- Andrzej Dobosz poleca. Pułkownik czyli różny los dwóch kolegów szkolnych przez Ludwika z Krzewia (Ludwika Orpiszewskiego 1810–1875). Paryż 1858
- Karol Beyer: pierwszy fotograf Warszawy
Kilka miesięcy przed śmiercią Jan Długosz skończył pisać swe najważniejsze i najobszerniejsze dzieło – Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego. Doprowadziwszy rzecz do końca, zakończył je apelem:
„[…] Proszę i błagam wszystkich mężów związanych z Kościołem, duchownych i świeckich, a szczególnie czcigodnych i znakomitych mężów doktorów, profesorów, magistrów, studentów i skrybów […] Uniwersytetu Krakowskiego […], żeby i oni, i każdy z nich […] po mej śmierci kontynuowali niniejsze Roczniki i nie pozwolili, ażeby upadły i skończyły się. Owszem, błagam, zaklinam i zobowiązuję pod przysięgą doktorów, magistrów, profesorów i członków kolegium, żeby wydzielili jedną kolegiaturę, i to spośród lepszych, i dodali jej specjalnego magistra biegłego w studiach i humaniorach; ten, zwolniony z wszelkich prac, robót i zajęć, niech się zajmuje tylko rocznikami, niech myśli o nich, kocha je, niech się nimi cieszy, roztrząsa je, mówi o nich we dnie i w nocy z sobą i z innymi”.
Apel o utworzenie na Uniwersytecie Krakowskim katedry historii dla osoby, która by kontynuowała dzieło Długosza, nie został zrealizowany. Wzruszające słowa kronikarza pokazują jednak, jak bardzo dbał on o spisywanie ojczystych dziejów, a także, jak bardzo emocjonalnie zaangażowany był w to przedsięwzięcie.
Jan Długosz pochodził ze średniozamożnej rodziny szlacheckiej herbu Wieniawa. Ojciec przyszłego kronikarza, Jan Długosz, od 1399 roku był burgrabią, czyli zarządcą króla, w Brzeźnicy leżącej w ziemi sieradzkiej. W 1410 roku wsławił się on podczas bitwy pod Grunwaldem, biorąc do niewoli kilku znaczniejszych rycerzy krzyżackich. W 1421 roku Jan Długosz został starostą Nowego Miasta Korczyna, jednej z ulubionych rezydencji Władysława Jagiełły. Pokazuje to życzliwość, a także zaufanie, jakim król obdarzał Długosza.
Przyszły kronikarz urodził się w Brzeźnicy w 1415 roku (wbrew pojawiającym się niekiedy twierdzeniom, data dzienna jego urodzin nie jest znana). Był on czwartym synem Jana i Beaty z Borowna. Ponieważ spośród tych synów przeżyli tylko dwaj, którzy mieli na imię Jan, ich ojciec każdego kolejnego syna chrzcił tym właśnie imieniem. Janami byli więc i młodsi bracia przyszłego kronikarza. O dzieciństwie Jana Długosza niewiele wiadomo. Od szóstego roku życia mieszkał on w Nowym Mieście Korczynie. W tutejszej szkole parafialnej Długosz pobierał pierwsze nauki, ucząc się pisać, czytać, rachować. W wieku trzynastu lat, w 1428 roku, Jan Długosz zapisał się na studia na wydziale sztuk wyzwolonych Uniwersytetu Krakowskiego. Z powodów finansowych, a może i niechęci do uniwersyteckiego programu nauczania, rzucił jednak studia i w 1431 roku został notariuszem biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego. Jak widać, nie trzeba ukończyć studiów, żeby zrobić później znakomitą karierę. Przynajmniej w średniowieczu.
Na dwór Oleśnickiego Długosz dostał się dzięki wsparciu krewnego ze strony ojca – Jana Elgota, bliskiego współpracownika biskupa. O ile jednak wejście na dwór zawdzięczał protekcji, o tyle późniejsza kariera była wynikiem jego zdolności i pracowitości. Na młodego skrybę bardzo szybko zwrócił uwagę sam Oleśnicki, stopniowo powierzając mu coraz trudniejsze zadania. W 1438 roku mianował go kanclerzem kancelarii biskupiej, a w 1440 roku administratorem swoich dóbr. Piętnastowieczny biograf Długosza rozwój kariery u boku patrona skomentował następująco: „[biskup] najpierw powierzył mu troskę o kancelarię, następnie o dwór, a w końcu o cały majątek”. Dzięki Oleśnickiemu Długosz przyjął święcenie kapłańskie, a także uzyskiwał kolejne godności kościelne: został proboszczem kościoła w Kłobucku, kanonikiem katedralnym krakowskim, kantorem i kustoszem wiślickim oraz kanonikiem sandomierskim. Z czasem Długosz stał się najbardziej zaufanym współpracownikiem biskupa, jego sekretarzem i powiernikiem. W jego imieniu sprawował też różne poselstwa. Najważniejszym z nich była podróż do Rzymu, skąd przywiózł Oleśnickiemu kapelusz kardynalski od papieża. Uroczystość wręczenia insygniów władzy kardynalskiej była nie tylko wielką chwilą dla biskupa, ale i dla jego posła. Przybywając do Krakowa 1 października 1449 roku, Długosz został powitany przez wielu dostojników duchownych i świeckich, mistrzów uniwersyteckich oraz licznie zgromadzoną szlachtę i mieszczan. Na koniec uroczystości Oleśnicki „podziękował Janowi Długoszowi, że wiernie dokonał czynu, który przyczynił honoru Królestwu i Kościołowi”, jak czytamy w opisie tej uroczystości. Jak widać, część splendoru spłynęła także na Długosza.
Z całą pewnością był on chwalony przez wszystkich zgromadzonych, równocześnie uzyskując dozgonną wdzięczność Oleśnickiego. Jak wielkie było przywiązanie Długosza do swego patrona pokazuje list, który krakowski kanonik wysłał do biskupa w 1449 roku. Dziękował w nim Oleśnickiemu za to, że napisał do niego list własnoręcznie (a nie ręką notariusza), dodając, że zachowa on to pismo na wieczną pamiątkę. Nie oznacza to jednak, że Długosz był bezkrytycznie wpatrzony w patrona. Niekiedy kronikarz doradzał biskupowi zmianę postanowień i działań. W 1450 roku, w apogeum sporu między Oleśnickim a Kazimierzem Jagiellończykiem, Długosz radził biskupowi, żeby obsadził pewne stanowisko kościelne zgodnie z życzeniem króla, stwierdzając, że nie warto obrażać monarchy kwestią o małym znaczeniu, aby tym łatwiej w przyszłości móc przeforsować sprawy ważniejsze. Długosz radził też, żeby Oleśnicki nie łajał króla i nie wypominał mu tak często dobrodziejstw, jakie mu wyświadczył. To bowiem prowadzi tylko do eskalacji konfliktu: „byłoby o wiele lepiej, gdybyś chciał Ojcze Przewielebny już to wszystko, co trudno naprawić, raczej na dobre tłumaczyć, a pokazywać mu twarz przychylną i pogodną”. Oleśnicki wpłynął nie tylko na karierę młodego Długosza, ale także na jego poglądy. Chyba jednak słusznie piętnastowieczny biograf kronikarza zastanawiał się, komu los („fortuna”) bardziej sprzyjał – czy Długoszowi, który służył mężowi tak wspaniałemu i łaskawemu, czy Oleśnickiemu, który miał tak wiernego i rzetelnego sługę.
Po śmierci Oleśnickiego (w 1455 roku) Długosz przestał być sekretarzem biskupim. Odtąd czas poświęcił przede wszystkim kapitule krakowskiej, między innymi angażując się w administrowanie dobrami kapitulnymi. Wiele uwagi poświęcił Długosz pobożnym fundacjom. Dzięki zdolnościom organizacyjnym i zapobiegliwości finansowej udało mu się wybudować lub dokończyć budowę kilku kościołów (w Chotlu Czerwonym, Kłobucku, Odechowie, Raciborowicach, Szczepanowie), domów dla duchownych w Sandomierzu i Wiślicy, domu dla psałterzystów na Wawelu w Krakowie, burs dla studentów uniwersytetu krakowskiego. Do tego doszły fundacje klasztorne w Kłobucku i na Skałce w Krakowie. We wszystkich tych fundacjach Długosz zaznaczał swój udział, umieszczając, choćby na tablicach fundacyjnych lub na zwornikach, herb Wieniawa. Kronikarz nie tylko dbał o finanse. Doglądał również postępów prac budowlanych. Jak wyglądała troska Długosza pokazuje między innymi list do jednego z duchownych sandomierskich (z 1477 roku):
„byłbym Wam dawno wysłał pieniądze na prace, ale, Bóg mi świadkiem, nie mogłem ich zdobyć z powodu wielkiego braku pieniędzy i drożyzny, która się wszędzie daje ludziom we znaki. Teraz zaś, pożyczywszy cztery grzywny, posyłam je Wam […] Opłaćcie nimi prace i robotników, dopóki nie przybędę do Was […] z resztą pieniędzy. Postarajcie się również […] aby przykryto mur […], żeby nie uległ zniszczeniu i nie zaczerniał od deszczu. […] bardzo mi się nie podoba i cały jestem wzburzony z tego powodu, że gdy jeden koń kulał, pozwoliliście na to, że trzy stały bez pracy. Kiedy Mazowszanie i Łęczyczanie pracują jednym koniem, wy nie mogliście pracować trzema końmi! Postarajcie się również o pocięte belki, skoro już gotowe sprzedano innym! Troszczcie się również o zwózkę dużych i małych kamieni”.
Na początku lat sześćdziesiątych XV stulecia przyszły dla Długosza trudne czasy. Po śmierci biskupa krakowskiego Tomasza Strzępińskiego (w 1460 roku) poparł on na tę godność Jakuba z Sienna, brata stryjecznego kardynała Oleśnickiego. Kazimierz Jagiellończyk nie zgadzał się na taką kandydaturę i forsował na biskupstwo Jana Gruszczyńskiego. Większość duchownych krakowskich uległa żądaniom króla. Nie uczynił tego jednak Jan Długosz. Zwolennicy Sieneńskiego zostali przez króla skazani na wygnanie i konfiskatę majątków. Długosz schronił się najpierw na zamku w Tęczynie, następnie na zamku w Melsztynie, gdzie przebywał ponad rok. Majątek Długosza został skonfiskowany, a wzburzony król rozkazał splądrować jego dom w Krakowie. „Rzadko dzień minie, w którym by mnie nowa nie spotykała klęska. Najłaskawszy Stwórca uznał mnie widocznie godnym kary za ciężkie me grzechy. Nie wątpię jednak, że łaska Jego, jak na każdego srodze dotkniętego, wkrótce i na mnie spłynie” – pisał Długosz z wygnania. Do pojednania z królem i powrotu do Krakowa doszło dopiero w 1463 roku. Od tej pory stosunki Długosza z Kazimierzem Jagiellończykiem stopniowo się poprawiały. Po powrocie z wygnania Długosz wszedł w skład grupy ekspertów królewskich, którzy opracowywali dla monarchy argumenty prawne, historyczne i propagandowe na użytek sporów dyplomatycznych z zakonem krzyżackim i Piastami mazowieckimi. Wkrótce król zaangażował Długosza do misji dyplomatycznych. Kronikarz brał udział w negocjacjach pokojowych z zakonem krzyżackim, aż do rozmów w Toruniu w 1466 roku, które doprowadziły do podpisania pokoju polsko-krzyżackiego i do zakończenia wojny trzynastoletniej. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych i w latach siedemdziesiątych Długosz sprawował w imieniu króla poselstwa do Czech i na Węgry. Kazimierz Jagiellończyk cenił Długosza za jego zdolności dyplomatyczne i wiedzę historyczną, Długosz zaś dostrzegł w królu gwaranta silnej pozycji Królestwa Polskiego w Europie i odzyskania utraconych ziem. Jan Długosz był bowiem patriotą. Potrafił wznieść się ponad prywatne urazy wtedy, kiedy wymagało tego dobro państwa. Niewiele jest osób, które to potrafią. Także dzisiaj. Zaufanie władcy do Długosza najpełniej pokazuje fakt, że w 1467 roku król uczynił go wychowawcą i nauczycielem swoich synów. Jako nauczyciel starał się wpoić królewiczom nie tylko elementarne umiejętności szkolne oraz umiejętności retoryczne, lecz także kształtować ich poglądy i przygotowywać do pełnienia przyszłej godności. Dobranymi lekturami (zwłaszcza historycznymi) wskazywał im wzory złych i dobrych władców, nie tylko zresztą średniowiecznych, również antycznych. Współpraca z Kazimierzem Jagiellończykiem zaowocowała ogromnym awansem Długosza. W 1479 roku został on, z woli monarchy, mianowany arcybiskupem lwowskim. Godności tej jednak nie zdołał objąć, zmarł bowiem w Krakowie 19 maja 1480 roku. Jego pogrzeb w klasztorze paulinów na Skałce był, jak wspominał szesnastowieczny historyk Maciej z Miechowa, okazały. Uczestniczyli w nim nie tylko krakowscy kanonicy, środowisko uniwersyteckie i „gromadnie zebrany lud”, ale także synowie króla. W ten sposób dali oni wyraz przywiązania do dawnego nauczyciela.
Nie istnieje realistyczny portret Długosza pochodzący z tamtej epoki. Jego piętnastowieczny biograf wspomniał jednak, że kronikarz był wzrostu więcej niż średniego, kształtnej postaci. Jego twarz wyróżniał długi nos, nieco zakrzywiony na końcu, a także żywe oczy, odrobinę zezowate. Biograf dodał także, że kiedyś Długosz nieco seplenił, wadę tę jednak zwalczył i wszystkich zadziwiał wymownością. Tę ostatnią umiejętność podkreślał między innymi Eneasz Sylwiusz Piccolomini, późniejszy papież Pius II, który był słuchaczem mowy wygłoszonej przez kronikarza na dworze cesarskim w 1450 roku. W liście do Zbigniewa Oleśnickiego Eneasz określił Długosza jako „męża nie mniej wymową, jak cnotami znacznego”.
Jan Długosz był autorem licznych dzieł. Najważniejszym są Roczniki, czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego (Annales seu cronicae incliti Regni Poloniae) – opisane w dwunastu obszernych księgach dzieje Polski od legendarnych początków aż do roku 1480. Dzieje te zostały opisane na bardzo szerokim tle europejskim. W Rocznikach znajdujemy więc także dzieje papiestwa, cesarstwa oraz najbliższych sąsiadów Królestwa Polskiego. Oprócz części historycznej do Roczników został dołączony obszerny opis Europy i Polski, jej rzek, miast, jezior, gór.
O napisaniu historii Polski Długosz zaczął myśleć pod wpływem Zbigniewa Oleśnickiego. Realny kształt przybrały Roczniki dopiero po śmierci biskupa – w 1455 roku. Od tej pory przez ćwierć wieku kronikarz pracował nad dziełem. Doprowadził je aż do 1480 roku i zdołał ukończyć kilka miesięcy przed śmiercią. Kronikarz równolegle pracował nad opisaniem najstarszych dziejów kraju oraz dziejów współczesnych. Wielokrotnie wracał on do już napisanych partii dzieła, uzupełniał je, poprawiał, uaktualniał. W dziele wykorzystał ogromną liczbę źródeł, zarówno kroniki, jak i dokumenty. Dotarł do źródeł nie tylko polskich, ale także czeskich, węgierskich, ruskich, litewskich, niemieckich. Poza źródłami pisanymi, Długosz korzystał też z tradycji ustnej, niektóre zaś wydarzenia opisywał, będąc ich naocznym świadkiem. Czytał nie tylko dzieła autorów średniowiecznych, ale także antycznych (zwłaszcza ulubionego Liwiusza) i humanistycznych.
Historia była dla Długosza królową nauk: „ze wszystkich nauk […] żadna nie wydaje mi się tak świetna i wzniosła jak ta, która nas uczy dziejów”. Roczniki były przeznaczone głównie dla rządzących: dla władców, możnych i szlachty. Mieli się oni uczyć na złych i dobrych przykładach, jak rządzić państwem. Jego dzieło miało być więc „przykładem i zwierciadłem, które by ich zapalało i podniecało do sławnych czynów”. Długosz uznawał, że „znajomość przeszłości oraz spraw, jakie rozgrywały się wewnątrz i na zewnątrz kraju, równa jest cnocie i mędrcy uważają ją za mistrzynię życia”, dodając, że „aby sprawniej rządzić Rzecząpospolitą warto znać i przywodzić sobie na pamięć i chwalebne, i szpetne czyny przodków”.
Przez długie dziesięciolecia Roczniki Długosza znane były jedynie z rękopiśmiennych kopii. Były one w XVI i XVII wieku często przepisywane i krążyły wśród czytelników. Na początku XVII stulecia podjęto próby wydania drukiem tego dzieła, jednak nakład pierwszych ksiąg Roczników został skonfiskowany. Dopiero w 1711 roku dzieło Długosza zostało wydrukowane.
Roczniki to najbardziej znane, największe, ale nie jedyne dzieło krakowskiego kanonika. Niejako ich uzupełnieniem jest sześć katalogów biskupów polskich (wrocławskich, włocławskich, poznańskich, krakowskich, gnieźnieńskich, płockich), pisanych w latach 1468–1478. Każdy z biogramów został sporządzony według tego samego schematu, obejmującego zarówno podstawowe informacje biograficzne, jak i przedstawienie działalności oraz charakterystykę biskupa. W związku ze sporem Kazimierza Jagiellończyka z Piastami mazowieckimi, w latach 1462–1463 Długosz napisał traktat historyczny, który miał uzasadniać polskie prawa do Mazowsza (Articuli de incorporatione Masoviae). Pisał on nie tylko dzieła historyczne, lecz także hagiograficzne. Był autorem żywotów św. Stanisława i św. Kingi. Długosz był też autorem opisu chorągwi krzyżackich, zdobytych w bitwie pod Grunwaldem i wiszących – z rozkazu Jagiełły – w katedrze wawelskiej (Banderia Prutenorum) oraz pierwszego polskiego herbarza, opisującego 71 herbów szlacheckich, a także herby Królestwa Polskiego, jego ziem oraz kapituł katedralnych (Insignia seu clenodia Regni Poloniae). Dodajmy też, że działalność gospodarcza Długosza zaowocowała opracowaniem przez niego inwentarza dóbr stołowych biskupstwa krakowskiego. Dzieło to zaginęło. Pod koniec życia (1470–1480) opracował jednak, zachowany do dzisiaj, rejestr dóbr diecezji krakowskiej (Liber beneficiorum dioecesis Cracoviensis). Wyliczył w tym dziele uposażenie krakowskiej katedry, a także licznych kolegiat, klasztorów i kościołów parafialnych, dodając niekiedy informacje o historii poszczególnych miejscowości.
Tak ogromna, a do tego różnorodna spuścizna pisarska zdumiewa. Wszak owa działalność nie wyczerpywała aktywności Długosza. Był on także dyplomatą, zarządcą dóbr biskupich i kapitulnych, członkiem kilku zgromadzeń kościelnych. Jak w ogromie obowiązków administracyjnych i kościelnych można było stworzyć tak imponujące dzieło?! Odpowiada na to sam kronikarz:
„Przy tym dziele [tj. Rocznikach – PW] stale i bez przerwy zajmowałem się pisaniem nie tylko moimi własnymi palcami, ale i moich skrybów, i to przez prawie 25 lat, również w nocy i we dnie dokładałem największej troski, największej gorliwości i starania o to dzieło, zaniedbując co innego. Nad posuwaniem tego jednego nieustannie nocą pracowałem”.
Opłacił się Długoszowi trud trwający ćwierć wieku. Przez kilka stuleci Roczniki były uznawane za wzór pracy historyka. Jeszcze za życia Długosza jego przyjaciel Jakub z Szadka napisał poświęconą mu biografię. Podkreślił w niej, że kronikarz napisał „całe dzieje Polaków stylem bardzo wytwornym i wspaniałym”. Jeden z kontynuatorów pracy Długosza, Maciej z Miechowa, stwierdził, że „poza [Długoszem] nikt tak jasno, wymownie i szczegółowo nie przedstawił dziejów polskich w pokoju i w czasie wojny, od strony wewnętrznej i zewnętrznej”. W XVII wieku pewien magnat przechwalał się, że ma w swych zbiorach rękopis Roczników, który „za skarb jeden być może miany i godna ta księga uszanowania”. W połowie XVI stulecia Stanisław Orzechowski nawoływał zaś: „czytajcie wielkiego historyka polskiego Jana Długosza”. Zaiste – czytajcie!
Esej został opublikowany (w dwóch wersjach językowych) w książce: