Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz gorąco poleca. Dziennik podróży do Turcji odbytej w roku 1814 przez Edwarda Raczyńskiego (1786–1843)


Autor wyrusza z Warszawy 17 lipca 1814 roku. Po dwu dniach, przekroczywszy Bug, jedzie przez Wołyń. Pejzaże między Łuckiem a Dubnem określa jako zachwycające. Ziemia jest żyzna i dobrze uprawiana, trzody liczne. Natomiast miasteczka zabudowane są nikczemnie, mieszkańcy niechędożni i rozpici. Za rzeką Słucz zaczynają się stepy spalone przez słońce, porośnięte piołunem i wysokimi ostami. 31 lipca jest w Humaniu, miejscu pamiętnej rzezi. Zwiedza Sofiówkę, opisane przez Stanisława Trembeckiego, założone wielkim kosztem ogrody Szczęsnego Potockiego. Potem znowu stepy, pokryte w wielu miejscach kurhanami. Drugiego sierpnia dojeżdża do Odessy. Okolice miasta są opuszczone, bo w latach 1812–1813 panowała tu epidemia cholery, na którą zmarło 2656 osób. Udało się wyleczyć 675, stosując chininę z mocnym winem i kamforę z saletrą. Chorym posługiwali przestępcy skazani na śmierć; jeśli przeżyli, puszczano ich wolno.

Powołując się na Marcina Kromera, Raczyński przypomina, że za Władysława Jagiełły, w roku 1415 tereny te i port należały do Polski. Potem nastąpiło panowanie tureckie.

Katarzyna II w roku 1791 postanowiła rozbudować port handlowy i założyć przy nim miasto, które nazwała Odessą. Car Aleksander I w 1803 mianował wielkorządcą księcia Richelieu. Miasto, zamiast ówczesnych 400 budynków, w chwili przybycia Raczyńskiego liczyło ich dwa tysiące i dwadzieścia cztery tysiące mieszkańców. Są tam szerokie ulice, kilka kościołów, teatr, koszary, ogród publiczny i dwa towarzystwa ubezpieczeniowe. Zawija tu kilkaset okrętów kupieckich rocznie. Zabierają one zboże, liny okrętowe, skóry, tabakę i wełny.

Z Francji docierają tu wina, oliwa prowansalska, sukna i porcelana. Okręty włoskie dowożą wina sycylijskie, oliwę z Genui, sery z Parmy, siarkę i marmury. Hiszpanie przywożą wina, ołów, kobierce i grubsze sukna. Z Portugalii sprowadzane są wina Madera i Porto. W 1813 roku przywieziono towarów za dwa miliony 313 tysięcy rubli. Wywieziono za 5 milionów 855 tysięcy rubli.

Miasto obwiedzione jest koszarami w kształcie strzelnic armatnich.

Szóstego sierpnia Raczyński odpływał z Odessy statkiem wiozącym zboże do Stambułu. Żegluga trwała cztery dni. Widok Konstantynopola nie ma sobie równego. Aby opowiedzieć długą historię miasta, Raczyński odwołuje się do Pliniusza Starszego, Herodota, Plutarcha i jeszcze siedmiu starożytnych autorów. Rząd turecki, wbrew dawnym regułom zaniechał układania ksiąg ludności. Natomiast statystyką zajmuje się poseł francuski, generał Andreossi, który z faktu, że dostarcza się tu codziennie 12 tysięcy kilogramów zboża, wnosi że w Konstantynopolu mieszka 600 tysięcy osób. Miasto wspaniale wyglądające z morza, ma ulice kręte, źle brukowane, nieporządne i niezmiernie ciasne. Dwa powozy nie mogą w nich obok siebie stanąć. Korzystają z nich tylko kobiety. Mężczyźni, nawet sam sułtan, jeżdżą konno. Istnieją wielkie składy towarów, przypominające krakowskie Sukiennice, gdzie można dostać sukna, skóry, jedwabie, szale, broń. Kupiec oznajmia cenę, kupujący obniża ją i szybko się godzą. Gdy muezin wzywa na modlitwę, kupcy zostawiają kramy, spiesząc do meczetów. Jeśli zdarza się kradzież, to winowajcą jest tylko Żyd lub chrześcijanin. Bardzo, bardzo wiele miejsca zajmuje w tej relacji opis skomplikowanych urządzeń doprowadzających do miasta wodę, której muzułmanie, przy często powtarzanych ablucjach, używają więcej niż my.

Większość domów budowano z drzewa, co sprzyjało pożarom, których ofiarą padały także dawne wybitne rzeźby i posągi marmurowe i spiżowe. Ozdobą miasta zdaje się być Seraj – dawny pałac cesarski zajmowany obecnie przez sułtana. W istocie jest to silnie strzeżone więzienie, które mieści dziesięć tysięcy dusz, w tym pięćset kobiet, pilnujących je eunuchów czarnych i białych, ogrodników, stajennych, kucharzy i strzegących Seraju janczarów. Straże nie dozwalają niczego tu rysować. Obok jest łaźnia publiczna. Autor z przyjemnością wspomina swoją kąpiel parową.

Do budowy meczetów użyto wielu elementów świątyń chrześcijańskich.

25 sierpnia Raczyński znalazł się na balu wydanym przez posła francuskiego, gdzie obserwował odmienność strojów zaproszonych Turków, Ormian, Greków i Greczynek, które wydały mu się nadmiernie roztyte. Następnie zwiedził liczne w okolicy winnice. Wina białe uznał za dość dobre, podobne do reńskich. Na brzegu azjatyckim powietrze pachniało dziką lawendą, tymiankiem, melissą. Podczas pobytu autora rozpoczął się ramadan, czyli miesiąc postu, kiedy muzułmanie nie mogą nic jeść ani pić od wschodu po zachód słońca. Dopiero po zmierzchu opuszczają meczety i spieszą do kawiarni, gdzie ciasta i kawa pozwalają im nadrobić całodzienny post. Przed świtem szybko spożywają śniadanie. Ludzie zamożni zwykli wtedy sypiać w ciągu dnia.

10 września małym stateczkiem żaglowym autor wyrusza w podróż morską, zwiedzając miejsca znane zarówno z historii starożytnej, jak i wypraw krzyżowych. Sternik spytał towarzyszącego autorowi Greka, jaki jest cel ich podróży. Polak ten nie jest kupcem i nie szuka medalów jak Anglicy. Dialog ten rozśmieszył Raczyńskiego, więc wyjaśnił, że szuka miejsca, w którym była Troja i streścił im poemat Homera, wsławiający ich naród w całym cywilizowanym świecie. Grecy chcieli się dowiedzieć o czas tych wydarzeń. Słysząc, że przed trzema tysiącami lat, uznali, że cała ta historia jest zmyślona, bo przed trzema tysiącami lat nie było chrześcijan, więc i Greków być nie mogło.

Wreszcie 26 września Raczyński, mijając wioskę zwaną po turecku Bunarbaszy, zwiedza brzegi Skamandra, porośnięte trzciną, wierzbami, topolami, oraz tereny dawnej Troi, posługując się jako przewodnikiem Iliadą w tłumaczeniu Franciszka Ksawerego Dmochowskiego. I brzeg rzeki i położenie miejsca zgadzają się z opisem rymotwórcy. Obszedł cały obszar miasta, które mogło liczyć koło 30 tysięcy mieszkańców. Nie trafił na żadne ślady dawnych budynków.

17 września wraca wodą do Konstantynopola, rozważając po drodze, gdzie należałoby ustawić baterie ciężkich armat, by żadna wroga flota nie mogła dopłynąć do stolicy. Ubolewa też nad złym dziś przygotowaniem słynnych kiedyś wojsk tureckich. Żołnierze, ćwicząc musztrę z kijami, potrafią co najwyżej strzelać z łuku. Rząd nie zna dokładnej liczby wojsk, bowiem dowódcy podają dane znacznie zawyżone, pobierając ze skarbu żołd martwych dusz.

W lepszym nieco stanie jest flota, składająca się z siedemnastu okrętów liniowych i siedmiu fregat.

9 października na przedmieściu Stambułu wybuchł pożar. Strażacy miejscy zaopatrzeni w sikawki,  pertraktowali z właścicielami niezbyt odległych od ognia domów, za jaką sumę ocalą ich posiadłość, żądając wypłacenia pieniędzy przed przystąpieniem do akcji. W wieku osiemnastym pożary zdarzały się tu często. Dla ich uniknięcia ulice powinny być szersze, a domy murowane.

23 października Raczyński ruszył w drogę powrotną. Na Morzu Czarnym przeżył groźne burze. 12 listopada dopłynął do Odessy. Zwykłą kwarantannę trwającą 42 dni można skrócić do 16, jeśli podróżny odda całą swoją garderobę i użyje świeżego odzienia przyniesionego z miasta, co uczynił Raczyński. Wełna, jedwab lub płótno dłużej niż ciało ludzkie mogą być bowiem źródłem zarazy.

27 listopada autor opuścił Odessę, kierując się ku Warszawie.

Dziennik podróży do Turcji odbytej w roku 1814 przez Edwarda Raczyńskiego (17861843) w POLONIE