Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz umiarkowanie poleca. Leonard Sowiński. Wspomnienia szkolne


Autor poczynając od roku 1859 współpracujący z ówczesną prasą ogłosił ponad dwadzieścia utworów dramatycznych, prozatorskich, krytyczno-literackich, filozoficznych i poetyckich. Tłumaczył również z ukraińskiego dzieła Tarasa Szewczenki.

Urodzony na podolskiej wsi syn chłopki i szlachcica, w wieku lat siedmiu, gdy umie już czytać i pisać po rosyjsku, oraz zna cztery działania arytmetyczne zostaje odwieziony przez ojca do szkoły w Międzybożu. Tam zostaje poddany egzaminowi; ile jest 7 razy 8. Udziela poprawnej odpowiedzi, że 56. Mimo to nauczyciel sądzi, że chłopiec jest zbyt drobny by pójść do pierwszej klasy i powinien rok spędzić we wstępnej.  Zostaje oddany na skromną stancję u jednego z nauczycieli miejscowej szkoły parafialnej. Tam pod nieobecność gospodarza zostają poczęstowani wódką i słoniną. Leonard ku zdziwieniu pani domu odmawia jedzenia słoniny. Chłopiec ma dzielić pokój z czterema rówieśnikami, mieszczący się w w skrzydle siedemnastowiecznego zamku. Nazajutrz zaczęły się lekcje. W ławkach po jednej stronie sali siedziało ośmiu chłopców, wśród nich nasz bohater, w spencerkach i surducikach. Po drugiej grupa czterdziestu w kapotach, często z wąsami, pod nosem, mówiący ze sobą po ukraińsku.

Wszystko czego tam nauczano można było opanować w ciągu roku, ale nauczyciel pobierający pieniądze za stancję i odbierający dowody grzeczności w postaci drobiu, jaj, prosiąt, wmawiał rodzicom, że synowie muszą tu spędzić cztery lata.

Po godzinie klasa się wyludniła, bo następowała lekcja religii i na sali zostali tylko katolicy. Katecheta, exjezuita okazał się surowy, a uczniowie niezmiernie nierozgarnięci. Jeden mając wymienić siedem grzechów głównych zaczął wyliczać siedem cnót kardynalnych. Tego rodzaju popisy kończyły się bezlitosną egzekucją linijką po łapach. Pociechą było, że ksiądz miał lekcje tylko trzy razy w tygodniu.

Leonard polubił jednak lekcje księdza. Słuchając o uczcie wyprawionej dla Syna Marnotrawnego, zapominał, że sam jest stale głodny.

W sąsiedztwie pojawił się pułk. Oficerowie, z pochodzenia Polacy odwiedzali szkołę, zadając uczniom pytania: Pomnóż pięć mil przez trzy funty? Piętnaście odpowiadał zadowolony chłopiec. Piętnaście, ale czego? Mil czy funtów? Oni jeszcze tego nie brali wyjaśniał zakłopotany nauczyciel.

Pewien staruszek zaczyna pożyczać Leonardowi książki. Ten, zaczyna jednemu z kolegów opowiadać przygody bohaterów Homera, znajdując w nim przyjaciela.

Następują wakacje, podczas których chłopiec nie tylko najada się do syta, ale zaczyna korzystać z ojcowskiej biblioteki, mając o czym opowiadać koledze.

Przed końcem kolejnego roku szkolnego następuje majówka- wyprawa do okolicznego lasu, z ucztowaniem na polanie.  Na zakończenie uroczystości trzeba było nauczycieli, którym nogi odmawiały posłuszeństwa ułożyć na wozie. I tak zostali odwiezieni pod opieką jednej z żon. Uczniowie wracali pieszo. Nazajutrz nie było lekcji a następnego dnia profesorowie mieli posiniaczone twarze.

W następnym roku pojawili się nowi nauczyciele. Geograf zwany dzikiem, gruby 50-latek o ponurej twarzy z bokobrodami dyktował klasie definicje, wymagając ich dosłownego powtórzenia. Gdy ktoś przekręcił zdanie, głośno wymyślał i bił po łapach.

Matematykiem był student z Petersburga, usunięty za karę na prowincję. Nauczyciel niemieckiego nazwiskiem Fiszer był, jak odkryli, głuchy. Na jego pytania by odmieniać cokolwiek wystarczyło poruszać wargami nie wydając z siebie głosu. Jedynie francuskiego i rosyjskiego uczono przyzwoicie.

Na zakończenie studiów w Międzybożu  Sowiński deklamował z powodzeniem Budrysa Mickiewicza w tłumaczeniu Puszkina, za co otrzymał pierwszą nagrodę w postaci tomu zbiorowego „Kijowianin”. Po trzech latach nauki Leonard uzyskał dość skromne wiadomości.

Odwieziony do gimnazjum z Żytomierzu zyskał tam solidną znajomość historii starożytnej, którą się popisuje. Bywa regularnie w miejscowym teatrze, gdzie obejrzał prawie wszystkie sztuki Fredry i Korzeniowskiego. Najbardziej zapamiętał „Damy i Huzary”, „Żydów” i „Okno na pierwszym piętrze”. Czytywał Krasickiego, dwa małe tomiki Mickiewiza, Bronikowskiego, Bernatownicza, Tańską, Woronicza, Aloyzego Felińskiego, wiersze Osińskiego, Kożmiana, Wężyka. Szczególne wrażenie wywarł na nim Don Kiszot w przekładziePodoskiego, potem Papiery Klubu Pikwika. Wymienia nazwiska nauczycieli i kolegów, dodajac zawsze czym się potem w życiu zajmowali. W roku 1845 gimnazjum odwiedził generał-gubernator Kijowski rugając dyrektora, że ustawił uczniów według klas, a nie według wzrostu.

Leonard Sowiński. Wspomnienia szkolne  w POLONIE