Przegląd Cyfrowej Biblioteki Narodowej Polona/Blog

Kant w Królewcu


Immanuel Kant jest chyba najbardziej emblematyczną postacią w historii filozofii – uosabia w realnej historii myśli stereotypową figurę reprezentanta tej dziedziny. Pod tym względem mógłby konkurować tylko z Platonem jako twórcą idei filozofii. Kant jest jakby jego nowożytnym odpowiednikiem.  Żywą egzemplifikacją filozoficznego stylu pisania i myślenia oraz kojarzonego dziś z tymi aktywnościami sposobu życia.

W epoce nowoczesnej etykieta „filozofa” kojarzy się bowiem głównie z oderwaniem od rzeczywistości – wynikłym z dostępu do innej, być może ciekawszej, idealnej dziedziny głębokich wglądów i sensów. W potocznej percepcji nie różni się zbyt od stereotypu mistyka, co u zarania filozofii potwierdza Platońska doktryna świata idei jako rzeczywistości prawdziwszej, w której ta zwykła, empiryczna miałaby tylko uczestniczyć lub ją naśladować. Kant realizuje niejako stereotyp nieudolności niewolnika powracającego ze świata słońca do jaskini. I tak jak Platon projektował idealne państwo, podobnie Kant w wieku XVIII stawiał przed ludzkością wygórowane cele – zaprowadzenie wiecznego pokoju między narodami, światowego „społeczeństwa obywatelskiego rządzącego się prawem” oraz dążenie do republikańskiej moralnej wspólnoty „państwa celów”.

Przede wszystkim jednak Kant przeprowadził analogiczną do Platona operację w słynnej Krytyce czystego rozumu. Powodowany uznaniem dla dokonań naukowych przyjął prowokacyjne założenie, że to przedmioty naszych aktów poznawczych dostosowują się w swej strukturze do nas, a nie nasz umysł do nich, jak sądziła ówczesna teoria poznania. Był to tak zwany przewrót kopernikański Kanta, po którym myśl filozoficzna złapała nowy wiatr w żagle na zgoła dwa stulecia.

To dzięki tej śmiałej zmianie założeń w dziedzinie teorii poznania –  oraz na terenie moralności i sztuki – prowincjonalny niemiecki filozof z Królewca, odmawiający lukratywnym ofertom zatrudnienia w akademiach na zachód od Odry, urósł w powszechnej pamięci do rozmiarów porównywalnych Kartezjuszowi, Arystotelesowi czy wspomnianemu Platonowi.

Figurę filozofa Kant uosabiał przede wszystkim jako człowiek. Mówi się, że był jak królewiecki zegar – beznamiętny i dokładny. Był doskonale „prusko” punktualny, służący budził go codziennie za kwadrans piąta słowami: „Już czas!”.  Krążą legendy o mechanicznej stałości jego nawyków i rytmu dnia, niechęci do najdrobniejszych wizualnych zmian w otoczeniu. Słynne Ostatnie dni Immanuela Kanta pióra de Quinceya (znanego głównie z Wyznań angielskiego opiumisty, 1822) oraz misterny esej Bolesława Micińskiego Portret Kanta pogłębiają ten obraz, nadając mu wymiar metafizyczny:

O dziesiątej Kant wchodzi do zimnej sypialni o wiecznie przesłoniętych oknach. Rozbiera się „według metody” i „według metody” starannie owija się w brunatną kołdrę jak w kokon. Za chwilę zaśnie. Wtedy z kokona wyfrunie ogromna ćma i chwiejnym lotem okrąży głowę. Jutro Kant zapisze w notesie: „wystrzegać się złych snów”.

W oczach de Quincey’a, który wciela się w swej narracji w jednego z domowników, Kant, wbrew stereotypowi o przebywaniu Kanta w świecie abstrakcji, jawił się jako osobnik świetnie osadzony w realnym świecie emocji, który jakby programowo się uspołeczniał. Za młodu świetnie grał w karty i w bilard, nawet na tym dorabiając, a na przyjęciach błyszczał elegancją ubioru, swobodą i erudycją, wręcz talentem aktorskim – zdolny, by zachowywać niewzruszoną powagę, opowiadając najzabawniejsze anegdoty  (Herderowi radził nawet, aby nie rozmyślał zbyt często o książkach). Owszem, w sprawach damsko-męskich zachowywał wstrzemięźliwość – miał ponoć wyrażać dystans do czynności seksualnych jako przyjemnych,  acz „niegodnych filozofa”. Ale mimo to jeden z jego przyjaciół, Johann Georg Hamann zwany „magiem północy”, wyraził raz obawę, że młody filozof tak głęboko tkwi w wirze towarzyskich rozrywek, że w przyszłości nie będzie miał wystarczająco dużo czasu na pracę.

W wieku dojrzałym królewiecki filozof zachował sentyment do życia społecznego, które w teorii uważał za naznaczone ambiwalencją. Człowiek ma jego zdaniem „skłonność do uspołecznienia, ponieważ tylko w stanie uspołecznionym czuje się bardziej człowiekiem, tj. czuje, jak rozwijają się jego zadatki przyrodzone. Ale ma również wielką skłonność do odosabniania się (izolowania), ponieważ jednocześnie znajduje w sobie aspołeczną chęć urządzenia wszystkiego wedle własnego upodobania”. Dlatego „dąży do zdobycia sobie pozycji wśród bliźnich, których nie może znieść, ale bez których nie może się też obyć”.

Aranżował więc przez całe lata rytualne proszone obiady, na które zapraszano zawsze nowe osoby – jak gdyby był świadom roli własnego salonu w kształtowaniu kręgu towarzyskiego Królewca. Toczono tam swobodnie aranżowane dyskusje, których tematy stopniowo zmieniano pod kątem kolejnych etapów rytuału. Kant wciąż był duszą wspólnoty, błyszcząc znajomością nowinek ze świata nauki i doskonałą wiedzą z dziedziny antropologii i geografii (unikano tematów ściśle filozoficznych). Wycofywał się kurtuazyjnie w swą kawalerską galanterię, ale wciąż dbał tyleż o poziom dyskusji i jej formy, co o autentyczność kontaktu z ludźmi, zwłaszcza młodymi, których obecności starał się nigdy nie lekceważyć.

Kant był całkiem niezłym pisarzem jako filozof akademicki, do momentu, gdy przeszedł do tak zwanego „okresu krytycznego”, zapoczątkowanego publikacją słynnej Krytyki czystego rozumu. Wtedy to definitywnie utracił pisarską swobodę i dlatego też czytając to dzieło można odnieść wrażenie obcowania z kimś rozproszonym na szereg równoległych toków rozumowania. Kimś, kto porusza się w swej dziedzinie jakby po omacku – zdania są zawiłe, ich treść skomplikowana. Filozof nie jawi się w tym wszystkim raczej jako odkrywczy geniusz – tego miana odmówił mu np. Heine. Bardziej jako somnambulik, który wyraża swoje myśli jakby na granicy świadomości.

W jego rozważaniach zawsze daje o sobie znać pietystyczna ostrożność wobec przedmiotów – których naturę stara uchwycić w swoistości, a nie projektować na nowo. Tak stara się czynić z naukami pozytywnymi, z moralnością i ze sztuką, co zaowocowało spójną, ale jakby zwielokrotnioną w systemie lustrzanych odbić teorią. Za każdym razem zmierza on do wyodrębnienia tego, co dla danej dziedziny specyficzne: Czym jest teza naukowa? Czym jest doświadczenie wyboru moralnego? Czym specyficznym jest percepcja piękna w dziele sztuki?

Taka ostrożna badawczość cechuje jego Krytykę władzy sądzenia, której treść jest stosunkowo mało znana w szerszym obiegu intelektualnym. Kant opisuje tam fenomenologicznie dwa odrębne rodzaje doświadczenia związane z dwoma skrajnie odmiennymi typami odczuć  – piękna i wzniosłości – gdzie główną rolę odgrywa aktywność wyobraźni, „pewnej ślepej funkcji duszy”, „której znaczenie rzadko sobie uświadamiamy”.

Piękno dla Kanta daje się uchwycić tylko w ulotnej refleksji i nie sposób podać jego treściowych kryteriów. Rodzi ono wrażenie „celowości bez celu”,  uchwytnej dzięki poczuciu zgodności między aktywnością wyobraźni i intelektu podmiotu, który go doświadcza. Jego najbardziej adekwatnym upostaciowieniem jest arabeska – ornament roślinny lub geometryczny, który nic sam przez się nie znaczy. Jest czystą formą piękna wprawiającą w ruch wolną grę imaginacji i myślenia.

Wzniosłość z kolei może być „matematyczna” lub „dynamiczna”. W wydaniu matematycznym główną rolę odgrywa znów wyobraźnia. Słynny przykład Kanta to piramida egipska, która wzbudza odczucie wzniosłości tylko z określonego dystansu (sam opierał się oczywiście  na już istniejącym opisie, skoro jak wiadomo jego jedyną daleką wyprawą była ponad stukilometrowa wycieczka saniami do Gołdapi). Przedmiot wzniosły matematycznie doprowadza do regresu lub porażki wyobraźni w jej próbie estetycznego scalania tego, co ujmowane – jak w przypadku wielkich konstrukcji architektonicznych starożytnego Egiptu albo oszałamiającego nagromadzenia fresków na sklepieniu Katedry Świętego Piotra w Rzymie.

Wzniosłość dynamiczna łączy się zaś w oczach Kanta z naturalnymi żywiołami, takimi jak ocean, huragany albo piętrzące się szczyty górskie. Odczucie tego rodzaju zakłada elementarne poczucie dystansu wobec żywiołu, a jej doświadczenie ma utwierdzać podmiot w obliczu ślepej potęgi – jako kogoś, kto będąc wobec niej pyłkiem bez znaczenia nosi w sobie coś więcej niż ona, element „noumenalny”, nadzmysłowy. Jak powiada Kant:

musimy, tak jak to czynią poeci, umieć dopatrzyć się wzniosłości oceanu w samym tylko widoku, który ukazuje się naszym oczom. Gdy jest spokojny jako jasne, ograniczone jedynie przez niebo zwierciadło wód. Gdy zaś jest niespokojny – jako otchłań zagrażającą pochłonięciem wszystkiego.

Kant zmarł w wieku 79 lat. Jego ostatnie słowa miały brzmieć: „Jest dobrze”.

◊◊◊

Digitalizację materiałów bibliotecznych w ramach projektu „Patrimonium – zabytki piśmiennictwa” dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego.

◊◊◊