Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Chciał być jak Wokulski i Ramzes XIII


W roku rocznicy  urodzin i śmierci Bolesława Prusa

Mówiąc o Bolesławie Prusie, chylimy czoła przed jego literackim kunsztem i nie tracimy przekonania, że to człowiek o wyjątkowo nudnym życiorysie. Taki dobrotliwy i nieśmiały starszy pan, jak stojący na pomniku w Warszawie przy Krakowskim Przedmieściu.

Przypadająca w tym roku 19 maja 110. rocznica śmierci, a 20 sierpnia 175. rocznica urodzin Aleksandra Głowackiego, pisarza, który do historii literatury wszedł jako Bolesław Prus, to dobra okazja, by przekonać się, jak bardzo ten powyższy obraz jest nie tylko uproszczony, ale też daleki od prawdy. Jedno pozostaje poza dyskusją: klasa talentu literackiego. Nikogo nie powinno więc dziwić, że  Norman Davies w książce Europa. Między Wschodem a Zachodem wymienia Prusa jednym tchem  z takimi pisarzami, jak Hugo, Dickens czy Dostojewski.

To , że świetnie i wszechstronnie władał piórem, pokazał  jako prozaik, publicysta, nowelista, kronikarz Warszawy, myśliciel i popularyzator wiedzy. Zapisał się także jako patriota, uczestnik powstania styczniowego, działacz społeczny, propagator turystyki rowerowej, a przede wszystkim czołowy pisarz okresu pozytywizmu i jedna z najważniejszych postaci polskiej literatury.

Dziennikarz z misją

Prusem stał się Głowacki na początku swej pracy dziennikarskiej. Miał do niej stosunek ambiwalentny. Uważał  za misję, a jednocześnie podkreślał jej podrzędność wobec literatury, a zwłaszcza badań naukowych, o których zawsze marzył. Pisywał felietony, recenzje, humoreski, które traktował jako działalność użytkową.

Niezwykłą popularność i uznanie czytelników przyniosły mu Kroniki drukowane w różnych czasopismach. Zasłynął wtedy jako baczny obserwator życia codziennego, a Kroniki stały się nieocenionym dokumentem epoki.

Do literatury wchodził coraz odważniej. W prasie zaczęły ukazywać się jego nowele i szkice powieściowe. Budując wizerunek psychologiczny postaci, wykazywał się słuchem absolutnym. Lubił pisać o ludziach ubogich, a wracając do traumy własnego dzieciństwa – o dzieciach zepchniętych na margines społeczeństwa. Stąd Przygody Stasia, Sieroca dola, Antek czy Katarynka. Obecne w nowelach wątki wiejskie pojawiają się także w dwu większych utworach: Anielce i Placówce.

Kobiety, emancypantki, lalki

Także w prasie, a dokładnie w „Kurierze Codziennym”, w 1887 roku zaczyna drukować swą najwybitniejszą powieść, czyli Lalkę. Druk trwa z przerwami prawie dwa lata. Co ciekawe, zanim utwór uznano za najwybitniejszą polską powieść realistyczną na poziomie europejskim, zarzucano jej chaotyczną kompozycję, mieszanie konwencji satyrycznej i realistycznej. A także nieprawdopodobieństwo psychologiczne głównego bohatera.

Prus nie krył dumy z kolejnej swej powieści, drukowanej także w „Kurierze Codziennym”, czyli Emancypantek, gdzie przedstawił swe negatywne nastawienie do rodzącego się ruchu wyzwolenia kobiet. Źle znoszący podróże i praktycznie nieruszający się z miejsca, pisarz zaskoczył wszystkich powieścią Faraon, gdzie z wielkim pietyzmem odtworzył koloryt starożytnego Egiptu. Powieść uznawana jest nie tylko za historyczną, ale też sensacyjną, a nade wszystko polityczną, ukazującą mechanizmy sprawowania władzy, walki o wpływy oraz polityczne intrygi.

Rękopis Faraona

Głowacki, czyli Prus

Dlaczego zdecydował się pisać pod pseudonimem, a nie pod własnym nazwiskiem? Monika Piątkowska, autorka niedawno wydanej książki Prus. Śledztwo biograficzne, twierdzi, że wszystko wynikało z kompleksów, jakie odczuwał już od dzieciństwa. Nie miał powodu czuć dumy ze swego nazwiska, skoro nie był uznany przez ojca, a wczesna śmierć matki i wychowywanie przez zaborczą babkę sprawiły, że postanowił budować swój alternatywny życiorys.

Bolesław Prus/Aleksander Głowacki łączył w sobie dwie natury i masę skrajnych emocji. Miał poczucie, że bardziej sprawdza się w literaturze niż w życiu, pełen pasji wnikliwy komentator rzeczywistości i obserwator natury ludzkiej, ale jednocześnie człowiek zdominowany przez pragnienie osiągnięcia sławy – pełen słabości, lęków i fobii. Rozproszone ślady jego biografii odnaleźć można w archiwach i źródłach z epoki, ale przede wszystkim przemycone są w jego twórczości.

Wokulski, czyli ideał

Wyobrażenie o sobie Prus budował w takich postaciach jak Stanisław Wokulski z Lalki czy bohater Faraona Ramzes XIII. W tym drugim przypadku, jak można wyczytać ze wspomnianej książki Moniki Piątkowskiej, prezentował w sposób znaczący swój stosunek do kobiet. Kobiety powinny – jego zdaniem – znać swoje miejsce w szeregu. Być piękne, wzbudzać pożądanie, ale też uznawać nad sobą dominację mężczyzny. To on powinien być strategiem, wojownikiem. Skomplikowane relacje Wokulskiego z Izabelą Łęcką opierał też na własnych przeżyciach z żoną. Choć w przeciwieństwie do Wokulskiego Prus poślubił swoją Izabelę, czyli daleką krewną Oktawię Trembecką, to po ślubie zemścił się sromotnie za brak uległości swej wybranki i do końca trzymał ją na dystans oraz całkowicie pominął w testamencie.

Z dystansem podchodził też do kobiet-literatek. Do szału doprowadziła go nawet popularność  książki kucharskiej Lucyny Ćwierczakiewiczowej. Najwięcej zazdrościł oczywiście Henrykowi Sienkiewiczowi – uznania, sławy, powodzenia u kobiet oraz popularności, jaką cieszyły się jego utwory. Bardzo źle znosił fakt, że jego powieści przegrywają u czytelników z Trylogią czy Quo vadis. Długo był przekonany, że to nie Sienkiewicz, lecz  on otrzyma literackiego Nobla.

To beztalencie Żeromski

Rywalizacja wśród pisarzy jest zjawiskiem normalnym. Popularności, pieniędzy, powodzenia u kobiet zazdrościł Henrykowi Sienkiewiczowi nie tylko Bolesław Prus. Pisarzem, którego szczerze nie cierpiał był Stefan Żeromski. Potwierdza to autorka wspomnianej biografii, Monika Piątkowska. Niechęć do Żeromskiego wynikła z przyczyn zawodowych i osobistych. Prus nie mógł ścierpieć, że piękna Oktawia Radziwiłłowiczówna, na którą zwrócił uwagę do tego stopnia, że stała się pierwowzorem Magdy w Emancypantkach, zgodziła się zostać narzeczoną, a potem żoną Żeromskiego. Tego Żeromskiego, którego poznał jako zwyczajnego guwernera. Czyli, jak mówił, „nikogo”. I ten nikt coraz śmielej zaczął wchodzić do literatury. I w którymś momencie okazało się, że nastaje epoka, w której ludzie zaczynają czytać o szarpaniu się duszy. I podziwiać Żeromskiego. A szlachetny pozytywizm powoli przechodzi do lamusa.

Moja ostatnia wola