Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz poleca. Wiktor Feliks Szokalski. Wspomnienia z przeszłości


Autor urodził się na Nowym Mieście w Warszawie. Wkrótce jego ojciec, urzędnik skarbowy, został przeniesiony do Radomia jako poborca podatkowy. Tam, w wieku ośmiu lat,  Wiktor został oddany do szkoły. W pierwszej klasie miał już szesnastoletniego kolegę. Po śmierci ojca w roku 1820 matka z chłopcem wróciła do Warszawy. Miasto po przejściach armii Napoleona wydało mu się zrujnowane. Pałace były pogruchotane, a obok nędzne drewniane domki pokryte słomą. Wszędzie błotniste kałuże, niegodziwe bruki z polowego niedbale zbudowane kamienia, wśród tego wznoszące się już większe i bardziej okazałe nowe gmachy. Plac Bankowy nędznymi był obstawiony chatami, a na Królewskiej było siedlisko brudnego mieszczaństwa. Jest to świadectwem, jak bardzo zmieniał się charakter ulic i dzielnic stolicy.

Wkrótce matka Wiktora poślubiła lekarza wojskowego, doktora Józefa Kowszewicza. Ojczym, którego chłopiec szczerze polubił, wynajął wygodne mieszkanie na Krakowskim Przedmieściu naprzeciwko Bernardynów. Kupił żonie dobry fortepian, sam zaś grywał na skrzypcach. Ordynował w szpitalu wojskowym na Ujazdowie.

Wiktor najpierw był uczniem Pijarów. Od klasy czwartej (było ich sześć) przeniesiono go do Liceum Warszawskiego, gdzie rektorem był wówczas Samuel Bogumił Linde. Chudy, zgarbiony, niezgrabny, z ogromnemi u nóg stopami. Brał kilka wierszy z jakiegokolwiek łacińskiego poety i objaśniał je gramatycznie i kazał powtarzać. Pomimo swojej wielkiej zasługi względem naszego języka, nie czuł jego zwrotów i mówiąc, oprócz uderzająco niemieckiej wymowy, popełniał nieraz tak rażące błędy, że czasem nie łatwo było powstrzymać się od śmiechu.

Program obejmował matematykę, fizykę, język polski, łacinę, grekę, niemiecki, francuski (nauczycielem był Mikołaj Chopin- ojciec Fryderyka), rysunki. Ochotnicy mogli się także uczyć rosyjskiego. Niesłychanie liczne uwagi Szokalskiego o rozbudowanym w ówczesnej Warszawie systemie donosicielstwa, Roźnieckim, Makrotach pozwalają przypuszczać, że powtarza to, o czym słyszał raczej w domu niż w liceum.

Młody Szokalski opowiada o częstych w Warszawie ogromnych obchodach pogrzebowych, poczynając od pochodu po śmierci generała ziem podolskich Adama Kazimierza Czartoryskiego, w którym uczestniczył nie wiadomo czemu rozdrażniony wielki książę Konstanty. Obchód żałobny Aleksandra I urządzono w cztery miesiące po śmierci monarchy, w kwietniu 1826 roku.

Nie cieszył się powodzeniem  pogrzeb namiestnika Zajączka, stanowiąc jedynie okazję do opowieści o wydatkach rozpustnej wdowy, Francuzki, odsyłającej bieliznę do prania do Paryża. Skąd też sprowadzała sobie fryzjerów.

Największą uroczystością był pogrzeb Stanisława Staszica, choć bez udziału osobistości oficjalnych. Trumnę nieśli członkowie Towarzystwa Przyjaciół Nauk i studenci, z pałacu do kościoła Franciszkanów na Zakroczymskiej, gdzie biskup odprawił nabożeństwo, a Fryderyk Skarbek wygłosił przemówienie. Następnie tysiączne tłumy towarzyszyły zwłokom aż do kościoła Kamedułów na Bielanach.

W ostatniej klasie liceum kolegą Wiktora był Zygmunt Krasiński, obok którego gromadzili się Konstanty Gaszyński, Leon Łubieński, Dominik Magnuszewski, rozmawiając po lekcjach co jest piękne, a co ładne. Kiedyś, słysząc Krasińskiego czytającego scenę z Antygony, którą przetłumaczył wierszem, Szokalski poczuł się zawstydzony swoimi kłopotami z gramatyką łacińską. Zabrał się więc do pracy. Przełożył jeden rozdział Korneliusza Neposa na polski. Potem spróbował przetłumaczyć swój przekład na łacinę i porównać go z oryginałem, co pozwoliło zauważyć błędy. Dopiero po trzech powtórzeniach był zadowolony. Następnie zajął się Juliuszem Cezarem, porzuciwszy rozmówki z kolegami o drobnych wydarzeniach dnia codziennego. W ten sposób zdał z powodzeniem maturę.

Pod wpływem ojczyma zaczął myśleć o medycynie i zapisał się na ten wydział.

Zbyt suche wydały mu się wykłady anatomii. Nudziła go też zoologia (systematyka pazurków; zębów, racic i dziobów bez tego co jest zwierzę, jak się zachowuje, jak żyje). Szczęśliwie mógł czytać dzieło Virey’a o życiu oraz instynkcie zwierząt w tłumaczeniu Antoniego Wagi. Bardzo zajmujące były wykłady dyrektora Ogrodu Botanicznego, Szuberta. Najciekawsze wydawały mu się  wykłady z chemii Kitajewskiego, który prócz kursu dla studentów miał jeszcze otwarty, publiczny wykład o cukrownictwie i rozpowszechniającej się już na Zachodzie produkcji cukru z buraków. Szokalski wspólnie z ojczymem mieli ochotę przystąpić do takiej produkcji. Nie wiedzieli jednak, gdzie można nabyć buraki cukrowe.

Nasz autor bez trudu zdał egzaminy pierwszego roku i wyruszył na wakacje. Opis letniej wędrówki z Warszawy na południe kraju jest bardzo ciekawą, może najciekawszą częścią tomu. Opuścił stolicę, korzystając z miejsca w pojeździe przyjaciół.

Po drodze zobaczył idących pieszo z plecakami dwu kolegów z liceum, obecnie studiujących prawo. W Miedzianej Górze zwiedził kopalnię rud miedzianych i ołowianych, zawierających także nieco srebra. Wychodząc z kopalni, spotkał ponownie warszawskich znajomych i postanowił odbywać dalszą drogę w ich towarzystwie pieszo. Tak zwiedzili Kielce, które się im podobały. Po płaskich piaskach Mazowsza zachwycił ich pejzaż środkowej Polski, kopalnia marmuru w Chęcinach, ruiny mijanych zamków. Czasem podwozili ich drabiniastym wozem wieśniacy. Noce spędzali w przygodnych karczmach, niekiedy u chłopa na sianie,  raz nawet na ziemi w mokrym lesie. Niekiedy byli obficie ugaszczani, ale zdarzało się zadowolić ćwiartką chleba z kawałkiem sera. Z takim entuzjazmem opisuje Wiktor kolejne miasteczka, zakłady przemysłowe, pierwszy raz widzianą hutę żelaza, Olkusz, Pieskową Skałę, Ojców, że gdyby skończyła się obecna epidemia, chciałoby się podążyć jego śladem. Oczywiście niemożliwe byłoby maszerować wzdłuż autostrady, ale gdyby jeździć od stacji do stacji, zatrzymując się na dzień lub dwa?

Relacja wybuchu powstania listopadowego kończy pierwszy tom Wspomnień.

Wiktor Feliks Szokalski. Wspomnienia z przeszłości w POLONIE