Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Narcyza Żmichowska: "Biała Róża". Odradzam


Narratorka opowiada, że parę lat temu znalazła się nagle na balu i to nie na balu sąsiedzkim, nie na balu prowincjonalnym, nawet nie na balu w mieście gubernialnym, lecz na balu warszawskim, w salonach, które zaliczają się do najpierwszych i najobszerniejszych w tym mieście. Całe litanie tytułów, mieszanina literatury z próżnością. Znalazła się tam skuszona przez przyjaciółkę. Co ci to szkodzi? Przypatrzysz się, poznasz.

 Wybierając się na bal sprawiła sobie suknię. Jakiego koloru? Czy niebieską? Czy różową? Czy białą? Biała pasuje do wszelkich odcieni cery, do każdego wieku. To czytelnicy mają jednak wybrać kolor sukni.

W salonie jest wiele osób – mężczyzn i kobiet. Niektóre z nich są sobie przedstawiane. Niektóre panie tańczą, a inne siedzą. Pewien jegomość w okularach, wyjął z kieszeni tabakierkę, potrząsnął nią i schował. Na gali pojawia się dama. Jest to pani Kajetanowa. Kajetanowa z Opatowskiego. Pani Kajetanowa dysponuje majątkiem trzech milionów. Przystojna, czterdziestokilkuletnia ma ciemnopurpurową aksamitną suknię, brylantową spinkę w zawoju, brylantowe kolczyki przy uszach, brylantowy fermuar z perłami przy szyi, brylanty w wielkiej broszy na staniku, brylanty w kokardach czarnych koronek, które przód spódnicy zdobiły. Obok niej siada Obok niej siada młoda piękność o marmurowobiałej karnacji z jedną tylko białą różą wplecioną w warkocz, wpatrując się pilnie w inkrustacje swego wachlarza. Poproszona do tańca wstaje. Tańczy, lecz ani jeden muskuł nie drgnął na jej twarzy. Po skończonym tańcu siada.

– Czy pani w tańcu się męczy?

– Bardzo się męczę – odpowiedziała spokojnym głosem.

– Jednak pani nadzwyczaj wiele tańczy.

– Ja zwyczajnie nadzwyczaj wiele tańczę.

Powtórzyła mi z niezachwianą powagą.

Po paru dniach narratorka dostaje list od Białej Róży: Ja biedna jestem, muszę mamy słuchać i kiedy na bal zaproszą jechać koniecznie, jeśli mię głowa do ostateczności nie rozboli; na balu muszę tańczyć, gdyż jeślibym komu odmówiła bez uzasadnionej balowo przyczyny, wprost dlatego, że on mi się nie podoba, lub, że mnie już taniec znudził, zaraz by powiedziano: A jaka dumna! A jaka niegrzeczna! A jak uchybiła panu Pawłowi…Powiedziano by co gorszego może i zatrułoby to spokój nasz rodzinny. Matka by się rozchorowała, ja bym dobre imię i wszelką szczęścia nadzieję straciła.

Tu już ostatecznie usypiam, choć jeszcze daleko do końca tego romansu psychologicznego.

Narcyza Żmichowska: Biała róża w POLONIE