Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz stanowczo odradza. Albert Wilczyński. Turysta z Gilowa


Jarosław! Pięć minut! – Dał się słyszeć krótki, z niemiecka urywany głos konduktora. Długie chwile zastanawiania się, jak można wołać po polsku z niemiecka, nie prowadzą do konkluzji. Młoda osoba, która właśnie weszła do wagonu drugiej klasy słyszy pod swoim adresem: Proszę pani cofnąć się! Albert Wilczyński w każdym kolejnym ze swoich licznych utworów używa coraz gorszej polszczyzny.

Pan z brodą, który przed chwilą się odezwał, przedstawia się. Jest to Faustyn Golicki, lekarz powiatowy z Gilowa, obecnie turysta, a ponadto badacz natury. Wyciąga z kieszeni podręczną lupę i proponuje towarzyszce podróży, by przez nią obejrzała jego nos. Ta jednak nie jest ciekawa widzieć powiększony jego nos. On dalej opowiada, że napisał wyczerpującą rozprawę „O różnych kształtach wąsów u owadów”, która miała aż siedem arkuszy i była drukowana. Młoda pani dziwi się: – Co to siedem arkuszy? – Dla mnie pisanie nic nie znaczy. Ja mogę, uważa pani, siąść w każdej chwili i pisać o wszystkich przedmiotach, bo ja wszystko badam. Mam zbiory szkieł mikroskopowych, sto dwadzieścia sztuk.

Lekarz turysta jest mężczyzną średniego wzrostu, w wieku mniej więcej trzydziestu sześciu lat. W całej powierzchowności znać uczone zaniedbanie. Kołnierzyk mu się z jednego guziczka rozpiął, z pod niego wygląda kawałek trykotowego kaftanika… Ubranie za obszerne, jakby w spadku po otyłym wuju… Do tego od brody do spuszczającej się poniżej kolan poły jak na mapie można rozróżnić ślady jakby wysp różnej gęstości tłuszczu z zup i sosów spożywanych w rodzinie.

Pytany czy ma żonę, odpowiada, że kiedyś w towarzystwie, gdy sobie nieco podchmielili został przez kolegę zaprowadzony do salonu gdzie były kobiety. Patrzaj w czarnej sukni dziesięć tysięcy reńskich gotówką. Oświadczyłem się tamtego wieczoru. Więc małżeństwo bez miłości? Ja jako naturalista inaczej te rzeczy pojmuję. Darliśmy się przez pięć lat jak pies z kotem, ale się utarło i żyjemy w zgodzie. Mamy dom wygodny z werandą przez całą długość, ogród piękny, owoców tyle, że osiemdziesiąt reńskich biorę za nie i jeszcze dla nas zostaje z każdego gatunku.

A towarzystwo?

Człowiek naukowy sam sobie wystarcza.

Kobieta jedzie na kurację do Krynicy. Sądzi, że w Tarnowie się rozstaną. Lekarz przekonuje ją, że podobną kurację może zacząć w Muszynie, gdzie są trzy źródła mineralne. Doktor obiął kierownictwo. W restauracji dworcowej, w oczekiwaniu na pociąg do Muszyny, uznał, że stół jest za wysoki, krzesła za niskie, skrytykował kształt karafki, podane pieczywo. Opowiedział, jak korzystnie gruboziarnisty chleb razowy oddziaływuje na przesuwanie się pokarmu w kiszkach.

Gdy znaleźli się w wagonie, patrząc na mijany las, zajął się fizjologią roślin, życiem liści.

Dama słuchając, zdawała się być zachwycona ogromem wiedzy swego towarzysza, z jej spojrzeń można było przypuszczać, że dopiero teraz zobaczyła świat.

Po krótkim pobycie w Muszynie przenieśli się do Krynicy. Tu miała przyjaciółki, które już dla niej zamówiły lokum. Wypadało się więc rozstać.

Nazajutrz rano nasz turysta kazał się ogolić, ostrzyc. Wybrał bardzej paradne ubranie, dość jednak podobne do poprzedniego. Wziął ze sobą szklankę, perspektywę i szklaną rurkę do picia wód mineralnych.

Było dość chłodno i pochmurno. Wynajął chłopca, który miał za nim nosić parasol, pled i laskę. Tak doktór pojawił się na deptaku. Wkrótce spotkał swą znajomą w towarzystwie dwu starszych od niej pań. Z ich rozmów wynikało, że młoda ma na imię Janina. Faustyn objął komendę nad towarzystwem. Wybierał trasy spacerów, pory posiłków. Pouczał kucharza w restauracji, jak się przyrządza befsztyki, a rybaków, jak łowić pstrągi. Pouczał burmistrza, jak ma rządzić miastem. Kiedyś, gdy znaleźli się sami, Faustyn zdjął kapelusz, runął na kolana przed Janiną i wyznał jej swoje uczucia. Dodał, że oczywiście wkrótce się rozwiedzie. Janina gniewnie i stanowczo odrzuciła awanse, nie rezygnując jednak z jego towarzystwa. Kuracja w Muszynie nie dała widocznych rezultatów. Janina wyraziła stanowczy zamiar obejrzenia wraz z przyjaciółkami zbiorów lekarza, a zatem podróż do Gilowa. Faustyn bezskutecznie starał się storpedować jej pomysł. W pociągu lekarz stracił swą zwykłą werwę. Natomiast panie wyrażały radość, że poznają jego żonę, co wyraźnie go drażniło. Wreszcie na miejscu, poszedł zapowiedzieć żonie wizytę obcych dam, co ona przyjęła z niechęcią. Gdy jednak znalazły się w salonie, nastąpiła chwila radości, gorące powitania. Janina okazała się być Joasią, młodszą, szczuplejszą siostrą doktorowej. Jedynie Faustyn był niezmiernie skonsternowany. Joasia odciągnęła go jednak na bok i po długiej chwili zawstydzania obiecała przemilczeć jego miłosne wyznania.

Niechlujny wygląd urzędowego lekarza, możliwy raczej na głębokiej rosyjskiej prowincji niż w Galicji, człowiek nie mający pojęcia o wyglądzie i zwyczajach osób z najbliższej rodziny, lichy język – nie ma powodu, by brać do ręki tę ramotę.

Albert Wilczyński. Turysta z Gilowa w POLONIE

◊◊◊

Artykuł powstał w ramach realizacji przez Bibliotekę Narodową projektu „Patrimonium – digitalizacja i udostępnienie polskiego dziedzictwa narodowego ze zbiorów Biblioteki Narodowej oraz Biblioteki Jagiellońskiej” współfinansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa 2014-2020 oraz budżetu państwa.

◊◊◊

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.