Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Andrzej Dobosz odradza. Mozaika kontraktowa. Pamiętnik z roku 1851 przez Aleksandra Grozę. Wilno 1857


Rzecz jest dziennikiem podróży odbytej między 21 stycznia a 2 lutego do Kijowa na kontrakty, pobytu w Kijowie i wyjazdu z tego miasta. Zaczyna się od uwagi, że dawniej podróż taka była ważniejsza, bo obecnie wiele produktów można już dostać na prowincji. Dziś jeździ się tam już tylko po herbatę, kawior, konfitury i książki. Obecnie podróż jest też znacznie bardziej bezpieczna niż kiedyś. Nie trzeba się już lękać napadu złoczyńców. Trzeba mieć ze sobą tylko paszport. Pierwszy postój wypadł w Berdyczowie, gdzie narrator spędził czas w towarzystwie przyjaciół. Kiedyś Ojcowie Karmelici mieli tu doskonałą szkołę i drukarnię. Wszystko to już należy do przeszłości.

W kolejnym miasteczku, Chodorkowie są porządne murowane sklepy i dwa klasztory: Ojców Kapucynów, zamieszkany i oo. Dominikanów od roku 1832 opuszczony. Drzwi były zamknięte na klucz, okna powybijane. 23 stycznia dojechano do Brusiłowa, słynącego ongiś z likworów, teraz fabrykacja ta bardzo podupadła. Wjeżdża się do Kijowa (24 stycznia) po niewielkiej pochyłości. Teraźniejszy Kijów rozrósł się bardzo, stare cmentarze są już w środku miasta. Czerwieni się ogromny gmach uniwersytetu. Na górze św. Andrzeja jest cerkiew tego świętego, jedna z najpiękniejszych w mieście. Poniżej tłum przesuwał się między rzędami sklepów i straganów, gdzie było widać jaskrawe, różnokolorowe ruskie bławatne towary. Lud pytał o chustki, pasy, galony.

W Sali Kontraktowej obecne było w większej części starozakonne obywatelstwo, bez pejsów wprawdzie, z brodami, zawsze z dobrym zapasem grosza, który umie w ich ręku stokrotny procent przynosić. Zatrzymała się przed Salą Kontraktową czterokonna kareta, konie w krakowskich chomątach, furman i lokaj w szafirowej liberyi. Wysiadła młoda, piękna kobieta z przystojnym mężczyzną. To małżonkowie, co się przed półrokiem pobrali. Przybyli na kontrakty, on dla spłacenia kawalerskich wierzycieli, ona dla pochwalenia się ekwipażem i strojem. Udałem się do domu Kisielewskiego, gdzie były dwie księgarnie, jedna Zawadzkiego, druga Glücksberga. Jako człowiek należący do książkowego cechu, byłem tu po przyjacielsku powitany. Zabrawszy katalogi i kilka nowych książek wyszedłem.

Chodząc po mieście narrator spotyka znajomych, wstępuje na herbatę lub wino. Mieszkający tu na stałe krewny zaprasza go do swego domu, by pokazać namalowane podczas letniej podróży udane widoki Wenecji. W Kijowie kwitnie życie muzyczne. Powodzeniem cieszy się skrzypek Frankensztejn, który w minionym roku grał z powodzeniem w Odessie. Po koncercie Frankensztejna narrator jest zaproszony na występ dwu młodych utalentowanych artystów, szesnastoletniego Henryka Wieniawskiego i jego młodszego o cztery lata brata Józia. W drodze powrotnej znów zatrzymuje się w Berdyczowie, gdzie słucha opowieści o miejscowym Rothschildzie nazwiskiem Halperin. Jakiś czas temu zawistni rozpuścili plotkę, że Halperin bankrutuje. Jego klienci przybiegli żądając wypłat. Bankier w ciągu trzech dni zaspokoił wszystkich. Teraz właściciele kapitału nie wiedzieli co z nim robić. Halperin zgodził się znów przyjmować peniądze, tyle że już nie na sześć procent rocznie, a jedynie na pięć. Ci co chcieli mu zaszkodzić, wyrządzili przysługę.

Autor relacji wstępuje też do sklepu Szafnagla przy ulicy Machnowieckiej. Zobaczył tam siedzącego z cygarem w ustach szczupłego blondyna miernego wzrostu, przed którym leżał pęk strun, z których jedną po drugiej wybierał. Był to skrzypek Apolinary Kątski, mający koncertować w Berdyczowie w następnym tygodniu. Kątski rozmawiał z Szafnaglem po francusku. Narrator pozostał dłużej w Berdyczowie, by słuchać Kątskiego. Był zachwycony mocą i lekkością smyczka, biegłością lewej ręki skrzypka, zlepek kilku cienkich deseczek, szczebiotał, brzęczał, gwizdał, rzewnie i pięknie, że człowiek nie wierzył swym uszom.

Mozaika kontraktowa. Pamiętnik z roku 1851 przez Aleksandra Grozę. Wilno 1857