Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Dwie twarze (i dwie nogi) Nietzschego


Trudno wyobrazić sobie filozofię współczesną bez tego, co wniósł do niej autor Radosnej wiedzy. Zwłaszcza w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, za sprawą nowej francuskiej recepcji jego myśli, wpływ Nietzschego był bardzo wyraźny. Jednocześnie równie zasadne wydaje się stwierdzenie, że był on bardzo mocno osadzony w swojej epoce. Data jego śmierci – czyli rok 1900 – jest w tym sensie znacząca. Jego życie i twórczość przypadły na wiek XIX, jego oddziaływanie zaś – na wiek XX, w którym ledwie zdołał postawić stopę. Która noga Nietzschego jest ważniejsza: ta, którą solidnie stał w swoim  stuleciu, czy ta, którą wkroczył w kolejne? Wkroczył zresztą bez świadomości, bo od 1889 roku był, jak to mówiono, „obłąkany” i wegetował w stanie bliższym śmierci niż życia, pod opieką matki i siostry. Biografowie do dziś spierają się o naturę tej demencji – możliwe, że jej powodem był syfilis.

Ów rozkrok między dwoma stuleciami to nie jedyna dwoistość naznaczająca postać Nietzschego. Jest on filozofem jednocześnie łatwym i trudnym w lekturze. O łatwości świadczyć może fakt, że tak wczoraj, jak i dziś młodzież czyta go z zapałem i często to właśnie ta lektura zachęca ją do filozofii. Zarazem jednak wielu zawodowych filozofów ma trudności z pojęciem myśli Nietzschego ze względu na jej pokawałkowanie (wynikające z aforystycznego stylu), niesystematyczność i pozorną niespójność, ale też zagadkowość wielu jego koncepcji, z teorią wiecznego powrotu na czele. Czy chodzi o wieczny powrót Tego Samego (jak chciał Heidegger), czy właśnie czystej Różnicy (w ujęciu Deleuze’a)? A może jest to raczej (jak sądził Karl Jaspers) coś w rodzaju etycznego wezwania: żyj tak, jak gdyby wszystko, co robisz miało powracać w nieskończoność? W pismach Nietzschego istnieje wiele miejsc, nad którymi filozofowie do dziś łamią sobie głowy. Jakim więc myślicielem jest Nietzsche: przystępnym i dobrym dla początkujących czy wymagającym, trudnym i niejasnym?

Są tacy, którzy widzą w Nietzschem prekursora nazizmu, i tacy, którzy używają jego myśli jako broni przeciw faszyzmowi we wszelkich jego postaciach. Ci pierwsi przypominają jego wywody o „moralności panów”, oraz – z jeszcze większym upodobaniem – o „płowych bestiach”, najeźdźcach, którzy mieli stworzyć państwo, biorąc w brutalną niewolę „niepomiernie liczniejszą, ale jeszcze bezkształtną, jeszcze koczowniczą ludność” (Z genealogii moralności). Czy wszystko to nie jest wystarczająco jednoznaczną zapowiedzią ideologii rasy panów i poszukiwania przez nowych aryjskich wojowników przestrzeni życiowej na stepach Azji? Drudzy wskazują choćby na Nietzscheańską krytykę resentymentu. Czyż faszyzm – rozumiany nie tyle jako ideologia czy system polityczny, ile pewna postawa – nie opiera się właśnie na resentymencie? Również osobowość Nietzschego sprawiała, że między nim a wszelkiej maści proto-faszystami ziała przepaść. O ile jego siostra podziwiała Hitlera i nie wahała się dopisywać do tekstów zmarłego już filozofa stosownych fragmentów (fakt potwierdzony przez badaczy jego pism), on sam nie znosił zarówno nacjonalizmu, jak i antysemityzmu. I nie szło wyłącznie o poglądy, ale o budzący w Nietzschem odrazę typ ludzi, którzy je wyznawali. Pod koniec 1886 roku zanotował: „Nie ma w Niemczech bardziej bezwstydnej i głupiej bandy niż antysemici. […] I ta hołota śmie wycierać sobie usta imieniem Zaratustry! Ohyda! Ohyda! Ohyda!”. Z wielkim niepokojem filozof przyglądał się związkowi swojej siostry Elisabeth z niejakim Bernhardem Försterem, który umyślił sobie założyć w Paragwaju aryjską kolonię o nazwie „Nueva Germania”…

Dwie nogi Nietzschego (jego rozkrok między XIX a XX wiekiem) i jego dwie twarze (przystępność i zagadkowość, złowrogość i szlachetność) to sprawy powiązane. Można powiedzieć, że to właśnie dziewiętnastowieczne z ducha elementy jego myśli poddają się najprostszej wykładni, a zarazem owa prosta wykładnia doskonale służy ideologicznym i złowrogim celom. Weźmy przykład pojęcia woli mocy i powiązaną z nim figurę nadczłowieka. Jak wielu dziewiętnastowiecznych pisarzy, Nietzsche myślał o świecie, także o świecie społecznym, jako arenie walki o przetrwanie i dominację. Kwestia silnych i słabych, dominujących i skazanych na podległość znajduje się w centrum jego rozważań. Stąd już tylko krok do rojenia o jednostkach lub grupach przeznaczonych do panowania nad innymi, a w każdym razie zwolnionych z moralnych obowiązków wobec słabeuszy. Jest to sposób myślenia atrakcyjny zarówno dla licealisty, niepewnego swojej siły (lecz pragnącego okazać się mocarzem), jak i dla najgorszego faszysty. Co zresztą nie dziwi, bo faszysta mentalnie tkwi jak gdyby wciąż w okresie dojrzewania, z jego lękami, kompleksami itd. Nawet jeśli sam Nietzsche miał zawsze  (i aż do przesady) wzgląd na innych, ta dziewiętnastowieczna, inspirowana spłyconym darwinizmem problematyka sama niejako popycha jego myśl w niebezpieczne rejony. Również w XX wieku nie brakuje wyznawców świętego prawa wybitnych jednostek do amoralnego egoizmu. Wystarczy poczytać Ayn Rand. Tak oto nadczłowiek zaczyna jako idea nawiedzająca Nietzscheańskiego Zaratustrę, a kończy jako esesman, Raskolnikow albo kapitalistyczny menadżer…

Nietzsche dwudziestowieczny i współczesny jest dużo bardziej skomplikowany i nieoczywisty. W interpretacji zaproponowanej przez Gilles’a Deleuze’a w książce Nietzsche i filozofia siła i słabość przestają charakteryzować grupy czy nawet jednostki ludzkie. Rozmaite siły –  aktywne i reaktywne,  negacji i afirmacji – działają raczej w samych ludziach, poniżej poziomu osobowego, i stale się ze sobą ścierają. To, co nazywamy „ja” albo „osobą”, to tylko ich nietrwała konfiguracja. Choć istnieje „siła” (związana z aktywnością i afirmacją) i „słabość” (związana z negacją i reaktywnością), to nie ma „silnych” i „słabych”. Moc nie oznacza władzy czy panowania nad innymi, lecz zdolność do afirmacji życia jako zmienności, ciągłej rekonfiguracji sił.

Filozofia woli mocy jest także pewną filozofią historii. Ale nie takiej, której bieg wyznaczają „genialne jednostki”, tylko takiej, w której sens każdego zjawiska – idei, instytucji, postawy itp. – wynika, znów, z przygodnej i nietrwałej konfiguracji sił, które w danym momencie opanowują to zjawisko i znajdują w nim wyraz. Ściśle rzecz biorąc, nic nie ma jednego, określonego sensu, bo sens każdej rzeczy zmienia się w zależności od splotu owych sił: „całe dzieje jakiejkolwiek «rzeczy», jakiegokolwiek organu, jakiegokolwiek zwyczaju mogą dzięki temu  stanowić nieprzerwany łańcuch coraz to nowych interpretacji i przysposobień” (Z genealogii moralności). Sam „człowiek” nie ma sensu poza wielością historycznych i kulturowych wariacji na temat bycia człowiekiem. To samo dotyczy oczywiście nadczłowieka, a na końcu także i filozofii samego Nietzschego – którą próbują zawładnąć rozmaite siły, narzucając jej różne interpretacje: już to bezwzględnej filozofii panowania silnych nad słabymi, już to filozofii afirmacji życia, już to postmodernistycznej filozofii (bez)sensu…      

◊◊◊

Digitalizację materiałów bibliotecznych w ramach projektu „Patrimonium – zabytki piśmiennictwa” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.

◊◊◊