Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz poleca. Pułkownik czyli różny los dwóch kolegów szkolnych przez Ludwika z Krzewia (Ludwika Orpiszewskiego 1810–1875). Paryż 1858


Akcja zaczyna się w Zielone Świątki 1791. Siedemdziesięcioletni szlachcic, którego łysa głowa i twarz pokryte są licznymi bliznami przypasuje do kontusza w kolorze piaskowym (czyli w kolorze szlachty łęczyckiej) karabelę i w towarzystwie swego wychowanka oraz syna chrzestnego, szesnastoletniego sieroty Marcinka odbywa, zgodnie ze złożonym ślubowaniem pieszą wędrówkę do kościoła parafialnego, odmawiając po drodze zdrowaśki. W świątyni staje za nim ktoś wysoki, w kontuszu województwa rawskiego i umieszcza na łysej głowie sąsiada jakiś paproch. Zostaje to niezauważone. Papuzi kontusz ponawia swój czyn, teraz twarz, łysina, nos kartoflany poczerwieniały, wszystkie żyły na czole, na karku, na rękach wystąpiły. 
– Wysłuchaj Waszmość pierwej Mszy Świętej, potem się poznamy. Poznasz co to Marcin Piwo.

W rzeczy samej od pięćdziesięciu lat Marcin Piwo był znany na wszystkich sejmikach, odpustach, jarmarkach w Łęczyckiem i paru sąsiednich województwach. Wszędzie szukał zwady, z lada powodu sięgał po karabelę i wylał znacznie więcej cudzej krwi niż sam jej stracił.

Po nabożeństwie, na okolicznym cmentarzu, mimo perswazji proboszcza, przeciwnicy dobyli szabel i, otoczeni przez tłum ciekawskich, rozpoczęli walkę. Wkrótce pan Marcin otrzymał cios w łysinę. Krew zalewała mu oczy. Rawianin przedstawił się: Sylwester Ślesiński. Piwo znał go jako malca, przyjaźnił się z jego ojcem podczas udziału obu w konfederacji barskiej. Zwracając się do smarkacza, młodszego o lat trzydzieści Sylwestra, pyta go o powód takiego zachowania. Ten ze skruchą wyznaje, iż – będąc u siebie i w okolicy niepokonanym rębajłą – zawsze słyszy, że w Łęczyckiem nie miałby szans w spotkaniu z panem Marcinem. I tak diabeł go podkusił.

Proboszcz zalewa ranę okowitą. Kobiety ugniatają na głowie chleb z pajęczyną dla zasklepienia rany i poszkodowany zaprasza zwycięzcę do siebie na posiłek. Przy stole toczy się rozmowa o uchwalonej właśnie trzeciego maja Konstytucji, której obaj są zwolennikami.

Piwo ma sąsiada Bernińskiego, z którym często wchodzi w zatargi. Berniński spodziewa się, że w końcu Piwo może mu spalić wioskę. Właśnie z zagranicy wraca zamożny magnat Wojewodzic. Jest on przeciwnikiem Konstytucji, bowiem zrównanie w prawach mieszczan ze szlachtą wydaje mu się naruszeniem naturalnego porządku rzeczy. Berniński, bez rozgłosu, sprzedaje Wojewodzicowi, nie mającemu pojęcia o drobiazgach, wioskę za cenę dwukrotnie zawyżoną. Berniński rozrzuca też stogi siana na łąkach Piwa, prowokując go do konfliktu z Wojewodzicem.

Zajmujący jest opis małego, drewnianego krytego słomą dworku Bernińskiego. W pierwszej izbie, będącej salonem i jadalnią całej rodziny, a też gabinetem i sypialnią gospodarza, w rogu – łóżko, szabla w kącie i trzy strzelby zawieszone na ścianie. Nad poduszką – zakopcony obraz Matki Boskiej Częstochowskiej obwieszony ziołami. Biurko, na wpół spróchniałe, kilka stołków drewnianych, wąska kanapa, ogromny pęk kluczy i bizun zawieszony przy zegarze. Na stole – paląca się łojowa świeca, czterokanciasta zielonawa flaszka z wódką i kieliszek podobnego koloru. W sąsiednim alkierzu z paroma kuframi – łóża gospodyni domu i dwu córek. Po drugiej stronie – izba czeladna z kuchnią, komora dla służących, magiel i rozmaite graty.

Następnego lata w zajeździe Dawida w Łęczycy toczą się rozmowy między obecnymi:
A co Żydzie? Szlachta znowu górą?
Ny – panie Cześnik! A jak Moskale w kraju zostaną?
Co ty gadasz głupi! Panowie hetmanowie wywrócili infamisowską Konstytucję za pomocą Najjaśniejszej Cesarzowej, to teraz poproszą żeby pomocnicze wojska usunęła.
Ny panie Cześnik! A jak nie usunie?
To my ich wypędzim. Żeby Moskale chcieli zostać u nas w kraju, dalibyśmy im! Jakby panowie hetmanowie na nas krzyknęli…
A jak nie krzykną?

Ta książka pozwala sobie uświadomić, że Targowica to byli Seweryn Rzewuski, Szczęsny Potocki, Szymon Kossakowski  – nie więcej niż trzynaście osób na żołdzie Katarzyny, nieco ich klienteli i dość liczna rzesza szlachty całkowicie ogłupiałej.

Karczmę Dawida mijało towarzystwo Marcina Piwo. Słysząc głos Bernińskiego, Marcin wkroczył do środka i jednym ruchem wyprawił Bernińskiego na tamten świat. Przyjaciele i zwolennicy nieboszczyka byli jednak na tyle liczniejsi, że obezwładnili Marcina i nie zważając na jego prośby o sprowadzenie księdza, by mógł się przed nim wyspowiadać , powiesili go pod okapem nad zwłokami Bernińskiego. Powieszony ocaleje, pominę jednak szczegóły, by nie pozbawiać czytelnika przyjemności lektury.

Nie braknie też w powieści wątku miłosnego. Pewna starościna na Kujawach ma piękną córkę, piętnastoletnią już Teklunię. W Tekluni zakochał się Wojewodzic. Matka przekonuje ją, że to najlepsza partia w kraju, a równocześnie kandydat piękny, wysoki, wymowny, posiadający wiele wiadomości, nienagannych manier. Dochodzi do zaręczyn i, po dwóch latach, do ślubu. W Tekli kocha się też szkolny kolega Wojewodzica, skromniejszy szlachcic, patriota Prokop Modliborski. Dopiero po ślubie Teklunia zaczyna zdawać sobie sprawę, czym jest Targowica. Na próżno prosi, błaga męża, by zerwał z Rosjanami. Podczas powstania Kościuszki do pałacu Wojewodzica na Krakowskim Przedmieściu wdziera się tłum chcący zaciągnąć gospodarza na szubienicę. Wtedy wkracza Prokop w mundurze pułkownika wojsk Naczelnika. Osłania swą szpadą gospodarza. Tłumaczy reprezentantom ludu, że nie wolno nikogo wieszać bez rozprawy sądowej i wyrzuca ich z gmachu. Doradza Wojewodzicowi, by jak najrychlej, w przebraniu opuścił stolicę i w towarzystwie wiernej żony udał się na Wołyń. Teklunia wyraża Prokopowi swym spojrzeniem uczucia szczerej miłości. Wojewodzic stosuje się do udzielonej rady. Rozumie teraz, że małżonka żywi dla niego głównie litość.

Pułkownik czyli różny los dwóch kolegów szkolnych przez Ludwika z Krzewia w POLONIE