicza: „Słowacki wielkim poetą był!”, przy którym zaśmiał się zapewne każdy czytelnik powieści Ferdydurke. Wypada  zgodzić się z tezą, że ironiczny Gombrowicz miał rację, podobnie jak  miał ją patetyczny Stefan Żeromski, gdy w Śnie o szpadzie wyznawał: „(…) tylko poezja polska nie opuści cię, nie zdradzi i nie znieważy, żołnierzu”.

Szukając nadziei i pocieszenia w mrocznych, chociaż słonecznych dniach marca tego roku, zaglądamy nie tylko do poezji polskiej, ale także obcej, zwłaszcza do Friedricha Hölderlina, który w wierszu Chleb i wino pytał pesymistycznie: „I w ogóle na co komu w tym marnym czasie poeci?”, zaś we Wspomnieniu odpowiadał nie bez optymizmu „Wszelako co się ostaje ustanawiają poeci” (obydwa cytaty w przekładzie Antoniego Libery).

Z okazji Światowego Dnia Poezji sięgamy do swoich ulubionych autorów, a więc do tych najwybitniejszych, do swoich ulubionych wierszy, a więc do tych najznakomitszych,   niekiedy wręcz genialnych. Ale to święto to także okazja, aby wrócić do poetów, których czytaliśmy w przeszłości, a potem o nich zapomnieliśmy, do poetów mniej lub bardziej zapoznanych. Korzystając zatem z tej okazji, namawiam do lektury wierszy Elżbiety Drużbackiej, intrygującej poetki barokowej, którą dopiero po śmierci nazwano „słowiańską Safoną” i „muzą sarmacką”, do poezji wspomnianego  Franciszka Karpińskiego – nie tylko autora sielanki Laura i Filon – i Teofila Lenartowicza, tego „lirnika  mazowieckiego”, a nie tylko autora Złotego kubka.

Mam nadzieję, że ktoś w tych dniach odkryje dla siebie poezję Mieczysława Romanowskiego, ofiary powstania styczniowego, a także mniej znanych twórców Młodej Polski i przełomu XIX i  XX wieku, takich jak Maria Grossek-Korycka i Jan Ruffer.

Polecam także autora popularnego w dwudziestoleciu międzywojennym – Światopełka Karpińskiego, autora czterech zbiorów wierszy, w tym Poematu o Warszawie, oraz Konstantego Mikiewicza, młodego żołnierza, który popełnił samobójstwo w szkole podchorążych w Zambrowie, a którego zbiorek wierszy wydał kilka lat później Józef Czechowicz.

 Na koniec polecam wiersze Juliana Przybosia. Co prawda Przyboś to jedno z najświetniejszych nazwisk w historii polskiej literatury XX wieku, a  wybitni krytycy, tak Kazimierz Wyka, jak i Jan Błoński wskazywali, że indywidualności twórcze mające największy wpływ na kształt współczesnej poezji polskiej to Czesław Miłosz i właśnie Przyboś, ale odnoszę wrażenie, że o ile Miłosz jest dzisiaj czytany i cytowany, o tyle o Przybosiu pamiętają już tylko literaturoznawcy akademiccy.  Tymczasem,  moim skromnym zdaniem,  to mistrz nowoczesnej poezji, prawodawca nowatorskiego języka polskiego. Najwyższy czas, abyśmy przeczytali go i odczytali na nowo.